„A ona nie chciała iść na bal!” – sama właśnie zdała sobie sprawę, jak bardzo przedwcześnie osądy mogłyby być zgubne, jeśli oczywiście by się nimi kierowała. Ale na szczęście podjęła dobrą decyzję i teraz mogła się nią cieszyć w ramionach tego przystojnego mężczyzny. Aż ciarki ją przeszły, kiedy przypomniała sobie o panu O'Callaghan. Nawet nie chciała dopuszczać myśli, ze musiałaby spędzić cały bal przy jego trzęsącym się boku. „Och, co to, to nie!” Muzyka ponownie ją wciągnęła, zapomniała o troskach, o nurtujących ją sytuacjach. Liczyła się tylko ta chwila... taka lekka... inspirująca wręcz...
W pewnej chwili Edric pomylił kroki i zatrzymał się. Madeleine przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje.
- Wszystko w porządku? – zapytała się zaraz, on kiwnął tylko potwierdzająco. Nie wiedziała co się stało.
- Och najmocniej Państwa przepraszam- rozległ się zza jego pleców męski głos. - Ogromnie mi przykro. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Nic się Państwu nie stało? – wąsaty mężczyzna, a obok niego piękna dama, najwidoczniej trącili biednego pana Sharpe’a zdała sobie sprawę Madeleine. Czuła się trochę niezręcznie, nie lubiła być w centrum uwagi, a nagłe zdarzenie skupiało wzrok prawie wszystkich tańczących obok par.
- (…) James Sutton, baron Lexinton (…) - przedstawił się mężczyzna, zaś jego partnerka nazywała się Olimpia Emanuella Grisi, Madeleine kojarzyła ją z opery, której, niestety, nie odwiedzała zbyt często... Śpiewaczka ubrana była w bardzo wykwitną hiszpańską suknię. Pisarka od razu przypomniała sobie o swojej, którą miała na sobie. Poczuła się jeszcze gorzej, lecz nie dała po sobie tego poznać. Edric najpierw dość obojętnie spojrzał na parę jakby nigdy wcześniej nie słyszał ani o baronie, ani o słynnej divie operowej. Następnie przedstawił ich oboje, poczynając od niej.
Choć miło jest nawiązywać nowe znajomości, poznawać nowe osobistości, kobieta stojąc tak przez chwile i przypatrując się całej sytuacji miała ochotę powrócić jak najszybciej do tańca. Nie wiedziała dlaczego... może nowi znajomi nie wyrwali na niej pozytywnego wrażenia, a może chodziło tylko i wyłącznie o sam taniec? Musiała przyznać, dawno się tak dobrze nie bawiła, dawno nie tańczyła z tak doskonałym partnerem.
- Nic się nie stało, ale proszę następnym razem uważać... – powiedziała tylko i zaraz wrócili do tańca.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 03-03-2009 o 17:31.
|