Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2009, 22:10   #10
Sulfur
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Gorzka łza zatrzymała się w okolicach kącika ust i powoli, jakby od niechcenia spadła w dół, wprost ku wysokiej trawie. Gdy tylko jej dotknęła sczerniała i zamieniła zieleń w zeschłą żółć. Żyzność gleby w nieurodzaj, a radość w jakiej trwała w bezsilną, emanująca wkoło nienawiść.

- Dlaczego płaczesz, słodziutka? - uciekając od spragnionych, nabrzmiałych ust Iliel szepnęła cicho Maab. - Chodź do nas, zapomnij o tym co ma zdarzyć się jutro, żyj chwilą... - uśmiechnęła się w niejednoznaczny sposób i powróciła do obściskiwania białoskórej kobiety.

Nie mogła uwierzyć w to co właśnie rejestrował jej wzrok. Uczucie szczęścia, z którym zawsze nierozerwalnie wiązała spotkanie swojej matki, Iliel, przelewało się w niej i mieszało do niepoznaki ze złością i nienawiścią na widok tej podłej suki Maab, jej bliźniaczej siostry. Tej, która już najmłodsze lata dzieciństwa trwoniła na rozpustę, zabawę i zatapianie się w lepkiej mazi zła. Z tego świata odeszła dobrowolnie, w wieku kilkunastu lat, gnana niezaspokojoną ciekawością i wyższością. Zupełne przeciwieństwo Iliel, cnotliwej, dobrodusznej dziewczyny, która stała się obiektem uwielbienia wszystkich swoich dzieci.

Stała teraz tu, dosłownie kilka kroków przed nią i z lubością tkała cienką nicpojednania ze złem wcielonym, czerwonoskóra Maab. Niekontrolowane już zupełnie łzy wylewały się z niej i spływały po twarzy. Kapały uśmiercając wszystko wkoło. Poczuła, że coś w niej pęka, że już nigdy się nie zrośnie, nie będzie takie jak dawniej. I nagle usłyszała coś za sobą, jakiś zgrzyt, huk i zawodzenie.

- Ja jestem Czasem i Przyszłością! Ja jestem Przeznaczeniem i Śmiercią! To ja daję życie i wedle własnej zachcianki je unicestwiam. I się do czarta pytam co tu się, psiamać, dzieje?!

Spełniały się wszystkie zasłyszane gdzieś, kiedyś opowieści. To był ON! Odwróciła się oniemiała. Pośrodku kolorowego, cudownie mieniącego się świata, niebieskiego nieba i wesoło podskakujących kotów pojawiła się nagle wielka, szara połać rosnąca szybko, kształtująca się w coś podobnego do portalu o postrzępionych, gorejących krańcach. Z początkowo małej, tchnącej zimnem i smutkiem kulki urósł do ogromnej elipsy ukazując obraz nędzy i rozpaczy. Zrujnowane blokowisko spowite tumanami brudu i kurzu mianowicie.

- Ja jestem tym, który był, jest i będzie, tym który strzeże równowagi światów. I ja jako ten wielki i wspaniały pytam się co tu się, do cholery, dzieje? - rozległo się potępieńcze wołanie, dobiegające najwyraźniej gdzieś z wnętrza tego przedziwnego lustra. - Dlaczego popapraniec wysysa z tego świata wszelkie dobro i niewinność z radością zduszając je w sobie? Co jest w mordę?!

Zobaczyła go - szaroburą, kilkumetrową istotę o wielkich, jakby zużytych, starych już skrzydłach dumnie łopoczących po obu jej stronach. Nad białymi puklami długich włosów lśniła najprawdziwsza aureola, w ręku świszczące młyńce wywijał płonący czerwonym płomieniem miecz.

- Myślicie sobie zadufane snobki, że ja mam czas na te wasze zawikłane spory? Myślicie, że możecie sobie poczynać? Myślicie, ŻE JA NIE POTRZEBUJĘ ODPOCZYNKU?! - wywrzeszczał ostatnie słowa i jak gdyby nigdy nic przekroczył szary, postrzępiony próg lustra, w pełni swej chwały stając na zielonej łące, tuż przy zdrętwiałej z niedowierzania i strachu młodej dziewczynie.

Przymrużył oślepione słonecznymi promieniami oczy, spojrzał na wijące się w dość nietypowej pozycji siostry i zaklął siarczyście z rozmachem wbijając miecz w ziemię.

- No bądźcie choć przez chwile poważne, psiamać! Wracaj do Mrocznej Toni Maab. Iliel zostaw jej cycki! - gestykulując żywo, z zażenowaną miną zbliżał się ku wielkiemu pniu Drzewa. - Nie, kurwa, nie wkładaj tam głowy, zostaw! Rozmawiajcie ze mną! Spójrzcie na mnie! - widząc, że jego słowa nie robią najmniejszego wrażenia na parze kochanic, ze zrezygnowaną miną, z ostatecznością w oczach energicznie machnął ręką wydając przy tym z siebie jakiś dziwny syk. Maab, jakby rażona gromem z hukiem wzleciała w powietrze i wylądowała dopiero kilka metrów dalej, na samotnej skale pośrodku żywo toczącego wody, czystego strumyka.

- Dlaczego to zawsze ja, co Daan? - zawyła wściekle nie mogąc pogodzić się z tak brutalnym przerwaniem przynoszącej ogrom radości czynności. Nie lubisz mnie, prawda? A wiesz, ty mi się nawet podobasz... - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Te twoje wielkie skrzydła, wielkie oczy i... wieeelki miecz...
- Zamknij się! Za ten cały bałagan jak zwykle odpowiedzialna jesteś TY! I to ciebie ukarzę! Haha! Tak, właśnie tak! To ciebie ukarzę!!! - przystanął przed białoskórą, najwyraźniej zaskoczoną całą tą sytuacją Iliel i przekrzywiając głowę spojrzał w kierunku Maab.
- Jakieś propozycje kar?
- Tylko jedna, mój ty misiu pysiu, zabierz mnie ze sobą. - cmokając ustami zaświergotała usadowiona w dość prowokującej pozie królowa cienia i niegodziwości.
- To świadczy tylko o twojej tępocie i płaskości, kochanie. Nie mam zamiaru... Czekaj... - zamilkł na chwilę, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś; po chwili z od razu wyczuwalną zadziornością przemówił. - Podsunęłaś mi doskonały pomysł, wiesz? Tak, pójdziesz ze mną. Zamknę cię w klatce, będę ci śpiewał na dobranoc, będę czytał wierszyki, będę karmił i... będę miał cię pod kontrolą! HAHA! Jestem genialny! Idziemy Maab, mój nowy zwierzaczku!

Uderzając silnie skrzydłami wzbił się w powietrze i schwycił wrzeszcząca, protestującą czerwonoskórą kobietę pod ramię. W chwilę potem, z mieczem w jednej ręce i najnowszą zdobyczą w drugiej, zatopił się w szarym portalu, który momentalnie skurczył się i z cichym pyknięciem zniknął. Zostały tylko ona i jej boska matka, Iliel.

-Zabrali! Zabrali mi kochanicę! Nieee... - zawyła żałośnie i ciężko oparła się o pień drzewa. - Co ja teraz bez niej pocznę? Nie... Cholerny Daan - zasyczała przez zęby. - Ale czekaj, dziecko! Ty jesteś kobietą! Ty jesteś młodą, miłą kobietą! TAK! - wyjąc z nagłej uciechy rzuciła się w stronę nieruchomej dziewczyny, w ciszy stojącej dotąd na uboczu i przygniatając ją do ziemi poczęła ściskać i całować. - Och, kochanie... Tak! Czcij swą boginię. - wykorzystując oniemienie ofiary, drżącymi dłońmi, z szaleństwem w oczach rozdarła cieniutki materiał zwiewnej, białej koszulki.

- Iliel! - dał się słyszeć cienki, roztrzęsiony krzyk kilkanaście minut potem.
 
Sulfur jest offline