Mocna ulewa już od kilku dni dawała się we znaki mieszkańcom krainy. Pustą, polną ścieżką szedł samotny chłopiec (?) w wieku około czternastu lat. Czarna czapka z daszkiem, koszulka z logiem zespołu "Rites of Spring", trampki i czarne, wąskie jeansy. Równie mroczna grzywka opadała falą na twarz młodzieńca. Komponowała się idealnie z grubymi oprawkami okularów bez szkieł. Chłopiec przeklinał pogodę, gdyż krople deszczu rozmywały mu czarny makijaż wokół oczu.
Chłopiec, zwany również Sadem Killtchumem, trener Emomonów, trzymał w ręce sznurek. Drugi jego koniec przywiązany był do tylnej łapki uroczego, acz smutnego, stworka, którego bohater ciągnął po ziemi. Był to Emochu, rzadki Emomon. Miał krótką żółtą sierść, ogonek w kształcie zygzaka, a tak poza tym, to nie odbiegał wyglądem od właściciela. Leżał bezwładnie na ziemi, oddając się okaleczeniom ze strony leżących kamyków i chwastów. Popiskiwał jedynie skrzekliwie; "Iiiczu! Iiiczu!"
Trener podrapał się po nadgarstku i jęknął. Rozdrapał sobie jakiegoś strupa. Spojrzał na prawe przedramię. Przez całą jego długość ciągnęły się pionowe kreski na które nakładała się zaschnięta krew i ropa. Sad Killtchum wędrował zupełnie bez sensu. Odkąd uciekł z domu, ponieważ rodzice kazali mu posprzątać pokój, ruszył w świat w poszukiwaniu mrocznej strony człowieczeństwa. Jego Emomony miały gorzej. Same dawały się łapać, specjalnie rzucały się do walki z lepiej wytrenowanymi -monami, albo w ogóle nie wychodziły z Emoballów (czarne kulki ze szpilkami po stronie zewnętrznej i wewnętrznej).
W tym momencie zauważył jak spod drzewa obserwuje go grupka trenerów Metallimonów. Długowłosi, mroczni kolesie pokazywali Sada palcami i krzyczeli. Potem podeszli ściskając pięści.
-
Idź Emomancher - powiedział beznamiętnie Sad.
Z Emoballa wypadła czarna jaszczurka. Z jej szyi zwisał sznur zawinięty w pętle. To był ten bardziej hardcore'owy Emomon.
-
Oj - jęknął Sad.
Z oka popłynęła mu łza.
Ten świat jest niesprawiedliwy.
Obudził się w kałuży krwi cieknącej mu z ust i nosa. Emochu leżał obok w równie żałosnej pozie. Nie pamiętał co mu robili, ale trwało to długo oraz bardzo bolało. Nie był to koniec. Nad nim stał inny młodzieniec. Beret z czerwoną gwiazdką, koszulka z Guevarą. Krzyczał coś, ale Sad nie słyszał, bo metalowcy wsadzili mu jakieś długie przedmioty w uszy. Komunista cofnął się, nadepnął na Emochu. Wnętrzności zmieszane z kawałkami kości i krwią rozbryznęły się wokoło. Do glanów rewolucjonisty był przylepiony jedynie fragment skóry z grzywką. Potem napastnik zamachnął się, a następnie rzucił czymś czerwonym. Z Komunoballa tego trenera wyskoczył wysoki mężczyzna, którego nazywano kiedyś Feliksem Dzierżyńskim i który właśnie zbliżał się do Emotrenera z łomem. Sad Killtchum uśmiechnął się radośnie. Znalazł mroczną stronę egzystencji.