Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2009, 10:55   #5
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Post napisany wspólnie z Tomem Atosem

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=r0VUXLsBSjo&feature=related[/MEDIA]

Olimpii udała się nie lada sztuka. Kompletnie zaskoczyła Jamesa. Tak spontaniczne zachowanie, to było coś niespotykanego u Angielek, czy Brytyjek w ogóle. Włoski temperament widać dał o sobie znać.
- Cóż ... - mruknął Sutton przygładzając wąs, by zyskać na czasie i ukryć choć częściowo zakłopotanie.
- Wygląda na to, że zostałem zdemaskowany - starał się zachować powagę, ale nie wytrzymał i zaśmiał się cicho.
- Doprawdy Mademoiselle Olimpio, to było okrutne. Rozszyfrowała mnie Pani z taką łatwością. Wygląda na to, że nie jestem, aż tak sprytny jak mi się zdawało.
Ujął delikatnie dłoń dziewczyny.
- I nie doceniłem Pani przenikliwości. Za co spotkała mnie zasłużona kara. Tak to ja pozwoliłem sobie wysłać Pani kwiaty. James Sutton piąty baron Lexinton.
Powiedział całując dłoń Olimpii.

James Sutton był mężczyzną 29 –letnim, przystojnym, doskonale ubranym, równie dobrze skoligaconym, niebiorącym udziału w żadnych skandalach towarzyskich. Fakt, że to ona podeszła do niego na pewno zostanie odnotowany. Jak i fakt pocałunku w dłoń, nie przedłużanego, ale i nie bardzo krótkiego, w trakcie którego mierzyli swoje szanse i się oceniali. Dwójka graczy podejmująca najstarszą grę na świecie.
„Z wiekiem robię się coraz bardziej cyniczna” – pomyślała Olimpia skromnie spuszczając oczy.

- Proszę nadal nie przeceniać mojej przenikliwości, Panie baronie. Jest Pan po prostu znanym wielbicielem opery. Cieszę się, że przybył Pan już na czwartą Norinę w moim wykonaniu.
Spontaniczność była cechą, która cokolwiek wytrącała Lexintona z równowagi. Zatem kokieteryjną odpowiedź dziewczyny przyjął z ulgą. Wkraczali właśnie na ścieżkę, którą dobrze znał i czuł się na niej pewniej. Ścieżkę towarzyskiego flirtu.
- Nawet trudno mi powiedzieć, jak ogromnie żałuję, iż ominęły mnie trzy pierwsze przedstawienia. Na swoją obronę mogę tylko dodać, że nie miałem przyjemności podziwiać Pani na scenie wcześniej. Niewybaczalny błąd, który postaram się od dziś naprawić – powiedział z uśmiechem.
- Czy jest nadzieja, ze przyjmie Pani usprawiedliwienia skruszonego grzesznika i zechce przyjąć jego towarzystwo podczas przechadzki? – Spytał uprzejmie oferując wsparcie na swoim ramieniu.

Olimpia ujęła Jamesa Suttona pod ramię niczym dobrego przyjaciela rodziny. Zastanawiała się czy mężczyzna odczuwa podobnie jak ona znużenie rolą odgrywaną bez końca. Nie miało dużego znaczenia, co do siebie powiedzą. Zwłaszcza nie miało, co ona powie do niego. Z wyjątkiem chwil na scenie była tylko lalką, dodatkiem do doskonale skrojonego fraku i modnych butów. Chociaż może to niesprawiedliwe, przecież gdyby był człowiekiem znikąd, w wytartej kamizelce, do głowy by jej nie przyszło by do niego podejść. A tak… on szuka ładnej towarzyszki, ona bogatego przyjaciela. Zasłużyli na siebie.

Był to wieczór okrutnych myśli i zdawała sobie sprawę, że musi natychmiast przestać, bo obraża siebie i swojego rozmówcę bez powodu. Chyba, że za powód uznać myśl przelotną, że James Sutton uśmiecha się podobnie do tamtego, o którym już nie chce nigdy myśleć, że podobnie jak tamten błyszczy w konwersacji, swobodny, nieprzejęty jej urodą, mężczyzna nawykły do atencji kobiet.

- Przepraszam, za tę wymówkę. Niczym Pan na nią nie zasłużył. Kwiaty wybrał Pan naprawdę piękne. Przynajmniej mam nadzieję, że wybierał je Pan sam. Ale jeśli tak nie było, proszę nie rozwiewać moich złudzeń.
- Przybył tu Pan bez narzeczonej? – znowu to zrobiła, powiedziała, o czym myśli nim ugryzła się w język. Odtąd będzie się tylko się uśmiechać i rumienić. Choć z drugiej strony, zgodnie z zasadą braku znaczenia szczegółów tej wymiany zdań, nie jest w stanie skompromitować się słowami.
Lexinton odparł szarmancko:
- Nigdy bym sobie nie pozwolił na zlecenie wyboru kwiatów komuś innemu. Zwłaszcza kwiatów dla Pani. A co do narzeczonej …
Zawiesił głos spoglądając z ukosa na dziewczynę, która wydała mu się smutna.
- Nie mam takowej. Mam okropny charakter i mnóstwo nawyków starego kawalera i to zapewne dlatego – stwierdził ze zbolałą miną.
- A może po prostu nie spotkałem dotąd tej jednej jedynej. – Powiedział pozornie niedbale, jednak dyskretnie obserwując Olimpię.
Uśmiechnęła się na te słowa fałszywej obietnicy.
- Proszę pozwolić działać życzliwym krewnym. Z pewnością mają na oku tuzin jednych jedynych – zdecydowanie za dużo ironii w rozmowie z mężczyzną, który chciał ją po prostu rozbawić właściwym „gentille mot”.
Idąc powoli dotarli do części parku, w którym odbywały się tańce. Właśnie zakończył się jeden z walców, a muzycy szykowali się do następnego.
James wiedział, że nic tak nie poprawia nastroju jak taniec. Już od jakiegoś czasu kierował ich małą przechadzkę w tą stronę.
- Czy zechce mi Pani ofiarować następny taniec Mademoiselle?
Spytał stając naprzeciwko dziewczyny i lekko się kłaniając.
- Z przyjemnością – odpowiedziała.

Książę Wellington popisał się prawdziwie światowym gustem i orkiestra faktycznie grała walce, tak modne na kontynentalnych salonach i tak źle traktowane przez purytańskich Anglików. Mężczyźni obejmujący kobiety w tali. Tego dla niektórych było za wiele. Ale z balu u księcia nikt nie wyszedł. Na szczęście. Ten szybki taniec odpowiadał Olimpii, która tańczyła go wiele razy w Wiedniu i Paryżu. I nagle uleciała z niej cała powaga, radośnie uśmiechała się do obejmującego ją mężczyzny. Muzycy jakby wyszli naprzeciw potrzebom dziewczyny i utwór Johanna Straussa brzmiał dobrych dziesięć minut. Wirowe obroty zapierały dech w piersi i sprawiały, że kręciło jej się w głowie, dobrze, że Sutton trzymał ją pewnie. Olimpia Emmanuella Grisi zapominała się po raz kolejny tego dnia. Patrzyła Jamesowi Suttonowi w oczy bez skrępowania. Choć przez krótki moment niczego nie udając, bezwstydnie nie ukrywając radości z bliskości czarującego mężczyzny, niesiona obietnicą wyczarowywaną przez muzykę. Przez chwilę byli na parkiecie tylko we dwoje.
Nawet gdy orkiestra umilkła czar trwał.
- Musimy to koniecznie powtórzyć. Cudownie tańczysz – powiedziała do poznanego kwadrans wcześniej lorda Lexinton.
Walc naprawdę był przyjemnym tańcem, szybkim i nieskomplikowanym, przy tym pozwalał mężczyznom w granicach ogólnie przyjętych norm zbliżyć się do kobiety na oszałamiająco bliską odległość.
Purytanie mogli grzmieć o jego niemoralnym charakterze, ale gdy już raz się wkradł na salony nikt i nic nie było w stanie tego zmienić.
Dziesięć minut to było w sam raz, by nie stracić równowagi od nieustającego wirowania i nie dostać zadyszki.
Ku zadowoleniu Jamesa Olimpia rozluźniła się nieco i gdzieś prysł jej smutek. Stary dobry Strauss był niezawodny. Najwyraźniej zapomniała się na tyle, że przeszła mimowolnie na „ty”. Sutton nie miał nic przeciwko temu i postanowił wykorzystać chwilę dekoncentracji dziewczyny.
- Ty również Olimpio znakomicie tańczysz. Uczynisz mi zaszczyt zwracając się do mnie Jim.
Niestety na drugi taniec musieli poczekać, gdyż muzycy akurat teraz postanowili nastroić swoje instrumenty.
- Może pójdziemy się czegoś napić? – zaproponował – Jeśli pozwolisz to do tamtego stolika.
Wskazał miejsce w głębi parku i dodał konspiracyjnym szeptem.
- Tu w pobliżu widzę mojego wuja Lorda Bining. Mam nieodparte wrażenie, że przyszedł tu za mną znów mnie zanudzać sprawą naszej biednej Lucy Person. Zapewne słyszałaś o tej sprawie?
- Tak. Znam ciotkę Lucy Henriettę. Na jej prośbę miałam Lucy nawet odwiedzić, ale jakoś jeszcze tego nie zrobiłam. Znasz tę dziewczynę? – zrobiła dłuższą pauzę smakując wypowiadane słowo - Jim?

Uśmiechnął się lekko patrząc dziewczynie w oczy, gdy wymawiała jego imię. Była piękna, czarująca i potrafiła zawrócić w głowie nie gorzej od mocnej szkockiej. Musiał się pilnować, by się nie zapomnieć, a bardzo nie lubił tracić nad sobą kontroli. W tym względzie był stuprocentowym Anglikiem.
To co powiedziała o Lucy zaciekawiło go. Po raz kolejny światek arystokracji okazał się zbiorowiskiem dalszych i bliższych znajomych.
- Lucy znam z widzenia - stwierdził podając Olimpii szklankę z lemoniadą.
- Zamieniliśmy okazjonalnie kilka słów. Jej ojca znam trochę lepiej z posiedzeń izby lordów i partyjnych spotkań torysów. Jednak mijałbym się z prawdą mówiąc, że znam go dobrze.
Chciał jeszcze coś dodać, ale w pobliżu dało się słyszeć ponownie dźwięki skrzypiec. Strojenie najwyraźniej dobiegło końca.
Chwycił dziewczynę za rękę i całkowicie wbrew etykiecie delikatnie wyjął z jej dłoni na wpół opróżnioną szklankę odstawiając ją na stolik.
- Ten walc jest nasz Moja Droga - powiedział z uśmiechem. - I nie chcę słyszeć żadnych wymówek - oznajmił by zgasić ewentualne protesty.

Niech gadają, niech plotkują, niech piszą o nich w gazetach, ale tego wieczoru miał ochotę wybawić się za wszystkie czasy. Czuł się tak znakomicie, że nawet nie zauważył, że przysłowiowy angielski chłód gdzieś się ulotnił.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 27-02-2009 o 21:50.
Hellian jest offline