Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2009, 22:24   #3
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Cała sytuacja była dziwna. Bardzo.
„Szabla z zaklętym legionem demonów? Ktoś wiedział jak go skusić! Szabla. Szabla. Szabla! Pal licho życie, legion demonów do usług! Jednak przeciwnik jest sprytny. Krucza chimera ale to nie on za tym stoi. Czyżby to ON za tym stał? Spokojnie Szamil walczysz z kimś co najmniej tak samo sprytnym. I oni, Tacy Jak Ty. Groźni i nie groźni, tacy którzy też chcą przeżyć. Będzie trzeba się ich pozbyć. On chce TO zrobić!” Z takimi myślami Szamil szedł przez pola pszenicy. A jak on wyglądał? Jakby to pewien jego towarzysz określił jak skrzyżowanie patyczka i tchórzofretki. Jego ubiór na pewno go wyróżniał z tłumu. Długie buty z miękkiej skóry za kostkę w nie wpuszczone spodnie z lnu farbowanego na czarno. To co najbardziej się wyróżniało to czerwony kaftan, pod nim
nosił białą koszule, której rękawy były wpuszczone w rękawiczki. Przy pasie nosił sztylet i krótki miecz. Niecodzienną cechą elfa były białe włosy o które wyraźnie dbał.

Szamil

Pole było monnotone.
„Ma uśpić moją czujność!”
Urękawiczona dłoń powędrowała do rękojeści miecza. Szedł i szedł. Na około zboże i zboże.
-Interesujący krajobraz.
Uwaga ta została wypowiedziana w powietrze i tylko ono jej odpowiedziało. Jakby ktoś chciał mu na siłę urozmaicić sytuacje na horyzoncie wywiązała się bójka.
„Grunt to się nie mieszać. Skąd wiem, że się w to wmieszam?”
Elf tak jak szedł spokojnie raptem zerwał się do biegu, przygotował się do powiedzenia inkantacji. Nim dobiegł, nim zobaczył co to za wydarzenie wszystko się skończyło. Podszedł do miejsca bójki i je obejrzał.

***

„I znowu pola. Jak ja ich nienawidzę.”
Jakaś siła wyższa znów postanowiła mu urozmaicić podróż teraz stawiając karczmę. „Karczma?! Tutaj?!”
-A myślałem, że demony są pomysłowe.
Znów uwaga rzucona w przestrzeń. Szamil nacisnął na klamkę i wszedł. Karczma była karczmiasta, taka jakich tysiące. Szamil nawet się nie rozglądał, nie liczył nawet na picie, liczył na kruka lub JEGO. No cóż los mu dał innego towarzysza. Na widok orka w pełnej płcie ręka znów powędrowała do rękojeści. W końcu go rozpoznał. Zmrużył
oczy.
-Niech Ci najczystsze światło przyświeca. Niech prowadzi Cię
prawymi ścieżkami tam, gdzie dotrzeć chce Twoje serce. Witaj Synku. Jam
jest Barbak syn Zerat'hula.

Szamil nie odzywał się.
-Czy myśmy się już przypadkiem nie spotkali?
-A jakże Barbaku synu Zerat’hula.
Elfa wiele kosztowało nauczenie się pełnego miana tego orka. Cała sytuacja wyglądał na napiętą. Obaj wyglądali na niezłych zabijaków. Gdyby zaczęli walczyć karczma stała by się piekłem. Elf jednym płynnym ruchem wyciągnął miecz i ciął, celując w pachę
orka. Barbak z niewiarygodną szybkością jak na osobnika tak opancerzonego i umięśnionego zasłonił się krzesłem, które rozwaliło się na pół.
-Dalej taki gorący z Ciebie chłopiec?
-Tia, dalej robota mi się pali w rękach.
Obaj walczących spojrzeli na siebie, nikt by nie chciał czuć na sobie takiego wzroku. Kto pierwszy zaatakuje? Obaj wybuchneli śmiechem jakby z niewiadomego jak śmiesznego kawału. Zaczęli się witać jak starzy przyjaciele, elf schował miecz.
-Może usiądziemy i się napijemy?
-Miałem nadzieje że to zaproponujesz. Widzisz, ciężko w
dzisiejszych czasach znaleźć dobrego kompana do kielicha.

Takoż uczynili obaj usiedli przy stoliku do którego były małe niewygodne stołki. Napili się z wcześniej nalanego piwa.
-Barbak póki jesteśmy sami bo coś czuję że szybko to się zmieni. Nie, nie chodzi mi o szukanie kozy. Chociaż jakaś miła elfka…
Elf rozmarzył się jednak z rozmyślań o elfce wyrwał go oburzony głos orka.
-Daj mi spokój z tą kozą! Mówiłem Ci już! Pijany byłem!
Elf wybuchnął śmiechem i uniósł urękawiczoną dłoń w geście obronnym.
-Stara świątynia dawnych bohaterów, furtka a za nią szabla i krucza poczwara? Nie musisz potwierdzać.
-Yhm.... Hyk!
-Nie pytam się czy mogę na Ciebie liczyć bo to byłaby obraza, nie próbuj nawet mnie obrazić takim pytaniem. Coś trzeba zrobić, jakoś zagrać na nosie temu krukowi. Jakiś pomysł?
-Hyk...! Nawet kilka. Hyk!... Ale poczekajmy z tym jeszcze.
Szamil skinął głową.
-Jeszcze jedno, wierzysz w sny? Dziś miałem koszmar, oprócz wydarzeń związanych z naszym położeniem to śnił mi się spieczony chleb, wiesz co to znaczy?
- O Synku! To są najgorsze! Ale nie przejmuj się niemi. Kopsnij
się za to do baru i przynieś po jeszcze jednym bezalkoholowym... na pewno
uda nam się wygrać z naszymi demonami.

Twarz Szamila wykrzywił grymas, który miał być pewnie uśmiechem ale żaden uśmiech nie potrafił wyrazić tyle nienawiść, tyle woli zniszczenia. W jego oczach, które zawsze odbijały to co chciał w nich zobaczyć rozmówca wybuchneły pożary, ktoś kto w nie patrzył mógł dostrzec pożoge i walke, bezpardonową walke.
-O niczym innym nie marze.
Elf podszedł do baru po piwo dla orka, butelke czegoś mocniejszego i wino dla siebie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 29-01-2009 o 01:38. Powód: post mi się zbiesił od wilgoci
Szarlej jest offline