-Dzisiejsza rozprawę, poprowadzi Anna Maria Wesołowska! Proszę wstać! Sąd idzie!. - Oznajmił pulchny łysol, pełniący funkcję odźwiernego.
Wrzawa na trybunach ucichła, gdzie nie gdzie zebrani pochowali popcorn i colę pod siedzenia.
W pierwszym rzędzie siedziała jakaś wielka, kanciasta gęba, ubrana w czarną skórę i ciemne okulary.
Na przeciw siebie, w ciężkich cynglach i jeszcze cięższych łańcuchach, których nie powstydziłby się 50-Cent, dwa chucherka, które pełniły funkcje adwokata i prokuratora. Bici i poniżani w podstawówce, z racji ich wątłych postur, postanowili odpłacić się pięknym za nadobne.
Wtedy nie wiedzieli jeszcze jak, ale teraz już wiedzą. Ich życiowym marzeniem jest uje**nie jak największej ilości ludzi do więzienia.
Sąd Rodzinny We Wrocławiu, na pozór niczym się nie różnił, od innych placówek, ale tylko na pozór...
Do trwającej w ciszy publiczności, łysawego ochroniarza, Adwokata, prokuratora, wypełzła w końcu sędzina.
-Proszę usiąść - zaapelowała do reszty, drobna blondynka którą bawiło wykorzystywanie swojego statusu społecznego i podobnie jak jej kolegów, pastwienie się nad niewinnymi ludzikami - Dzisiejsza rozprawa toczyć się będzie z powódki Sahry Connor przeciw oskarżonemu Jackowi Sparrow w sprawie ojcostwa dziecka Sahry. Wprowadzić na salę rozpraw poszkodowaną.
-Na salę proszona Sahra Connor! - Krzyknął bekliwie łysy, w tym czasie klamka od drzwi powoli zsunęła się na dół i w podobnym tempie osunęły się drzwi, a zza nich pojawiła się całkiem zgrabna blondynka, z licznymi bliznami na twarzy. Odprowadzona w asyście dwóch pielęgniarzy z zakładu psychiatrycznego doprowadzili delikwentkę do biurka na którym widniał napis : "Prokurator"
-Teraz na salę proszony jest Jack Sparrow! - Krzyknął ponownie goryl, tym razem z impetem wparował ubrany w piracki surdut, szorty adidasa, z czerwoną przepaską na czole Jack, legenda siedmiu mórz. Skuty w kajdany podszedł posłusznie pod barierkę, gdzie wskazał mu stanąć łysy.
-Czy Pani jest pewna, że domniemanym ojcem pani dziecka, jest ten o to właśnie człowiek? - Spytała na dzień dobry sędzina. Znana była z tego, że lubiła krótko i zwięźle załatwiać rozprawy.
-Tak wysoki sadzie! - Krzyknęła z wypiekami Sahra - To ta łajza mnie wykorzystała kiedy sobie strzała wzięłam! On jest ojcem Johna!
-Sprzeciw! - Krzyknął adwokat - Pani jest ćpunką i znana jest z polubownych stosunków damsko-męskich... - zaczął prawić brylarz, zanurzając się w odmęty dokumentacji dotyczącej rozprawy.
-Że co? - Zająknęła się Sahra, wyraźnie zdeprymowana trudnością słów, jakie wydobył z siebie adwokat.
-Że rypie Cię kto chce Ty, stara ku**o! - bronił się Jack na ile tylko mógł.
-Sprzeciw! - Wykrzyknął nietęgi gościu siedzący obok Sahry - Ja ją chciałem rypać, kiedy zeznania zbierałem, ale się nie dała... - pożaliła się prokuratorska menda.
-Sprzeciw podtrzymuję! Proszę kontynuować dalej. A Pan, Panie Jacku, proszę uważać na język, nie jest pan na swojej łajbie by tak odzywać się do damy...
-Ha! Damy, dobre sobie - splunął gdzieś na bok Jack - Przy mnie każda staje się ladacznicą, maleńka!-
Oczy sędziny błysnęły mimowolnie, na widok takiej chodzącej bomby testosteronu.
-Wysoki sądzie - kontynuował dalej prokurator - Moja klientka, doskonale pamięta przebieg wydarzeń, kiedy miało zajście tamtej feralnej nocy. A sam oskarżony, mimo że był pod nadzorem kuratora, uciekł z miejsca zamieszkania i wyjechał na Sunrise do Kołobrzegu, gdzie zmajstrował biednej Sharze dzie...
-Wy nic nie rozumiecie! - przerwała w połowie wypowiedzi mecenasowi - Tu nie chodzi o alimenty dla dziecka, tu chodzi o cała ludzkość! W przyszłości maszyny będą panowały nad światem! Johnowi potrzebny jest ojciec, który go nauczy jak walczyć! - Złorzeczyła opętana. Sahra przebywała w ośrodku psychiatrycznym, cierpiąc na głęboko posuwającą się depresję.
-Mówiłem Wysoki sądzie! Jest Popier... - Ponownie zerwał się spod barierki pirat
-Panie Jack, ostrzegam pana. Zawiasy za plądrowanie cmentarzy żydowskich jeszcze nie zostały odwieszone... Proszę iść na ugodę z panią Connor i pomóc jej w wychowaniu dziecka jak sobie życzy pobudka.
-ARGH! Co?! - Zająknął się główny zainteresowany - A co jeśli się nie zgodzę?
-Ekstradycja do więzienia na Tortudze, jak prosi o to rząd na Haiti, a tam ma pan wyrok KS'ki za liczne rozboje.
-Cholera, albo ojcować dziecku i liczyć, że ucieknę, albo z miejsca dać sobie łeb odciąć... Nie wiem co gorsze - Zaczął kalkulować w myślach plusy i minusy bycia ojcem
-Jack... proszę, zgódź się! Dziecko potrzebuje męskiego wzorca, bo niby skąd będzie miało dać sobie radę w przyszłości? - Poprosiła matka Johna
-No dobra maleńka! Lepiej być żywym niż martwym! Tak wysoki sądzie przyznaję się do dziecka - Odparł ku uciesze publiki nowo upieczony tatuś
-Dobrze, zawsze się sprawdza grożeniem KS'ką. Rodzina znów w komplecie!
-Il back... - Usłyszeli głęboki bas gdzieś z trybun. Ku zgrozy Sahry ujrzała Terminatora, który przyglądał się całej rozprawie z pierwszego rzędu. Nagle wyciągnął shotguna spod pachy.
Wszyscy w okół niego zaczęli drzeć i uciekać z sali rozpraw.
-Na glebę kwadratowy łbie! - Krzyknął łysolec celując do Guberna... tfuu do Terminatora z broni krótkiej. Oddał kilka strzałów, ale kule od Wielkoluda odbijały się niczym kauczukowe piłeczki. W odpowiedzi przeładował strzelbę i oddał strzał, który trwale zniekształcił poniekąd szlachetne łyse rysy twarzy.
-A Teraz... Hasta La Vista - Odparł beż żadnych skrupułów i władował w plecy Jackowi 2 kilo śrutu.
-Boże... - Zająknęła się Sahra - Dlaczego On, nie ja? Kochałam go...
-Bo Vista jest chujowa i laguje...
Kolejny obrazek: