Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2009, 14:59   #6
Prabar_Hellimin
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
Tak mnie nagle naszedł inny pomysł na rozwiązanie kwestii drugiego tematu otwartych warsztatów, więc postanowiłem to wysłać, żeby się nie marnowało Mam nadzieję, że nikt nie ma nic przeciwko.
---

Osian siedział tej nocy w swoim luksusowym fotelu, przy kominku, w pokoju na plebanii. Jak zwykle zresztą w sobotę o tej porze. Myślał nad kazaniem na jutrzejszą mszę. Nagle przeraźliwy krzyk, dobiegający od strony ulicy, przerwał jego rozmyślania. Ksiądz podniósł się z fotela i wyjrzał przez okno. Niczego nie zauważył, zatem nałożył płaszcz, zabrał lampę naftową i wyszedł na dwór.

Na ulicy nikogo nie było. Osian zaczął przechadzać się, bacznie się rozglądając. W alejce biegnącej koło szkółki parafialnej widać było leżącą osobę. Ksiądz podszedł bliżej. Na bruku leżała młoda, jasnowłosa dziewczyna, zupełnie blada. Na szyi miała ślady, jakby po ukłuciu, z których ściekała resztka krwi. Osian upuścił lampę. Nafta rozbryznęła się wokół, ochlapując ciało dziewczyny, które błyskawicznie stanęło w płomieniach. Duchowny zaczął się modlić. Po chwili zwłoki zniknęły, zostawiając jedynie garstkę popiołu i obłok dymu.

Kapłan prędko udał się na plebanię. Zabrał ze sobą pismo święte, krucyfiks i butelkę wody święconej. Wychodząc znów usłyszał krzyk, rozlegający się od strony szkółki. Osian pobiegł tam. Obok budynku ktoś się kręcił. Co chwilę widać było czyjeś cienie. Ksiądz ostrożnie obszedł szkołę dookoła. Zauważył, że w jednym z okien paliło się światło. Osian podszedł bliżej, zajrzał do środka i zobaczył dwie rozmawiające osoby. Nikłe światło kilku świec nie pozwalało jednak dojrzeć ich twarzy.

Jedna z będących wewnątrz osób prawdopodobnie dojrzała intruza. Oboje spojrzeli w stronę okna, by zniknąć po chwili w obłoku czarnego dymu. Zaniepokojony Osian odwrócił się. Ta dwójka, która przed chwilą zniknęła z sali w szkółce, stała teraz za księdzem.
-Czego tu szukasz, klecho? - odezwał się jeden z wściekłością w głosie.
Wystraszony Osian zaczął szukać święconej wody w kieszeni płaszcza, jednak napastnik rzucił księdzem, niczym szmacianą lalką, wzdłuż uliczki. Do leżącego szybko podbiegła druga osoba, z zamiarem ukąszenia duchownego w szyję. Osian zdołał jednak stłuc flakon z wodą święconą, na czole wampira, dając sobie czas na ucieczkę

**Na ulicy st.Leonards jak jak zwykle o tej porze było pusto. Gwiazdy i księżyc oświetlały kamienice i biegnący wzdłuż nich bruk. W oddali rozlegał się tupot butów o kostkę nawierzchni. Osian opadał już z sił i ciężko sapał, ale nie zwalniał. Kierował się w stronę samotnej, starej gazowej latarni, stojącej na końcu ulicy. Ostatkiem sił doskoczył do niej i zapalił światło. Latarnia zapłonęła. Mężczyzna osunął się na ziemie opierając się o słup. Z kieszeni wysunął mu się pozłacany zegarek na łańcuszku. Kot, który z dachu kamienicy obserwował całą sytuację, mruczał cicho.**

Przy leżącym nieprzytomnie mężczyźnie kręcił się kot.
-Odsuń się Salem, nie dla psa kiełbasa – jeden z goniących za Osianem wampirów odegnał kota.
-Bardzo śmieszne – mruknął kot.
-Ech, nie wiem, co ten ksiądz zamierzał, ale wydaje się, że sądził iż światło lampy nas zabije...
-Nie, nie mógł być aż tak głupi.
-Wszystkiego można się spodziewać po śmiertelnikach.
-No i co my teraz z nim zrobimy, Jack?
-No jak to, co? Pij, zanim skrzepnie! - odpowiedział półżartem.
-Na co nam przyszło. Żeby nawet świeżej kolacji nie można dostać. Ech... - wampir pochylił się nad Osianem. Kapłan ostatkiem sił uderzył go łokciem, po czym przyłożył mu krucyfiks do czoła, modląc się.
Jack rzucił się na niego, jednak było już za późno. Drugi wampir spłonął, potwornie krzycząc. Ksiądz nie tracił czasu i odepchnął Jacka kopnięciem, po czym wstał i odbiegł w stronę kościoła. Wampir, podniósłszy się, wskoczył na dach najbliższego budynku. Zamierzał odciąć księdzu drogę.

Osian biegł, oglądając się za siebie, i modląc się po cichu. Nagle na drodze stanął mu Jack.
-I co, księżulku? Tu się kończy twoja droga na tym świecie. Dobrze służyłeś Bogu. I co za to dostajesz? Czy Bóg nie powinien Cię teraz chronić? Powiem Ci tyle: twój Pan zostawił cię. Pójdź ze mną. U mnie za poświęcenia zostaniesz odpowiednio wynagrodzony. Więc jak, zgadzasz się?
-Tak – Osian poszedł za Jackiem w boczną uliczkę. Gdy wampir pochylał się nad nim, ksiądz odezwał się.
-Mylisz się...
-Co?
-Bóg mnie ochronił – odpowiedział Osian, przebijając krtań Jacka scyzorykiem, noszonym w płaszczu...
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline