Kaspar Landos.
Słońce powoli zaczynało chylić się ku zachodowi, oblewając purpurą Salgardzką katedrę. Ciemnowłosy, około czterdziestoletni mężczyzna, właśnie wyszedł z karczmy " Pod linoskoczkiem" i z niepokojem spojrzał na monumentalną świątynię. Kaspar Landos, gdyż tak brzmiało imię tego mężczyzny, poprawił kapelusz, oraz obszerny płaszcz i ruszył w kierunku starego miasta. Mijał szare kamienice, i przechodniów wracających do swych domów po dniu ciężkiej pracy. Czeladnicy, kupcy, wojskowi wszyscy z pośpiechem umykali przed mrokiem nocy, jedni do własnych izb, inni do sal karczemnych i tylko dziewki wszeteczne w czerwonych sukniach poruszały się powoli, wabiąc wdziękami, jakby za nic miały mroki nocy na agaryjskiej granicy.
Kaspar bez trudu dotarł do katedry i choć widział wspanialsze dzieła Rodian w swej ojczyźnie Ragadzie, to ta świątynia wzbudzała w nim dziwny niepokój. Mężczyzna podszedł do masywnych drzwi, zawahał się na moment sięgając w kierunku bogato zdobionej, dużej klamki, a po chwili nacisnął ją i uchylił wrota.
Wnętrze katedry zaparło dech w piersiach Landosa. Witraże, malowidła na ścianach, przedstawiające życie Rodian, sprawiały że obserwator zapragnął sam być uczestnikiem zdarzeń na nich przedstawionych.
-Co tu robisz?-Głos mnicha wyrwał Kaspara z zamyślenia.
-Jestem Landos, Kaspar Landos, porucznik zwiadu w służbie królestwa Agarii.- odpowiedział mężczyzna zastanawiając się, dlaczego właściwie przybył do tej katedry. Przeczucie, instynkt czy może jakiś nadnaturalny przymus, od czasu wyjścia na przepustkę ciągnął go w kierunku tego miasteczka, a potem w kierunku Rodiańskiej świątyni. Co to było nie wiedział, ale postanowił że spróbuje odkryć tę zagadkę.