Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2009, 17:59   #8
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Dobrze znał ten wzrok. Nie potrzebował więcej czasu. W mgnieniu oka pozbył się wszystkich złudzeń dotyczących tego miejsca. Szybko pogodził się z tym faktem, życie przyzwyczaiło go do takiej reakcji na jego obecność. Mimo wszystko nie mógł zrozumieć tego niepokoju, który nieustannie wdzierał się do jego wnętrza. W tym miasteczku było coś niebezpiecznego, prawdę mówiąc wolałby nigdy tu nie przyjeżdżać. To dziwne wrażenie, a ci ludzie ... Czuł się jakby w zasięgu jego wzroku znajdowały się tylko nagrobki i gęste od smrodu śmierci powietrze. Scena jak z najgorszego horroru, ciarki już chyba na stałe zagościły na jego plecach. Miał wrażenie, że sam pogrąża się w tym maraźmie. Zaledwie przed chwilą podniósł się z krzesła, a już naszła go ochota by chwilę odpocząć.

Potrząsnął głową i szybko odzyskał świadomość. Widział jak ktoś wychodzi, ale był jeszcze zbyt rozkojarzony by wiedzieć kim są osoby, które opuściły lokal i jakie były tego powody. Znowu stał na podłodze jadłodajni „U Pebody’ego”, znowu poczuł na sobie nieprzychylne spojrzenia i zrozumiał, że nie może zostać tu ani chwili dłużej.

Włożył rękę do kieszeni. Nie czując pieniędzy, które pozostawił sobie na posiłek po podróży, był pewien, że uregulował rachunek. W jego głowie panował chaos, nie mógł sobie jednak pozwolić na więcej problemów. Gdyby tylko znalazł się za kratami, pewnie przypisano by mu wszystkie zbrodnie, do których doszło w tym mieście kilka miesięcy przed jego przyjazdem.

Rasiści …

Chyba stawał się coraz bardziej przewrażliwiony. Nawet powietrze wydawało się jakieś dziwne. Z każdym wdechem wracało znużenie. Zdecydowanie ruszył przed siebie, myśli wpędzały go w ten dziwny stan, musi się wreszcie ruszyć, wziąć w garść. To nie najgorsze co go w życiu spotkało.

Przynajmniej na razie …

Szedł w stronę motelu, w którym miał czekać na niego pokój. Myślał o treningach, o drużynie, o bólu mięśni i żywym ogniu, który czuł w płucach podczas każdego meczu. Tak, to zdecydowanie pomagało w walce, którą toczył z nawiedzającymi go myślami. Nie mógł jednak w pełni kontrolować tego co dzieje się wokół niego. Bolesna lekcja wymierzona przez footballową piłkę, która uderzyła go w plecy. Nie była rzucona z dużą siłą, ale trafienie w sam kręgosłup mógłby poczuć każdy. Odwrócił się i ujrzał dziwnego dzieciaka, który stał tuż za nim.


Zdziwił się, ale uznał, że po prostu nie zwrócił na nich wcześniej uwagi. Tym razem przyjrzał się jednak uważniej. Zobaczył ogrodzony wysokim płotem kawałek betonu, na którym namalowane były najrozmaitsze linie. Znał ten typ „boiska”, sam się na jednym z takich wychował. Dostrzegł piątkę bawiących się dzieciaków.

- Przepraszam, czy mógłby pan oddać nam piłkę? – Głos chłopca był dość płochliwy, ale jakiego dziecka nie jest, kiedy musi odzyskać piłkę od trafionego nią dorosłego?
- Biegnij. – Adrian pokazał ruchem głowy na jego kolegów.

Chłopak wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu i od razu ruszył w wyznaczonym kierunku. Taka reakcja nie zdziwiła go ani trochę. W sierocińcu zdarzało mu się zajmować dużo młodszymi wychowankami. Ten natomiast był wyjątkowo szybki, podał więc piłkę lekko, tak by nie było problemów z chwytem. Euforia na twarzy dziecka sprawiła, że poczuł się nieco lepiej. Nareszcie jakaś odmiana. Popatrzył jeszcze chwilę na grę, jednak nie za długo, by nie wzbudzać podejrzeń.

Już miał ruszać przed siebie, kiedy zauważył jakiś rozbity samochód. Był dość daleko, po drugiej stronie boiska. Dostrzegł go jednak bez problemu. Przez chwilę walczył z myślami, ciekawość zwyciężyła bez problemu. Podniósł prawe kolano, jakby upewniając się czy wytrzyma i chwilę później biegł już w stronę zauważonego auta.
 
Rusty jest offline