Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2009, 21:38   #8
Sulfur
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
-Iliel...

Płynęła z nurtem miejsc i czasów, czując na rozpalonej skórze zimne krople deszczu, odurzając się z pędem wpadającego do ust ogromu czystego powietrza, które zdawało się mieć słodki, bliżej nieokreślony, ale przynoszący satysfakcję i zadowolenie smak. Z twarzą rozświetlaną ciepłymi rozbłyskami łagodnego światła przemierzała przestrzeń, dążyła ku z góry obranemu przez kogoś kierunkowi. Wokół siebie widziała tysiące nie dających się opisać, zlanych ze sobą obrazów, niepojętnie tworzących jedną, spójną całość. Najważniejsze jednak było to, że Ludzkie Wysypisko, dla żartu chyba tylko nazywane Ziemią znikło i nie zamierzało powracać. Rozdzierane dotąd seriami głośnych wybuchów uszy dziewczyny odnotowywały teraz jedynie błogą, nieskończoną ciszę. Zniknął też nieznośny zapach przyprawiający o odruchy wymiotne, uczucie bezsilnego przerażenia, gorzkie łzy spływające po policzkach, ale nie rany, nie krew. Skutki okrucieństwa goiły się długo, dawały niemą lekcję tym, którzy nawet w najbardziej skrytych myślach dopuszczali się niegodziwości. To była inna rzeczywistość, ta za którą tak szczerze tęskniła, którą prawdziwie kochała.

- Iliel...

Widziała, że jest już bezpieczna, czuła, że wraca do domu.

-Tak, to był nawet udany spacer - pomyślała uśmiechając się radośnie. - Taaak!

Poczuła to. To cudowne uczucie towarzyszące procesowi przesiąkania, występowania z jednego i rozdzierając cienką błonę granicy zagłębiania się w materię drugiego. Tę euforię, bezgraniczne podniecenie i lekkość, jakby już za chwilę miało się ulecieć wysoko ku niebu. A potem ciągnącą ku ziemi nienazwaną siłę i uczucie gruntu pod nogami, pierwsze nikłe jeszcze plamki układające się w drzewa, chmury, potoczki, kamyki.

- Iliel...

Skończyło się zupełnie. Stała nad urwiskiem, w dole którego huczało majestatycznie pieniące się białymi bałwanami morze. Z jednolitego szumu wyłaniały się co chwila piskliwe krzyki białych mew, niestrudzenie kołujących nad wzdymającą się powierzchnią słonej wody, czekających tylko na okazję zatopienia swych zakrzywionych dziobów w soczystym, różowym mięsie tutejszych Kolorowych Ryb. Odwieczne prawo natury...

Niebo tonące w bezdennym błękicie stroiło się w puszyste obłoczki popychane lekkim, ciepłym wietrzykiem. Było słonecznie i przyjemnie. Wydawało by się pełnia lata. W przestworzach grała nieziemska muzyka, w którą idealnie komponowały się szelest i świergotanie uszczęśliwionych ptaszków latających od drzewa do drzewa.

Śmiejąc się ruszyła w stronę migocącej w dole, otoczonej zielenią małej wiosce składającej się głównie z małych, drewnianych, krytych strzechą chałupek. Oczami wyobraźni widziała rozpromienioną w uśmiechu twarz swojej mistrzyni - Aster. Nie mogła doczekać się tego spotkania. Czuła się tak jakby od ich ostatniej, pamiętnej lekcji minęły całe wieki. Biegła podskakując, wprawiając w delikatny, ledwo zauważalny ruch swoje szare skrzydełka i rozglądała się dokoła.

Opadająca ze spokojem, równa łąka porośnięta wonnymi trawami ciągnęła się aż po horyzont. Gdzieniegdzie widać było tylko pojedyncze, rozłożyste, cieniste drzewa, w pobliżu których z pluskiem i szmerem toczyły swe kryształowe wody niewielkie potoczki. Kawałek dalej, wbrew zasadom "fizyki", płynąc wciąż ku górze, przelewały swe nieznaczne zawartości nad ostrą granią i spadały kaskadami, uderzając dopiero w poziomą taflę morza. Kluczące pośród zielonych ostępów króliki i dzikie koty bawiły się ze sobą w sposób niepojęty, cudowny. Były kolejnym przykładem dobra i spokoju. Dziewczyna biegła rozkoszując się myślami o Aster, zamieniając przykre wspomnienia sprzed kilku godzin w swoisty żart, dobrą zabawę, pouczającą lekcję. Niebo było tak przepięknie niebieskie, drzewa tak przyjemnie zielone, a powietrze odurzająco świeże.

- Przybywaj! - na ziemię sprowadził ją ostry głos dobiegający spod jednego z największych w okolicy drzew, wyrastającego jakieś pięćdziesiąt metrów przed dziewczyną, przy szerokim strumieniu z zaciętością drążącym ziemię, dokładnie w połowie drogi do wioski.

Zatrzymała się zdziwiona. Nikt jeszcze nigdy nie odezwał się do niej z wyraźnym nutą rozkazu w głosie. Nikomu z "żyjących" tutaj nie przyszłoby to nawet na myśl. Zaintrygowana puściła się w dół łagodnego zbocza, ku cieniowi, jaki roztaczało wokół siebie Drzewo.

- Czekamy, aniołku mój ty przesłodki. - znowu ten sam, dziwny głos. - Chodź!

Zatrzymała się u progu miejsca gdzie jaśniejąca słonecznym blaskiem, wysoka trawa chowała pod zimnem rozległej korony. I zamarła z wyrazem zdziwienia i niekrytego przerażenia na twarzy.

- Iliel...

Dwie oparte o gruby, sękaty, miejscami okryty mchem pień, roznegliżowane kobiety złączyły się w trwającym wciąż, namiętnym pocałunku. Błądząc dłońmi po swych ciałach zdawały zatapiać się w uczuciu przyjemności jakie je, z coraz większą siłą, ogarniało.

- Iliel... - wyszeptała cicho dziewczyna z nierozwiniętymi do końca skrzydełkami, niesfornie teraz oklapłymi po obu stronach jej ramion.

Biel i czerwień, opanowanie i żądza, spokój i chaos, dobro i zło, Iliel i Maab. Splecione w jednym uścisku, rozkoszujące się bliskością swych języków, dłoni, ud, ciał. Z coraz większą desperacją i pożądaniem oddającym się sobie.

- Iliel... - poczuła spływając po policzku łzę i ogarniający wnętrze, przytłaczający smutek. - Iliel...
 
Sulfur jest offline