Robin "Dziadek" Carver
Opuścił broń, kiedy mutant padł martwy na ziemię, ale znów ją podniósł gdy uratowany zaczął powoli gramolić się z ziemi. Lepiej, żeby nie musieli go teraz zastrzelić, bo kupa amunicji by poszła na marne. Poza tym, stare przysłowie mówi "wróg twojego wroga..." i tak dalej. Niestety, przysłowia może i są mądrością narodów, ale w tym kraju i tych czasach, wróg twojego wroga to prawdopodobnie jeszcze większy skurwysyn niż myślisz. No cóż, zaraz zobaczymy...
Carver pokazał ręką, żeby człowiek w hawajskiej koszuli do nich przyszedł. Zresztą pewnie wcale nie musiał tego robić - tylko kretyn wolałby w takiej sytuacji dalej stać jak kołek, wystawiony na ostrzał.
- Tylko bez żadnych numerów - powiedział do ich gościa, kiedy ten się zbliżył. Dziadek nie zamierzał niepotrzebnie ryzykować - Kimkolwiek jesteś, radzę odłożyć tę pukawkę zanim jeszcze komuś stanie się krzywda.
Jeśli posłuchał, Carver także opuścił broń - etykieta na polu bitwy, wymaga pewnych ustępstw. Poza tym, był w korzystnej sytuacji, bo miał przecież jeszcze Haze'a, Richa i resztę, jakby co. Nieznajomy musiał się teraz czuć jak tarcza strzelnicza.
- No dobra... Od początku. Tylko bez krętactw. Coś ty za jeden? I co tu robisz?
To drugie pytanie należało raczej do retorycznych. Kim innym może być, jak nie kolejnym uganiającym się za Chmurą? |