Tom I
Arrakis
Dwa słońca wschodziły nad pustynnym horyzontem Arrakis, oświetlając trupiobladym światłem piaszczystą powierzchnię planety.
Pedober w odkrytym szlafroczku wpatrywał się z okna w ten błogosławiony widok.
"Na Kinderlandzie panowaliśmy nad ziemią i powietrzem. Tu potrzebna nam jest potęga pustyni" - pomyślał i wziął od służących mu dzieci szklankę płynnego Czokapiku. Przez chwilę napawał się aromatem substancji pozwalającej na podróżowaniu po Wszechświecie, wyczuwając jej delikatną woń cebuli i migdałów. Tak właśnie pachniał największy skarb galaktyki, napędzający radzieckie silniki odrzutowe.
- Okryj się, bo kataru dostaniesz - w drzwiach stanęła jego matka. Była ona bezimienną Kinder Bueno, prywatną dupą Pedobera Seniora. Pedober jej nie lubił, ale przez wzgląd na dawne czasy utrzymywał ją w pałacu. Ubzdurała sobie, że ma jakieś nadludzkie siły i, że w ogóle jest do czegoś potrzebna. Zresztą cały żeński zakon Kinder Bueno tak miał. Nadawały się tylko do pukania i prania skarpetek.
- Kto ją wypuścił z klatki?! - ryknął Pedober - Straż!
W drzwiach stanęło dwóch sześciolatków z halabardami w dłoniach.
- Zabrać tę swołocz tam gdzie jej miejsce!
Pedober nie lubił kiedy przeszkadzano mu w rozmyślaniach.
Zbliżał się jednak czas relaksu. Powóz który zawieść miał go do najbliższego przedszkola zajechał już przed pałac.
- Powiedz mu, Watsonie - górująca zza lodówki postać barona Holmesa wynurzyła się na kaczych nóżkach. W gębie miał oczywiście fajkę. Nie opodal leżały pizdnięte skrzypce.
- Ostrzegałem baronie, przed powierzaniem takich informacji komuś tak młodemu ... - Watson pochłonięty był składaniem papierowych samolocików z "Gazety Wyborczej".
- Kurwa, przecież nikogo poza nami tutaj nie ma. Toż baron o sobie mówi w trzeciej osobie - zaperzył Holmes i beknął przeciągle dla podkreślenia wagi swoich słów.
Watson zmarszczył brwi. Ciągle zapominał jak popierdolony był jego mocodawca. Ponoć stary Holmes miał fetus in fetus i dlatego gadał w taki dziwny sposób. Ale może po prostu świadczyło to o jego ułomnej psychice.
- Ekhem - zaczął - Dzieci w ciągu ostatnich sześciu miesięcy zaczęły znikać z przedszkoli i żłobków, a nawet podstawówek...
- Słowem, od kiedy te zarobaczone Pedobery się tam panoszą! Na naszej Czokapikowej planecie!
- Najwyraźniej Imperator ma w tym jakiś interes. Oprócz tego Rada Cytadeli patrzy nam na ręce. Nie możemy dłużej robić wałków na giełdzie i spekulować złotówką.
- To wszystko jest chuj w porównaniu z wiecznością - mruknął baron i zagłębił się znowu we wnętrznościach lodówki.
- Jednak - zaczął Watson - Pedober popełnił przy ostatniej swej zbrodni pewien błąd. Nie zdążył spalić całego przedszkola. Udało nam się zdobyć dowody jego działalności.
- No to w tubę go!
- Rzecz w tym, że się nie da - mruknął Watson - Dowód jest poszlakowy, trza kurwę na gorącym uczynku zlapać. Za krzywe rączki znaczy się.
- Hmmm - baron przez chwilę się zastanawiał, tłukąc drewnianym młotkiem kotlety mielone - Taak... Załatwimy go, a wraz z nim zginie cały ród Pedoberów!
Komandor Emo, wraz ze swoim przystojnym adiutantem, kapitanem Leonem Neonem, przemierzali nieboskłon w swoim niezawodnym okręcie - "Mazowsze VII".
- Zbliżamy się do Arrakis - zameldował Neon.
- Dobrze. Mam zamiar skopać wreszcie dupę tym pedofilom.
- Wyczuwam, że ma pani z nimi jakieś zaszłości, ma'am.
- Tak... Pedober miał zostać pierwszym misiowym SPECTRE'em. Wyprzedził nawet Misia Uszatka - Emo pociągnęła wódki z piersiówki i przeciągnęła sobie żyletką po udzie - Podczas misji na jaką się wybraliśmy, zapaliło się przedszkole w którym mieliśmy wybić chrześcijański odłam Al-Quaidy.
- I co się stało?
- Okazało się, że to on ich wynajął. A potem stał przed drzwiami i łapał w siatkę wybiegające dzieci. Chciałam go skurwysyna zastrzelić z miejsca, ale niestety okulary mi zaparowały i oślepłam... Od tej pory zaczęłam się ciąć żyletką i słuchać Tokio Hotel.
- Ożesz w dupem - podsumował Neon - A ja myślałem, że ty normalna jesteś.
- A jednak... No one is perfect - zagaiła w zapomnianym przez Wszechświat elfickim dialekcie.
- Któż to jest? - zainteresował się Pedober, który osobiście nadzorował zbiór Czokapiku. Na horyzoncie biegało kilka postaci, dzierżąc w rękach pokaźnych rozmiarów widły i dzidy.
- Panie mój, to są Dzicy Kaszubi - rzekł jego pięcioletni pomocnik - Rdzenni mieszkańcy Arrakis.
- A jebał ich pies - mruknął Pedober - A dzieci mają?
- Nie sir, rozmnażają się przez podwójny podział.
- Tym bardziej, do kominów z nimi.
Pedober wsiadł w Apacza. Helikopter zaczął krążyć powoli nad polem Czokapiku.
- A to, co to? - na pustyni pojawił się nierówny ślad.
- To Kakaowy Czerw - powiedział adiutant - Kaszubi nazywają go Wielkim Psem Piko.
Kakaowy Czerw wynurzył się na powierzchnię.
- Za każdym razem kiedy się wynurza, opowiada jakiś głodny dowcip - rzekł pięcioletni Jaś - W ten zwabia swoje ofiary.
Czerw legł tymczasem na powierzchni. Stanowił niezbyt zgrabne połączenie sympatycznego żyjątka z gromady obleńców, z mordą rasowego Yorka.
Słowem - był, nie owijając w bawełnę, kurewsko szpetny.
- Przychodzi baba do lekarza - zadudnił Czerw. Ziemia zatrzęsła się pod wpływem jego głosu - A lekarz też baba!
Jeden z robotników zaczął niebezpiecznie zwijać się ze śmiechu zbliżając się do Czerwia.
- Franek, stój! - krzyknął drugi, który również próbował opanować atak śmiechu.
- Nie mogę, on jest taki zabawny! Nie mogę się ruszyć!
- OWNED ^^ - rzekł Czerw i jednym ruchem pożarł biednego robola - LOLZ
- dodał i zanurzył się w odmętach Czokapiku.
- Ożesz w dupę - rzekł Pedober - To jest gorsze od Murzynów!
- W lewo skręć - komandor Emo i kapitan Neon jechali przez pustynią swoim najnowszym Landroverem, w poszukiwaniu dowodów wskazujących na winę Pedobera.
Jak na razie jednak bez większego sukcesu.
- Paliwo się kończy - mruknął Neon.
- To się Czokapikiem załaduje. Wszędzie tu jest.
- Ale ja myślałem, że to na ruskie silniki tylko.
- Ruskie czy Amerykańskie, wszystkie są robione na Tajwanie.
Przez chwilę wrzucali pełnymi garściami Czokapik do baku pojazdu.
- A co to?! - Emo wskazała na świecący kształt na horyzoncie.
- Musi spadnięty sputnik - Neon podrapał się po szczecinie.
Nie minęła minuta, jak byli na miejscu.
- Leon, zhakuj to ścierwo.
- Się robi! - Neon wyciągnął z nosa port USB i podłączył się do upadłego satelity.
- Skanuję... - rzekł bezbarwnym głosem - Norton Antyvirus Enabled... Zapora Systemu Windows Enabled... Firewall disabled...
- Doskonale - mruknęła Emo - Widzisz coś?
- "Chcesz rżnąć małe dzieci?" - z ust Neona wydobył się zniewieściały głos - "Wejdź na naszą stronę!"... Wchodzę... "Witamy Cię Pedoberze. Twój stały abonament jest ciągle aktualny. Na forum pojawiło się więcej niż 1000 nowych filmów. Czy chcesz je teraz obejrzeć?"
- Mamy skurwysyna! - Emo zatarła łapy.
- Waaatsoon! - darł się Baron - Waatsooon! Gdzie jest nasz podnóżek?!
- Tu jestem, mój panie baronie - Watson wychylił się zza kolumienki.
- Mieliśmy sen... Chińczycy... Były ich miliardy...
- Już dobrze panie Baronie. - Watson wtulił się w Holmesa i pogłaskał go po główce - To po prostu pana wewnętrzny pasożytniczy bliźniak daje o sobie znać.
- Cholera. Kto by pomyślał że to prawowity dziedzic rodu. Ale po naszym trupie!
- Dokładnie panie Baronie.
Baron przez chwilę kontemplował drugą parę kończyn wystającą z jego brzucha.
- Rączki mu utniemy, to odechce mu się takich faszystowskich żartów.
- Iść do piwnicy po siekierę, sir?
- Nie, sami to załatwimy. Jak sytuacja na Arrakis?
- Mam pewien plan Baronie. Przebiegły plan.
- Dobrze, lubimy takie - powiedział Holmes, obcinając rączki nożyczkami - Takie są najlepsze.
- Zwiedziemy Pedobera w miejsce, w którym się nas zupełnie nie spodziewa.
- A wtedy - rzekł baron wyrzucając obciętą rączkę do śmietnika - Upierdolimy mu łeb a resztę nabijemy na pal!
- Ożesz w dupem! - krzyknął Pedober czytając w łóżku poranną prasę. Tytuł na pierwszej stronie wieścił: "Na Arrakis otworzono dziś największe we Wszechświecie prywatne przedszkole dla dzieci imienia barona Vladimira Holmesa". Obok była fotografia patrona otoczonego dziećmi. Głaskał je po główkach wszystkimi czterema rączkami.
- Może i zgnilec z tego Holmesa, ale wykazuje właściwą inicjatywę - zamyślił się Pedober - Wie jak załagodzić naszą odwieczną vendettę.
Podziwiał w milczeniu małą dziewczynkę na fotografii. Oblizał się nerwowo.
- Służba! - krzyknął - Przygotować mój Pedomobil! Muszę cię mieć - zaszeptał w stronę fotografii.
Pedober zajechał przed przedszkole. Majestat budynku onieśmielił go już z daleka. Wielopiętrowa konstrukcja, zbudowana była z lukru i pierników; całość zaś stała na solidnej kurzej nóżce.
- Cholerka - rzekł w końcu - Nigdy bym żem na to nie wpadł.
Po czym, powiewając peleryną, przekroczył próg Raju.
- Kochani, to ja, wasz Pedober!
Odpowiedziała mu głucha cisza. W środku było ciemno. Pedober zapalił światło i zrobił kilka kroków.
- Kochani?..
W tym momencie usłyszał trzask przeładowywanych karabinów.
- Stój w miejscu i łapy do góry pedofilu! - krzyknęli żołnierze, mierząc z broni palnej do sympatycznego skądinąd misia.
- Ktoż wy?!
- To my, zboczeńcu! - rzekł Baron Holmes, wynurzając się z mroku - We have been waiting for this moment for so long!
- Jak tam braciszek? - zagadnął Pedober - Rozwija się prawidłowo, jak mniemam?
Holmes uderzył misia w twarz.
- Przywiązać go do koła! Będziemy go łamać!
Emo wpadła do przedszkola, gdy właśnie zaczęli się rozkręcać z torturowaniem Pedobera.
- Puść go, baronie! - krzyknęła od progu, wyjmując odznakę SPECTRE - On musi stanąć przed Radą Cytadeli!
- Musimy to my, kupę - odparł Baron - I nic więcej! Straż, łapać tego wymalowanego kurwiszona i przerobić na mydło!
Komandor Emo odbezpieczyła pistolet i przyłożyła do głowy Barona. Leon Neon mierzył gdzieś na ślepo w Bogu ducha winne dzieci.
- Posłuchaj kupo gówna, z przewagą gówna - rzekła Emo - Też nienawidzę tego pedofila, ale jak nie postawię go przed Radą, to nie dostanę trzynastki i mi fundusz na drugi filar ZUSu szlag trafi. Rozumiesz co to znaczy?
- Trza było zostać Jehowym, jak my! Teraz jesteśmy wolni od tych materialistycznych trosk!
- Wykończ grubasa i tak mu nawet przez miesiąc nie wytłumaczysz! - krzyknął Neon - A poza tym to Jehowy! Gorszy od Murzyna!
Emo mierzyła niestrudzenie w Barona Holmesa. Tymczasem z jego brzuszka wypełzła malutka rączka. Z pępka zaś wychynęła twarzyczka. Spojrzała na Emo i uśmiechnęła się. Po czym plunęła w nią jadowitym kwasem.
- Aaa! - krzyknęła Emo upadając na glebę.
- Emo! - odkrzyknął Neon i rzucił się w jej kierunku.
- Leon - wyszeptała Emo wtulona w jego ramiona - Jak to się stało że nie mogłam nigdy Cię dostrzec, a byłeś dla mnie przez tyle lat...
- Nic nie mów... Pomoc jest już w drodze...
- Nie, Leon... Już jest za późno... Obiecaj mi... Obiecaj...
- Emo...
- Obiecaj, że postawisz tę szmatę przed Radą Cytadeli... A grubasowi wyprujesz z bebechów braciszka...
- Obiecuję, ukochana...
- Remember me... Remember my love... - Emo zamknęła oczy i skonała.
- Dobra, koniec Harlekina! - Baron strzelił tłustymi paluchami - Brać ich i do loszku! Przez to wszystko straciliśmy ochotę na tego pedofila.
- Wisisz mi piwo - odpowiedziała główka z jego brzucha.
- Dobra, porodu kleszczowego ci w zamian nie zrobimy i jesteśmy kwita.
Oszołomiony Neon, wraz ze zdjętym z koła Pedoberem, został odciągnięty od swojej ukochanej przez wojska Barona.
Holmes, podziwiał dzieło swojej Vendetty.
- I wszystkie Pedobery w grobie!
Tom II, wraz z obrazkiem - jutro
.