Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2009, 14:05   #2
Feo
 
Feo's Avatar
 
Reputacja: 1 Feo nie jest za bardzo znanyFeo nie jest za bardzo znany
Elizabeth wygrzebała się mozolnie ze starego, zdezelowanego autobusu, następnie wydostała z luku bagażowego swoje walizki i postawiła je przed sobą... przeciągając się po długiej podróży, odetchnęła głęboko orzeźwiającym, chłodnym porannym powietrzem... Mimo faktu iż była doświadczoną reporterką i nie obce jej były długie i męczące podróże, to tym razem wyjątkowo czuła się jak po mocno zakrapianym wieczorku towarzyskim, po którym nie do końca jeszcze oprzytomniała, a do tego miała wrażenie że w jej ustach panuje susza jak na pustyni. Rozglądając się dookoła, zastanawiała się gdzie tu można by się odświeżyć, napić małej czarnej oraz zjeść dobre śniadanie.... gdy nagle gdzieś z głębin niedokończonego snu (?) dobiegł do niej przytłumiony głos mówiący :”Grzechem skalani marsz do otchłani...”.... głos ucichł równie szybko i niespodziewanie, jak się pojawił... po karku, przebiegł jej nienaturalnie zimny dreszcz... Liz szybko potrząsnęła głową, jakby chciała zrzucić z siebie resztki tych niepokojących snów które pragnęły przedostać się do świata rzeczywistego, tak aby natychmiast zniknęły w odmętach niepamięci... i tak też się stało, gdy tylko jej oczom ukazał się lśniący w promieniach porannego słońca szyld: "U Pebody'ego". Podniosła swoje bagaże i ruszyła we wcześniej obranym kierunku.

Otwierając drzwi, usłyszała dźwięk małego stalowego dzwoneczka obwieszczającego przybycie nowego gościa...
...jej oczom ukazał się przyjemny widok... uśmiechnięte kelnerki w białych fartuszkach, krzątały się pomiędzy stolikami a lśniącym, długim białym blatem przy którym stał rząd nienaturalnie wysokich, obitych czerwoną sztuczną skórą stołków barowych, podłoga była wyłożona czarnymi i białymi kafelkami... a w rogu pomieszczenia stała, aktualnie okryta ciszą, szafa grająca.
Elizabeth podeszła do kelnerki stojącej za blatem:
-Witamy u Pebody'ego, co podać? - odezwała się dziewczyna
-ekhm... dzień dobry... jeżeli to możliwe, wolała bym się najpierw odświeżyć, mogłaby mnie pani pokierować do toalety?
-Ależ oczywiście – uśmiechnęła się szeroko dziewczyna
– ostatnie drzwi po prawej – powiedziała ściszonym głosem, dyskretnie wskazując palcem na szare drzwi na końcu sali.
Elizabeth, dziękując ruszyła w tamtym kierunku.

Toaleta, jak na standardy barowe, była nawet czysta i przyjemna, na ścianie wisiało duże lustro pod którym znajdowały się dwie umywalki... przyklękła przy jednej z nich, przekopując swój podręczny bagaż, by wyjąć z niego niewielką kosmetyczkę... położyła ją na brzegu umywalki i odkręciła zimną wodę pod którą podstawiła jeszcze opuchnięte po podróży dłonie... nabrała do nich wody i obmyła sobie twarz... spoglądając na swoje lustrzane odbicie, lekko się zniesmaczyła widząc następstawa źle przespanej nocy... Jej krótkie, blond włosy były w nieładzie, a pod oczami rysowały się sine zacienienia. Wytarła twarz swoim podróżnym ręcznikiem, doprowadziła włosy do pożądanej postaci i nałożyła lekki makijaż by ukryć resztki zmęczenia.

Wychodząc z toalety, udała się najpierw do szafy grającej i wrzuciła monetę wybierając utwór Mudde'go Watersa, następnie usiadła przy jednym ze stolików. Nie musiała długo czekać na obsługę, podeszła do niej ta sama kobieta co wcześniej.
-proszę kawę, jajka i tosty – powiedziała dziewczynie, zapisującej skrzętnie zamówienie w swoim notesie.
- zaraz podam – odpowiedziała kelnerka, ruszając sprężystym krokiem w kierunku kuchni.
Elizabeth teraz miała chwilę by przemyśleć dalszy plan działania....
...odwróciła się w stronę okna wychodzącego na ulicę „przeuroczego” jak się jej wydawało, miasteczka Escape.
 

Ostatnio edytowane przez Feo : 25-02-2009 o 06:52.
Feo jest offline