Nie pozostało tedy im nic innego jak plan w życie wprowadzić.
Zebrali się wszyscy, to jest trzech szlachciców, wachmistrz i trzej dragoni i na rozkaz za załomu wypadli paląc z pistoletów, bandoletów, pan Jaksa huknął z garłacza.
Zamieszanie powstało nieziemskie, pop zwalił się na ziemie, ujrzeli osuwającego się Rozyńskiego, padli na ziemie dwaj Kozacy.
Jednocześnie pochodnie zgasły jak zdmuchnięte wiatrem nagłym i ciemność nastała iście grobowa, bo i zgnilizną tu śmierdziało widać z owego drugiego wejścia.
Cisza nastała przerywana jedynie rzężeniem jednego z konających mołojców.
Próbowali tedy wprzódy ogień skrzesać, co nie udawało się zbytnio z powodu panującej w krypcie wilgoci. Skupili się kolo pana Mateusza, a ten choć uderzał zapamiętale krzesiwem iskry wydobyć nie mógł.
Wtem świst nagły powietrze przeciął i na pana Mariusza zwalił się jeden z dragonów rzężąc i krwią z ust buchając. |