Mężczyzna nie miał już sił. To już koniec - pomyślał i opuścił głowę na lewy bark dysząc ciężko. Nie miał ochoty już uciekać, zwłaszcza po ciemku. Ciemność była tym, co przerażało go najbardziej. Uciekając co chwila patrzył przez ramię w każdy zaułek czy przypadkiem nie czai się tam na niego jeden z prześladowców, dlatego też dobiegł do starej latarni i zapalił światło by choć w ostatnich chwilach swojego życia czuć się pewnie. Po chwili Osian usłyszał jakiś chrzęst, spojrzał w górę, na dach jednej z kamienic, na którym siedział szary kot. Parszywy gnój! Gdybym tylko ja umiał tak skakać po dachach - mruknął mężczyzna i zwrócił głowę z powrotem w kierunku, z którego przybiegł. Z ciemności wyłaniała się przed nim wysoka postać w szarym płaszczu i kapeluszu. Postać szła powoli, jak gdyby delektując się chwilą, stukot eleganckich Oxfordów wypełniał całą uliczkę. Osian miał ochotę narobić w gacie, ale sam nie wiedząc dlaczego, powstrzymywał się. Gdy wysoki mężczyzna w płaszczu podszedł na odległość metra do siedzącej pod latarnią, niczym zbity pies sylwetki, rzucił ozięble:
-No...i na co tyle wysiłku na ucieczkę, jak i tak zamierzałeś sobie tutaj przycupnąć pod latarenką?
Osian cały się trząsł ze strachu, czuł jak po jego szyi spływa zimny pot wpadając za kołnierz i dalej plecami w dół. Oprawca odsłonił poły płaszcza i wyciągnął zzań Tommy guna.
- Chwileczkę! - jęknął błagalnie Osian - możesz mi to chociaż wytłumaczyć?
Mężczyzna przykucnął przy Osianie, tak, że ten mógł zobaczyć jego szpetną twarz oprycha. Wszystko co mogę ci powiedzieć... - przerwał na chwilę mężczyzna - wszystko co mogę ci powiedzieć to to, że nie jest to nic osobistego. Czysty interes.
- Zaraz...jak to? Przecież płaciłem... - wypowiadając te słowa Osian dostrzegł jak mężczyzna w kapeluszu wstaje i celuje swoją broń prosto w niego, podjął więc tonem jeszcze bardziej przejmującym i jeszcze bardziej błagalnym - płaciłem haracz, przysięgam! Ja nigdy nie... - w tym momencie jego słowa przerwała długa seria z automatu. Jego ciało miotane było kulami niczym szmaciana lalka. Niemal całe usiane było dziurami po kulach, z których już po chwili zaczęła sączyć się ciemnoczerwona ciecz.
Oczy Osiana zaszły mgłą a z ust wydobyło się jeszcze tylko jedno słowo, wypowiedziane tonem na wpół żywego człowieka: Chryste....
Oprawca w kapeluszu stał jeszcze chwilę ze swoim Tommy gunem...z jego lufy wydobywała się delikatna smuga dymu, która niczym życie Osiana w mgnieniu oka rozpłynęła się w powietrzu...
***
Wraz z nadejściem poranka, nadeszła wiadomość do Dona Ceri. W bramie do jego posiadłości stał listonosz trzymając podłużną paczkę. Jeden z synów Dona, Paul Ceri, podszedł do listonosza i zabrał zawiniątko, kierując się do domu. Pospiesznie wszedł schodami na górę i skierował się bezpośrednio do gabinetu ojca, pchnął kulistą klamkę i rzekł do siedzącego przy biurku Dona:
- Patrz co nam przynieśli, Pop!
Don podniósł nieznacznie głowę i zaciągnął się mocno papierosem:
- Rodzina Pierro domaga się, jak widzę, pogorszenia stosunków między nami.
Don wstał i podszedł do syna, delikatnie zabrawszy od niego paczkę. Mimo, iż obaj doskonale wiedzieli co znajdą wewnątrz zawiniątka, Don położył je na biurku i począł odwijać szary papier. W środku znajdował się biały fartuch należący z pewnością do piekarza, a w nim zawinięte dwie martwe ryby... |