Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2009, 23:45   #5
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Dryń-dryń! Dryń-dryń!

John William Duke III został gwałtownie wyrwany ze snu przez budzik, który wczoraj nad ranem ustawił na 7:30. Walcząc z przemożną chęcią odwrócenia się na drugi bok i pójścia spać dalej, usiadł ciężko na krawędzi łóżka, rozcierając prawą ręką oczy. Był niewyspany i zmęczony. Od dwóch dni próbował napisać kolejny raport na temat morderstwa pani Morrison. Wyprodukował z siebie dwie strony, wiedział jednak, że to nie wystarczy. Bez przerwy dzwonili do niego dziennikarze z Bostonu, Nowego Jorku, a także z stolicy z tysiącem pytań dotyczących samego morderstwa i rozwoju śledztwa. Co gorsze dla Duke’a także jego przełożeni bez przerwy dopytywali się kiedy znajdzie „Tego czerwonego skurwiela Grimma”, jak określił pisarza jeden z przełożonych Duke’a, na co szeryf miasteczka Escape miało ochotę odpowiedzieć „Kiedy przyślecie tu paru ludzi, którzy pomogą mi w śledztwie!” zamiast tego przebąkiwał, że odnalezienia Grimma nastąpi niedługo. Było to oczywiste kłamstwo, szczególnie, że od sześciu dni pisarz znikł, nie zostawiając przy tym żadnych śladów, ale Duke niespecjalnie się tym przejmował. Jego przełożeni nie mogli go zesłać do gorszej dziury niż Escape.

- Czas wstać – powiedział sam do siebie podnosząc się, po czym udał się do łazienki by się odświeżyć. Kilka minut później wyszedł ubrany w mundur i zszedł na dół do niewielkiej kuchni mieszczącej się na tyłach komisariatu, tuż obok składziku z bronią. Dwa-trzy łyki czarnej jak noc kawy bez mleka, zapach smażącego się na patelni boczku i dwie, potężne kromki chleba z prawdziwym masłem poprawiły na chwilę humor Duke’owi i spowodowały, że przestał myśleć o czekających go obowiązkach. A dzień zapowiadał się ciężko: poza dokończeniem raportu, chciał pojechać do domu pani Morrison i rozejrzeć się w nim raz jeszcze. Może przegapiłem coś istotnego? pomyślał gorzko.

- Witaj Duke – powiedział Garry Oldsmith, 23-letni zastępca Duke’a, wchodząc do kuchni i jedna z tych nielicznych osób, z którymi John utrzymywał bliższy kontakt.
- Tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. A co u ciebie?
- Żadnych postępów. Z chłopakami przeszukaliśmy okolicę plaży i parę zagajników, ale nic nie znaleźliśmy. Grimm przepadał jak kamień w wodzie. Nikt go nie widział, nikt nic nie słyszał, choć przepytaliśmy chyba każdego kto mieszka w promieniu 5 mil od Escape i mógł coś widzieć lub słyszeć. Psy też nie podjęły żadnego tropu. A stanowi – słowo to Oldsmith wypowiedział lekko ironicznie – znaleźli coś?
- Też nic. Wczoraj otrzymałem telefon z Bostonu, że dziś lub jutro mają przysłać tu jakiegoś agenta FBI.
- FBI? Żartujesz prawda?
- Nie – odpowiedział poważnie Duke, przeżuwając ostatni kęs swojego śniadania – niestety nie.
- O cholera…
- Żebyś wiedział Garry, żebyś widział. Spróbuj złapać Gallaghera i powiedz mu by dał odpocząć trochę chłopakom.
- Jasne, a co potem?
- Sam nie wiem – opowiedział prawie niesłyszalnie Duke ku zaskoczeniu Oldsmitha, który nigdy nie widział by jego szef wahał się w takich sprawach. - Ty też odpocznij, to rozkaz.
- A pan?
- Odpocznę jak to wszystko się skończy – skwitował szeryf, wyrzucając resztki jedzenia do kosza na śmieci, a talerz do niewielkiego zlewu pełnego brudnych naczyń. Przez ostatnie dni nikt nie miał czasu na zmywanie.

Kilka minut później Duke zaparkował swojego Forda Victorię niedaleko przystanku autobusowego przy Main Street, tak by mieć widok na przystanek i "U Pebody'ego". Autobus miał przyjechać dopiero za dziesięć minut, więc Duke wysiadł z samochodu i udał się do „U Alfreda” niewielkiego sklepu spożywczego gdzie nabył Coca-Colę, jedyny napój oprócz Whiskey od którego był uzależniony.

Dokładnie o 8:15, zgodnie z rozkładem jazdy, na przystanek przy Main Street zajechał stary autobus, jakich Boston Lines używały na mniej popularnych trasach. Drzwi otworzyły się z piskiem i ze środka wyszło pięciu podróżnych. Uwagę Johna od razu przykuły dwie nieznane osoby. Nie kulawa foka! – pomyślał John widząc białą, zadbaną kobietę, której ubranie i sposób poruszania zdradzały, że była z Bostonu albo z innego dużego miasta. A ten tego, czego tu szuka? – skomentował w myślach Duke widząc czarnego mężczyznę z niewielką torbą, ubranego w jeansy i białą koszulę. Dwójka nieznajomych udała się do "U Pebody'ego" zjeść śniadanie, zostawiając Duke'a jego własnym myślom.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 02-03-2009 o 09:51. Powód: jedyny napój oprócz Whiskey od którego był uzależniony.
woltron jest offline