- Maaaaarian!
Donośne wołanie było słyszalne na drugim końcu ulicy, mimo iż jego rozmówca stał tuż obok niego.
- Nie drzyj się Bogdan! – odpowiedział Marian zataczając się lekko. Oboje szli przez ulicę. Chociaż szli to za dużo powiedziane – raczej się zataczali z na wpół opróżnionymi flaszkami wódki.
- Ale Maaaaarian! Ja cię kocham! Wiesz?!
- Wiem Bogdanie, ja… - niestety nikt nigdy się nie dowiedział co wtedy chciał powiedzieć Marian, ponieważ jego wypowiedź przerwał huk upadającego ciała i brzęk tłuczonego szkła. Po chwili dołączyło do nich głośne chrapanie.
Pijaczyna, który jeszcze stał na nogach westchnął i nachylił się nad śpiącym.
- BOGDAN!! DO SZKOŁY!! – wrzasnął.
Efekt był natychmiastowy. Jego towarzysz obudził się z przerażeniem w oczach rozglądając się gorączkowo na boki.
- NIEE! Tylko nie szkoła!
- Wstawaj kiepie, jeszcze długa droga przed nami.
Droga powiodła ich do… wieży Eiffla? Oboje zaczęli się rozglądać. Przez cały czas byli pewni, że są w Krakowie, jednak… co w Krakowie robiła wieża Eiffla?
- O kurwa – powiedział Marian. – Gdziee my jesteśmy?
- Nooo – zaczął Bogdan. – To mi wygląda na budynek… a to na drogę… a tam idzie taka ładna pani.. oo uszanowanko!... to chyba w Krakowie jesteśmy, nie?
Popatrzyli się jeszcze raz, przetarłszy pierw oczy. Jednak wieża jak stała, tak nie chciała zniknąć.
- To się nazywa – stwierdził Marian. – No ten…imity…imite… noo podróbka! Tak właśnie!
- Ożesz w mordę! – krzyknął Bogdan. – Ty, faktycznie!
Imitacja czy nie, wieża robiła wrażenie. Dwójka pijaków patrzyła się na nią, czasami przekręcając głową w bok, żeby zobaczyć ją z innej perspektywy, a czasami popijając z flaszek, w których ilość wódki malała w dość szybkim tempie.
W końcu alkohol się skończył. Z głośnymi krzykami Bogdan i Marian odwrócili się na pięcie i poszli w stronę z której przybyli. Bo przecież nie może być tak, żeby wódki zabrakło, prawda?
THE END
Obrazek: