Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2009, 14:56   #6
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post



fot. Jean-Paul Collen w czasie działań wojennych w Belgii, 1914

Wysoki, postawny mężczyzna drgnął, gdy Wellington zwrócił się bezpośrednio do niego i oderwał wzrok od pokracznej figurki. Lata spędzone w Ameryce Południowej odzwyczaiły go od sztywnych zasad panujących na salonach, dlatego tęsknie wyczekiwał chwili zakończenia "angielskiej herbatki", równocześnie bacznie obserwując ludzi, którym przyszło znaleźć się pod jego opieką.

Wellington wyglądał na sensownego człowieka, od razu przeszedł do konkretów. Natomiast ten Blackhill... Jean-Paul widywał już takich, jak on - butnych, zadufanych w sobie, za nic mających słowa starszych czy bardziej doświadczony osób. Swoje mapy zapewne kreślił sącząc brandy przed kominkiem, brudną robotę pozostawiając innym. Collen przelotnie zastanowił się, jaką minę będzie miał paniczyk, gdy odkryje, ze dżungla za nic ma jego sarkazm czy władcze wrzaski; po czym skierował swój wzrok na zapisane juz kobiety. Gdy zobaczył jak podchodzą do stołu Fawcetta skrzywił się z niesmakiem, jednak zdążył zrewidować swoje pierwsze wrażenie. Kobiety-lekarki spotykał już na froncie, a umiejętnościami w niczym nie ustępowały mężczyznom, więc i ta może być cennym nabytkiem dla wyprawy. Natomiast ta motylarka... Jeśli jej zainteresowania to spadek po ojcu-podróżniku a nie kaprys znudzonej panny... Nie! Etnomolog na tej wyprawie był bardziej niż zbędny. Do wskazania niebezpiecznej fauny czy flory wystarczył on sam lub tragarze. Drobna kobieta będzie ich tylko spowalniać, zwłaszcza gdy zejdzie za jakimś robakiem ze szlaku. Poza tym przewodnik obawiał się reakcji tubylczych plemion na białe, ubrane po męsku kobiety.

Collen odchrząknął, odgarniając z oczu przydługie, dawno nie przycinane włosy i odwrócił się w stronę Wellingtona. Proszę mówić mi po prostu: "Jack" - powiedział, ignorując niezamierzoną zapewne pomyłkę sir Adriana w swoim nazwisku. - W Cuiabie będzie czekać na nas kilku tragarzy, którzy zajmą się transportem niezbędnego ekwipunku. To solidni, silni ludzie, z którymi miałem już okazję kilkukrotnie pracować. Możecie mieć wiec pewność, że Wasze cenne pakunki będą w dobrych rękach. Oczywiście zalecam, by każdy miał najniezbędniejsze rzeczy takie, jak woda, leki, jedzenie czy broń zawsze przy sobie. Nie wiem, jak daleko uda nam się dojść, ale w pewne regiony nawet najlepsi tragarze nie pójdą, bez względu na cenę. Dlatego radzę, by niezbędny bagaż ograniczyć do minimum - nie wiadomo, czy nie będziemy musieli taszczyć go na własnych barkach.

Proszę też kontakty z zamieszkującymi dżungle plemionami zostawić mnie i tragarzom. To prości ludzie o specyficznej kulturze i wierzeniach niepojętych dla białego człowieka, dlatego łatwo ich do siebie zrazić czy sprowokować do walki. Nie próbujcie narzucać im - bez urazy - swojego tempa rozmowy czy europejskich zwyczajów, inaczej niczego się od nich nie dowiemy
- Collen koloryzował trochę, wolał jednak postraszyć przyszłych podróżników, niż narazić na niebezpieczeństwo w trakcie wyprawy.

Co do niebezpieczeństw: to jest dżungla - uśmiechnął się krzywo. - Trujące rośliny, woda, owady, węże; drapieżne zwierzęta i ludzie; grzęzawiska i wykroty; znajdziecie tam państwo wszystkie znane człowiekowi sposoby umierania w naturalnych warunkach, a także wiele innych. Dlatego proszę się dobrze zastanowić czy na pewno każdy chce iść na tą wyprawę. Jeśli ktoś będzie chciał zawrócić w połowie drogi, będzie musiał zrobić to sam - nie osłabię naszej ekipy o nawet jednego człowieka tylko dlatego, że komuś zachciało się wracać do mamy - zakończył, surowo spoglądając po obecnych w salonie osobach.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 02-03-2009 o 10:38.
Sayane jest offline