Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2009, 13:32   #6
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Hyalieon , Południowe lasy

- Oczywiście, że tak. –odparła nimfa. – A teraz przestań się wiercić i mów dalej. Chciałabym też wiedzieć kim jest ten Tawrok. Przywódcą górników, czy waszym... znaczy się najemników?
Calvea...wydawała się wsłuchiwać w ton głosu nimfy. I nie bardzo jej się ów ton głosu podobał. Ale ostatecznie odpowiedziała na pytanie.
-Tawrok to najbardziej irytujący, arogancki belsamethianin jaki chodzi po Tais, były dowódca partyzantki. I dlatego uważa, że wie wszystko najlepiej.- rzekła z pewną ironią kobieta w głosie.- I dowodził ochroną kopalni...Bardzo dobrze zresztą. Ale tym razem sytuacja go przerosła.
Calvea przymknęła oczy i kolejne słowa wyrzucała z siebie z pewną trudnością. – Tawrok jest też moim najlepszym przyjacielem, jest prawie jak starszy brat...Rozdzieliliśmy się podczas bitwy...A właściwie, ja musiałam mu odwodnić mu, że sobie potrafię sama poradzić...Nie mów mu jak skończyłam, dobrze? Tawrok chciał się wycofać do Graiholm... Jest z niego twarda sztuka, więc na pewno mu się udało i dlatego też mnie musi się udać.
Po tych słowach przerwała i spytała.
- Wybacz, mówię tylko o sobie... Kim jesteś i co tu robisz? Nie pachniesz, ani jak człowiek, ani jak elf... Trochę jak las. Ale daleko ci do zapachu satyra.
- Jestem Aeterveris, a mój dziwny zapach wynika zapewne z tego, że jestem też nimfą. Jednak nie mamy teraz czasu na dłuższe opowieści, lepiej będzie jeżeli ruszymy jak najszybciej. Jesteś w stanie iść?- odpowiedź bardki spowodowała minę nieufności na twarzy najmeniczki, ale nic nie odparła.
Calvea skinęła głową, jednak najwyraźniej przeceniła swoje siły i choć sama podniosła się z ziemi, to miała dość spore problemy z ustaniem na nogach. Aeterveris podparła więc ranną półelfkę i obie kobiety razem ruszyły w kierunku traktu.
Obie ruszyły powoli przez las...Nimfie nietrudno było się domyślić, że obecna była upokarzająca dla dumnej wojowniczki. Calvea miała wargi zaciśnięte w gniewie... Na twarzy wypieki. Jednak nie skarżyła się...Uparcie "wpatrywała" w drogę naprzód. Powoli krok za krokiem ruszały z powrotem do Gaalhila. Aeterveris niepokoiło powolne tempo...Jeśli w pobliżu jest więcej wrogich elfów. Nie zdążą im uciec.
W końcu dotarły na miejsce...Gaalhil na ten widok chciał krzyknąć coś, ale nimfa go uprzedziła. I wyłożyła całą sytuację.
-Niestety nie mam....ale mamy transport dla rannej.- rzecze w odpowiedzi Gaalhil klepiąc raptora bitewnego. Wspólnie nimfa i szlachcic wpakowali ranną tajemniczkę, na zwierzę. Calvea przytula się do niego ciałem, a Gaalhil wędruje obok ciągnąc cugle bestii
Cała grupa ruszyła drogą, tym razem szybciej...Popędzani przez wiszące nad nimi zagrożenie.

Południowe Lasy, Graiholm



Duże i potężne mury miasta robiły wrażanie nie do zdobycia. Niemniej cisza jaka z nich dobiegała była złowieszcza. Wielkie mury nie stanowiły bowiem obrony...gdyż nie było obrońców na nich. Zwodzony most był opuszczony i nikt na nim nie zatrzymywał podróżnych.
Kroki dwójki wędrowców i raptora odbijały sie echem po drewnianych deskach mostu.
Miasto wyglądało jakby nagle jego mieszkańcy znikli...Warsztaty były otwarte, mieszkania porzucone...nawet stały tu, niedojedzone stygnące posiłki.
Miasto wydawało się być opustoszałe, wymarłe...ale gdzie ciała? Nie było, ani żywych ani martwych stworzeń...Żadnego odoru śmierci. Jakby wszyscy nagle znikli!
Ale nie byli tu sami...Czułe ucho nimfy dosłyszało jakieś kroki, rozmowy w bocznych uliczkach. byli obserwowani...Przez kogo? Tego Aeterveris nie wiedziała.
Miasto samo w sobie było dość spore...budynki w większości wybudowane według ludzkich gustów, choć ślad elfich wpływów w architekturze był widoczny.

Ukryta dolinka na południe od Phalenpopsis

Krasnolud siedział przybity sytuacją...Nie spodziewał się śmierci Aydenna. Bez niego czuł się pozbawiony woli życia. Nie wiedział co ma robić. Dotąd właśnie ów elf o wszystkim decydował i planował.
- Aydenn był dla nas niezastąpiony, ale teraz gdy go zabrakło musimy sobie jakoś poradzić.Nie możemy tu zostać za długo, musimy poszukać innego bezpieczniejszego schronienia, a także zdobyć jakąś broń. - słowa orka napawały smutkiem Turama, tym bardziej że miał rację.
- Mości Turamie, czy możesz nas zaprowadzić do jakiegoś bezpiecznego schronienia, jakąś w miarę bezpieczną drogą? – Słowa półorka przywróciły Turama do rzeczywistości. Potarł dłonią czoło...rzekł smutnie.- Bezpieczne? Nie wiem...czy gdziekolwiek jest.
- W… W tym stanie daleko nie zajdziemy… - odezwała się cicho druidka, nie mogąc opanować drżenia głosu. – To miejsce musi być niedaleko…
- Pół dnia drogi stąd, jest wioska...a przynajmniej była.- mówi Turam wstając.- i tam powinniśmy wyruszyć.
Krasnolud patrzył jak druidka cuciła zwierzęcą towarzyszkę, z dobrym skutkiem...Wilczyca powoli wstała i nieco chwiejnie zaczęła chodzić.
Wyruszyli wzdłuż strumienia, który miał ich doprowadzić do wioski...ale po krótkiej wędrówce, nastąpiła przerwa. Rasgan, Yokura i Luinehilien zaczęli debatować nad tym, kto ma używać sejmitara druidki. Krasnolud skorzystał z przerwy i nabrał wody do manierki nie zwracając uwagi na działania reszty grupy.
Rasgan zmienił się nagle w kruka i poderwał do lotu. Obszar przypominał czas jesieni, żółknące trawy, niebieskie niebo, żadnych chmur...W dole jedynie trójka towarzyszy... i wilczyca druidki. Żadnych innych zwierząt, ani innych isto...Nagle Rasgan spojrzał w jednym kierunku ruchu w wysokiej żółknącej trawie...Coś się tam przemieszczało...Coś wielkości goblina.
Ale to nie był goblin, raczej...dziecko?! Wychudzona postać. Odziana w zniszczone ubranie sięgające do kolan, miała naciągnięty na głowę lniany worek z wyciętym otworem na jedno oko. W miejscu drugiego miała przyszyty błękitny guzik sporych rozmiarów. Oprócz tego worek zdobiły jeszcze dwa czerwone jak krew kółka mające przypominać rumieńce oraz niedbale narysowany trójkątny nos. Całość nakrycia wieńczyły lniane sznurki ufarbowane na ciemnobrązowy kolor.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline