Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2009, 15:08   #4
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Bill, w czasie I wojny światowej

Około trzydziestoletni mężczyzna jaki rozparł się na fotelu w odróżnieniu od innych nie wyrażał przesadnego zainteresowania zgromadzonymi w salonie uczestnikami wyprawy. Zadowolił się kilkoma uważniejszymi spojrzeniami, po czym całą koncentrację skupił na stylowej piersióweczce wyciągniętej z wewnętrznej kieszeni marynarki. Herbatę ostentacyjnie zignorował.

Nieźle zbudowany, choć nie wyróżniający się posturą William Blackhill swoim zachowaniem uosabiał typowego jankesa, dla którego ta podróż zdawałaby się raczej wakacjami. Potwierdzać by to mógł lekki sceptyczny uśmiech w momencie gdy Dyott mówił o posążku rażącym prądem, zresztą ten cyniczny uśmiech i ślad arogancji z twarzy nie schodził mu nigdy.
Choć nie wpatrywał się przesadnie w pozostałych zebranych, nie skupiał też całej uwagi na Dyott'cie czy Fawcettcie. Niecierpliwe spojrzenia i tonowane bębnienie palcami o oparcie fotela wnikliwemu obserwatorowi dawałyby znać, że się nudzi.

Zerknął znów na filiżankę herbaty...
Ech,ci Angole. - pociągnął łyk whiskey. Pochylił się lekko ku kobiecie wręcz niesamowicie podobnej do niego.
- Gdzie Thomas - zagadnął szeptem Willy, lecz bliźniaczka nie odpowiedziała dając mu lekki znak że nie czas na to. Billy westchnął... choć sam nie wiedział czy z ulgą czy smutkiem, starszy z Rimmelów wzbudzał w nim mieszane uczucia. Z jednej szacunek i przyjaźń, z drugiej niepewność i strach. Nie to co wymoczkowaty Raleigh uganiający się za Willy po Chicago i przekonujący wszystkich wokół z upartością godną lepszej sprawy, że naprawdę ważne sprawy zawodowe trzymają go w Stanach. Kto go tam jednak wie, może zmienił się ruszając z tym postrzelonym fantastą aż do Matto Grosso?
... ech... miał jednak wielką nadzieję na udział teścia Willy w wyprawie za jego synem.

Gdy odezwała się Jane, zwrócił na nią uwagę. - Ciesz się że tata wybrał inną wyprawę ze starym Fawcettem, niż ta po która idziemy. - skrzywił się jeszcze bardziej i pociągnął kolejna porcję z piersiówki.
- Entomologia to przydatna rzecz. Dobrze wiedzieć że będzie ktoś kto wie co robić by robactwo nie zjadło nas tam żywcem - uśmiechnął się do Willcox unosząc "blaszankę" w niemym toaście.
- William Blackhill. - przedstawił się - Kiedyś zabłądziłem na Oak Park i przysiągłem sobie że więcej mi się to nie zdarzy. Znam się na mapach, kreślę nowe. Zresztą muszę poszukać Raleigha - wyszczerzył się do siostry - może on specjalnie prysnął do Brazylii dla chwili spokoju, to jestem za jego los odpowiedzialny, nie? - pojęcie "żartu nie na miejscu" było jak widać mu obce.




 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-02-2009 o 10:52.
Leoncoeur jest offline