Josef nie spodziewał się salonowego wystroju i służby. Rozejrzał się po pomieszczeniu naprędce lustrując gości. Dzięki Ulrykowi nie dostrzegł go tutaj. Jednak „elita” jaka gościła w przybytku, wcale nie napawała go optymizmem. Po ostatnich nowinach jakie doszły do niego w Rundespitze nie miał ochoty na rozmowy i zabawę, co w jego przypadku było bynajmniej dziwne…
Z zadumy dość szybko wyrwał go gospodarz przybytku zwany
Grubym Kurtem. Po przyjeździe w tą zapomnianą przez Bogów dziurę, miejscowi skierowali go tutaj. Josef chciał odpocząć. Miał już dość podróży i kłopotów jakie ciągnęły się od jakiegoś czasu.
- Co podać ? Mamy jajecznice na boczku, polewkę piwna kraszona serem, kiełbasę na gorąco no piwo oczywiście. Dwa gatunki - pochwalił się
Kurt -
ostmarckie mocne i riddersburskiego drwala.
Huldbringen już miał odpowiedzieć, gdy kobieta obok wyrwała się z okrzykiem „Ostmarckie i jajecznicę!”. Herszt baba – pomyślał. Z uśmiechem na twarzy spojrzał na gospodarza, po czym odwrócił głowę do mężczyzny obok. Chciał rzucić cięty komentarz do wczorajszych wydarzeń w jakie wpakował się „rozrabiaka”, ale w rezultacie doszedł do wniosku, że nie ma co pakować nosa w nie swoje sprawy. Bynajmniej nie od razu. Kobieta bez krępacji podjęła temat niby w pustkę, ale jednak zagadując najbliższe osoby – czyli Josefa i nieznajomego.
- Słyszeli panowie o skarbie Fregara ? Na pewno ! Przecież wszyscy o nim słyszeli. Wy też go szukacie ? No i do kogo tu się dosiąść. Nie lubię sama jeść.
Po prawdzie Josef miał teraz większe problemy i cele o istotniejszych priorytetach niż skarb, ale jednak kusiła go wiedza na ten temat. Dał jednak kobiecie czekać, zagadując wpierw
Kurta.
- Gospodarzu nalej mi naprędce Drwala w dzban, bo gardło spragnione i polewkę piwną kraszoną serem. Jak macie tu smalec, to uszykuj kilka pajd chleba ze smalcem właśnie. Zabawię tu nieco, więc i złota nie poskąpię za dobrą obsługę. – Zwrócił wzrok w kierunku kobiety.
– Towarzystwo tak pięknej kobiety będzie dla mnie niemałym zaszczytem. Proponuję zasiąść… O! Przy tamtej ławie. Ach! Gdzież moje maniery. Jestem Josef Huldbringen. – Uderzył ostrzem wielkiego półtoraka o podłogę, mocno zaciskając dłoń na rękojeści.
– To ostrze nie jedno, a wiele starć w Kislevie widziało. Chaos tępiło niczym ręka Boga. Co do skarbu, to zasłyszałem wczoraj nieco, ale nie szukam go i nie wiele wiem. Z chęcią jednak posłucham. – Wykonał gest dłonią w kierunku stolika.
– Herr rozrabiaka również może zasiąść z nami dla towarzystwa. Gospodarzu… Piwo dla wszystkich! Z mej sakwy płacę!