Tom II: Księga Pued'diba
-Co będzie kurwa z nami żarła! Niech w kiblu żre! -Krzyknął Albercik, współwięzień Pedobera
Leon Neon w tym czasie mętnym wzrokiem podziwiał szarość sufitu
-A Ty co? Pewnie też lubisz zakisić w młodym chłopcu? - Roman do tej pory parzyciel czaju, poczuł, że wzrosła jego pozycja społeczna, odkąd wpuścili do celi Pedobera i Neona.
Neon nawet nie zareagował słowną zaczepką, wiedział, że byle kto nie może zostać zastępcą widma... A właśnie a propos widma, Leon zanurzył się w fantazjach melodramatycznych związanych ze swoją zmarła ukochaną Comandore Emo. Pragnął chwycić jej alabastrową, smukła dłoń i ten jeden, jedyny raz poczuć woń jej pięknego zapachu...
-Zajeb mu chujowi! Z mordy żyda mi przypomina! - Przytaknął Romanowi Albercik, a zachęcony doskoczył do koja i oddał kilka ciosów na śledzioną Leona. Zaś sam poszkodowany, cierpiał na sklerozę cybermózgową i nie odczuwał bodźców zewnętrznych. A jemu marzyła się dłoń ukochanej, która śniła mu się co noc, a on muskał ja delikatnie swoimi ustami, na tyle wschodzącego słońca, a w tle śpiewał Bryan Adams.
-A Ty misiek co się śmiejesz? Chcesz wyłapać? Na kojo i zamknij mordę, nie patrz i nie oddychaj najlepiej! - podyrygował Pedobera Albercik, miejscowy mąciciel.
Pedobere posłusznie oddalił się na swoje łóżko, piżamkę ułożoną w idealny prostokącik położył na krawędzi pościeli
-Nie martw się, najgorzej jest pierwszej nocy dla pedofili - Usłyszał z kąta celi - Trzeba dać w piec im dać.
-A kto Ty jesteś? - Zapytał się Pedobere.
-Gosia, cwel - Wyłonił się z ciemności Tatuś Muminka, poprawiając cylinder.
-A Tobie Gocha kto pozwolił się odzywać? Jazda na tron bo już po obiedzie jest, jogurtu Ci się nazbierało!
Po audiencji w kiblu Tatuś Muminka obolały wrócił na swoje kojo. Minęło dwie godziny odkąd przyszedł Pedobere.
-Za co tu siedzisz? - Spytała się męska wersja Gosi.
-Za to , że księciem byłem.
-Nie kłam łachudro! Lubisz małe dzieci i za to tu jesteś... Tacy jak Ty nie mają tu życia. Lepiej się wyśpij bo ta noc będzie Twoją ostatnią! - Krzyknął Albercik majestatycznie podpalając fajkę o krzemień.
nadeszła noc: Nim Pedobere zmrużył, przestraszony oczy, coś poniosło ogo do góry, i ustawiło na taborecie. Nie mógł dojrzeć co się stało, bo w celu dekonspiracji nałożono mu przy duża podkolanówkę na łeb.
-A teraz bachniesz się na tygrysku! - Usłyszał ściszony głos jednego z współwięźniów...
Pedober czuł w kościach, że właśnie nastała jego sądna chwila. Lecz w chwili najbardziej krytycznej, przypomniał sobie, jak matka uczyła go tajemnej sztuki Kinder Bueno, zatrzymywania Oddychania uszami i jaźnią pępkiem. I wszystko stało się jasne, puls się zmniejszył, jak u buddyjskich mnichów, tlen przestał krążyć nosem, a zaczęło się wzbierać w uszach. Zapadł w śpiączkę...
Pedobere zadyndał, ku uciesze zgromadzonych. Nawet tatuś Muminka się cieszył, ale mina szybko zrzedła, bo z 30 letniej kary, za posiadanie lewego cd-keya do Windowsa dorzucili mu jeszcze pół roku, za współudział w zabiciu pedofila. Pedobere w worku na śmieci leżał w kostnicy. Jaźń pępowinowa, wyuczona od mentata rodu Mojżesza z Opola, mówiła mu, że jeszcze nie nastała ta decydująca chwila. A Kiedy Jaźń w końcu zgodziła się na wybudzenie, Pedobere otworzył oczka.
Banda trzech obdartusów właśnie nad nim stała. jeden chwycił misia za uszy, a drugi już ostrzył kosę.
-Noce są zimne na Arrakis, a futro tego się nam przyda - Odkrząknęła ruda broda
-My name is Pedobere! - Wyszeptał staro-kaszubskim Pedobere. Trzy brudasy cofnęły się na widok gadającego pedofila zakamuflowanego w skórze niedźwiedzia.
-Ty zobacz! to może być Kwisatz Pedoberah! - oznajmił gościu trzymający kosę w dłoni
-Nie może być, to ten wybraniec? syn matki Kinder Bueno i Ojca Stefana Niesiołowskiego?!
-o bożesz Ty mój - wyjąknął trzeci, nagi dzikus - To już wolałem modlić do Prince Polo!
-A walić to, czy wybraniec, czy nie futro ma kozackie, a Tobie Zenek przyda się, bo zima idzie! - Zająknął pierwszy i z kosą zbliżył się raz jeszcze do Pedobera. Jaźn pępowinowa do końca jeszcze nie opuściła duszę.
Ziemia się zatrzęsła w tym momencie. Dzikusom załamały się nóżki, a z czekoladowych wydm wyłonił się dziki czerw piko, przypominający z mordy skrzyżowanie Gerarda Szreddera, a resztę z psa Beethovena.
-To król czerwi - wyjawił rudy.
Krzywe zęby Króla czerwi zaznaczone były szkorbutem i próchnicą, ale co się dziwić, jak żarł tylko czekoladę.
Wynurzył się na dobre sto metrów nad ziemią i otworzył psyk, a z mordy jechało kapciem, jakby wczoraj wychlał kratę piwa i zjarał ramę szlug, a do tego popił czekoladą. w każdym bądź razie, smród był niewyobrażalny.
-Twoja Stara kręci bigos stopą! - puścił głodny kawałek Czerw, a po chwili Dzikie Kaszuby zaczęły tarzać się po Czokapiku ze śmiechu
-O boże, Zenek, opowiedział dowcip, już po nas! - Zająknął się ten rudy
-Hahaha, no nie mogę, Twoja stara kręci bigos! - Dodał Zenek i zaczęła cała trójka tarzać się w stronę Czerwia z morda Szreddera.
Król czerwi, tylko na to czekał, położył się na ziemi i paszcze otworzył czekając aż ofiary nieświadomie wpełzną do jamy gębowej.
-Stać! - Ryknął Pedober i wyciągnął dłoń w stronę potwora, w geście Neo. - Ty Czerw! A Twoja matka jak chuj! - Krzyknął Pedobere. kaszubi oniemiali, a Czerw zaczął bacznie przyglądać się Pedoberowi, po chwili w końcu nie wyrobił i zaczął się rechotać, turlając się tak samo jak przed chwilą jego niedoszłe ofiary:
-No nie mogę, ze skurwysyna! - Ryknął czerw zaduszony swoim śmiechem
- To jest Peud'dib! Wybraniec, Mojżesz Kaszubów!
- Peud'dib! Peud'dib! Peud'dib! - Zaczęli skandować Kaszubskie imię Pedobera.
-Teraz za mną! Moje mocarne Kaszuby, oddam wam tą ziemię obiecaną, a ja zostanę Moderatorem LastInn! Sherloku Holmsie! Strzeż się! Bo me imię zwie się zemsta i wyryje się na Twoim sercu!! - Mówiąc to Pued'dib zasiadł na Królu czerwi i ruszył w stronę Arrakin, a za nim pościło się tysiące Kaszubów, w marszu po tron imperatora... A za Pedoberem nosiło się w oddali jedno słowo "Pued'dib"...
Tymczasem na stolicy Arrakis:
-Ah Watsonie, jaki bajeczny stąd widok, Kaszuby pasą świnie, dzieci żebrzą o chleb, o matko boska, jaka tu sielanka! - rzekł baron, kiedy Watson robił mu masaż stóp
-Naturalnie milordzie, tu jest jak w bajce - odrzekł, ale nie odpowiedział zbyt wyrozumiały, bo na nosie miał spiętą spinkę do brudnych ciuchów.
-Co to jest? - Baronowi przerwało sielankę dziwne skowyczenie, na dryfach dofrunął do balkonu i jego oczom ukazał się Pedobere ujeżdżający Kakaowego Czerwia, niszczący miasto. Nieuchronnie zbliżając się do Pałacu Barona.
-O żesz... - zdążył tylko wypowiedzieć Baron a przez balkon wskoczył Pedobere, prawowity dziedzic Arrakis.
-A kto umarł ten nie żyje! - Krzyknął w powietrzu i wyprostował noge odbijając się od bebzuna barona Holmsa.
-Więc to tak - Holmes Odkrył pod płaszczem tajemny bebzun i wyciągnął z pępka zawleczkę, niczym od wielkiego granatu.
-W moim żołądku ukryta jest czarna dziura! - zaskoczył zwrotem akcji baron - jak ja nie będę mieć Arrakis, to nikt nie będzie jej mie...- dalszą wypowiedź barona przerwał głuchy strzał
- To za Emo, skurwysynu - Leon neon jedną ręką otworzył gębę barona, i wrzucił zawleczkę w głębiny grubasa. Baron pierdnął, beknął a białka oczu zmieniły się w czarną materię, czarna dziura wciągnęła barona do środka i zassała jego grube jestestwo i z głuchym mlaśnięciem baron rozpłynął się do czwartej gęstości.
-Dziękuję Ci Leonie, że raz na zawsze wspólnymi siłami powstrzymaliśmy siły zła, teraz dzieci będą...
-Nie pierdol, nikt bezkarnie nie będzie jebać małe dzieci - I strzelił Pued'dibowi prosto w czoło. Nagle zdezorientowany postrzegł się,, że cała zgraja Kaszubów patrzy na jego dzieło, stojąc nad martwym mesjaszem.
- Wypierdalać... - Wyszepnął głosem Lindy przeładowując kałacha.
I po tygodniu oczekiwań, upragniony obrazek dla was, dla następnych wojowników prosto z Kaszub.