Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2009, 19:32   #2
Prabar_Hellimin
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
**Na ulicy st.Leonards jak jak zwykle o tej porze było pusto. Gwiazdy i księżyc oświetlały kamienice i biegnący wzdłuż nich bruk. W oddali rozlegał się tupot butów o kostkę nawierzchni. Osian opadał już z sił i ciężko sapał, ale nie zwalniał. Kierował się w stronę samotnej, starej gazowej latarni, stojącej na końcu ulicy. Ostatkiem sił doskoczył do niej i zapalił światło. Latarnia zapłonęła. Mężczyzna osunął się na ziemie opierając się o słup. Z kieszeni wysunął mu się pozłacany zegarek na łańcuszku. Kot, który z dachu kamienicy obserwował całą sytuację, mruczał cicho.**

Rozmyte światło lampy, powoli niknące w ciemności, zastąpił biały blask, niezwykle jasny, jednak nie rażący oczu tak jak światło odbite od śniegu w zimowe południe. Światło bijące z końca złotego tunelu było raczej przyjemne, zachęcające i kojące. Osian zaciekawiony zbliżył się nieco, ostrożnie stawiając kroki. Ruch nie sprawiał mu trudu, nie wymagał żadnego wysiłku. Po chwili dotarł do końca tunelu, stanął przed delikatną błękitną kotarą, wiszącą w przejściu do jakiegoś pomieszczenia. Osian odsunął zasłonę i wszedł do środka.

Znalazł się w kolejnym korytarzu, o nieprzebranej długości. Naprzeciw wejścia były drzwi, takie same, jak tysiące innych w tym korytarzu – podwójne, orzechowe, z witrażami w skrzydłach. Ponad nimi na mosiężnej tabliczce wygrawerowane było: **Osian Lebreux; 1837-19..**
Nad napisem wisiał zegar ścienny, jednak jego wskazówki już się zatrzymały. Obok drzwi stał rosły mężczyzna w czarnym płaszczu, w kapeluszu w tym samym kolorze, rzucającym cień na jego twarz. Osian spojrzał na niego pytająco. Mężczyzna przekręcił duży klucz tkwiący w zamku i otworzył szeroko drzwi. Za nimi znajdowała się sala, w której naprzeciw wejścia stało duże biurko, oraz dwa mniejsze z prawej i z lewej strony sali. Na środku było drewniane krzesło. Mężczyzna wskazał je dłonią Osianowi. Ten wszedł nieśmiało.

Za biurkiem z lewej strony siedział barczysty, ciemnowłosy mężczyzna, gładko ogolony, w nienagannym garniturze i błyszczących pantoflach. Z prawej strony siedziała mała dziewczynka, z jasnymi włosami zaplecionymi w dwa warkocze, zakończone białymi kokardkami. Ubrana była w jasną koronkową sukienkę. Za dużym biurkiem była starsza dziewczyna w czerwonej sukni, z ciemnymi, rozpuszczonymi włosami, siedząca twarzą do ściany.

-Hmmm... co my tu mamy? Osian Lebreux. Mój ulubiony człowiek. Szkoda że jsteśmy już tutaj – odezwał się mężczyzna w garniturze
-Tutaj, znaczy gdzie? Gdzie jestem, kim wy jesteście?
-O! Faktycznie, nie przedstawiłem się. Mów mi Lucjan. To jest Andżelika.
-Dzień dobry – uśmiechnęła się niewinnie dziewczynka
-A ta niewiasta, siedząca tyłem?
-To Anna.
-Miałem córkę o tym imieniu – westchnął Osian
W tej chwili dziewczyna się uśmiechnęła. Rozległ się też chichot Andżeliki.
-Tak... my właśnie między innymi w tej sprawie – powiedział Lucjan, powstrzymując śmiech
-Co to znaczy?
-Chodź – Anna wstała i otworzyła niewielkie drzwi za biurkiem. Wszyscy poszli za nią.

Ich oczom ukazał się wielki ogród. Wschodnia jego część była porośnięta bujną trawą, pełna krzaków róż, tulipanów, jabłoni i grusz. Gdzieniegdzie tryskały wodą piękne fontanny. W części zachodniej był to raczej nieużytek, a wręcz pustynia, z rzadka usiana głazami i wyschniętymi drzewami. Przez ogród biegła długa, kręta droga, miejscami wybrukowana. Słońce na niebie świeciło wysoko, co wskazywało, że jest około południa.

Szli ścieżką przez ogród, co chwilę przystając na rozmowę o życiu Osiana. Początkowo droga nie była zbyt kręta, jednak im dalej, tym wiła się bardziej, to w stronę zielonej części ogrodu, to w stronę nieurodzajnej. Przebyli spory kawałek, aż doszli do ostrego zakrętu w stronę zielonego ogrodu.

-Patrzcie! Patrzcie! To tutaj! - krzyczała rozradowana Andżelika, skacząc z nogi na nogę.
-Cóż takiego? - spytał zdziwiony Osian
-Tutaj postanowiłeś pilnować porządku na ulicach, dbać o bezpieczeństwo w mieście nocą. Bardzo nieodpowiedzialny wybór. Źle płatna, niebezpieczna i zajmująca dużo czasu praca. - wyjaśnił Lucjan. Wokół widoczna była scena z życia Osiana, gdy podjął pracę jako stróż nocny.
-Zachowa pan swoje komentarze dla siebie, panie Lucjanie. - skarciła mężczyznę Andżelika
-Ruszajmy dalej – ponagliła ich, stojąca dotąd bez słowa, odwrócona tyłem Anna. Osian stał jeszcze przez chwilę, wpatrzony w złoty zegarek, który leżał obok ścieżki.

Przeszli kilka kroków, gdy odezwał się Lucjan.
-O! A tu mamy początek wielkich kłopotów.
Wokół widoczna była scena narodzin małej Ani Lebreux.
-Jak pan może tak nazywać narodziny córki pana Lebreux?! Przecież to była jedna z najlepszych chwil w jego życiu! - podenerwowała się dziewczynka
-Taka jest prawda. Dzieci są nierentowne. Osian wiódłby spokojne, dostatnie życie, gdyby nie dziecko.
-Dajcie spokój. Chodźmy dalej – znów ponagliła ich Anna. Uwagę Osiana znów zwrócił leżący zegarek. Wskazówki tykały niezwykle wolno.

Przeszli bez słowa dużą część drogi. Ścieżka coraz bardziej zbaczała w stronę zachodu.
-A co tu mamy? Tu Osianie posłałeś córkę do szkoły. Świetny sposób, żeby oderwać się od problemu...
-Niech pan już wreszcie przestanie! - podniosła głos Andżelika
-Cóż ale przez to pogrążyłeś się w pracy. Druga strona medalu – kontynuował Lucjan, niewzruszony ganieniem dziewczynki.

Ruszyli dalej, aż po chwili znowu się zatrzymali. Tym razem nikt nie powiedział ani słowa. Widoczna była scena pogrzebu. Osian upadł na kolana i zapłakał. Andżelika położyła mu rękę na ramieniu, starając się go pocieszyć. Nawet Lucjan powstrzymał się od zgryźliwych komentarzy.

Osian był tej nocy zmęczony, zaniechał więc patrolu wszystkich ulic, obchodząc tylko główną. Wrócił wcześniej do domu. Oczekiwał powrotu córki z internatu na święta. Nie doczekał się. Po nieprzespanej nocy dowiedział się, że została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Jej zmasakrowane ciało zostało znalezione w uliczce, której Osian postanowił nie sprawdzać.
-Chodźmy, już niedaleko – powiedziała zasmucona Anna.
Lucjan wstał, zabierając ze sobą leżący na ziemi zegarek. W czasie dalszej drogi rozmawiali:
-Po tym wydarzeniu stwierdziłeś, że zaniedbałeś swoje obowiązki. Zamartwiałeś się. Fanatycznie przykładałeś się do pracy. Rozpiłeś się. No, choć coś zrobiłeś w tym okresie dla siebie – mówił Lucjan.
-Winił się pan za śmierć córki. Choć to nie była pana wina. Nie pana wina, że są na świecie źli ludzie. Przez alkohol pokłócił się pan się z żoną. Przezeń też trafił pan tutaj.

Stanęli na rozdrożu. Na lewo, w stronę pustyni, droga kończyła się przy drzwiach. Na prawo, w stronę ogrodu, droga wiła się jeszcze daleko i wiele razy się rozgałęziała.
-Spójrz na zegarek, który trzymasz w ręku. Masz wybór: twój zegar może teraz stanąć na zawsze, gdy pójdziesz z Lucjanem na lewo, lub możesz iść z Andżeliką na prawo. Wtedy twój zegar będzie jeszcze tykać długi czas. Będziesz mógł naprawić swoje życie, pogodzić się z żoną. Wybór należy do Ciebie.
-Ale nie wiem, czy mi wybaczy. – powiedział Osian, wpatrując się w zegarek
-Ja Ci wybaczyłam, tato – Ania odwróciła się twarzą do ojca, uśmiechnęła się, po czym odeszła.

Osiana obudziło światło poranka. Ocknął się, schował zegarek do kieszeni i pobiegł do domu, przeprosić żonę, za lata po śmierci córki.
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P

Ostatnio edytowane przez Prabar_Hellimin : 10-02-2009 o 14:28.
Prabar_Hellimin jest offline