Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2009, 02:48   #1
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Gasnące Słońca] Odkupienie


W rolach głównych występują:


Alexander Sunne Raver Hawkwood - Młody szlachcic
Duncan Masseri - Pośrednik szlacheckiego pochodzenia
Brat Mesto - Akolita z Wojennego Bractwa
Andiomene Valentine - Przewoźniczka
Amx-Rot - Inżynier i wynalazca
Bruggbuhr - Vorox

Nowi:

Brat Gallen - Kapłan z Wojennego Bractwa
Elena Fiodorow Decados - Szlachcianka


Prolog


Wszystko zaczęło się od niewinnego listu, zawierającego skromnie opisaną ale dość intrygującą propozycję zatrudnienia. Mimo że rzecz wydawała się podejrzana, postanowiliście zaryzykować i zgodziliście się na spotkanie.

Młody, tajemniczy mężczyzna opowiadał o bogactwie, podróżach i tej jednej, jedynej szansie na poprawę waszego losu. Doświadczeni życiem, od samego początku wątpiliście w jego słowa i żądaliście konkretnych dowodów. On jednak, jakby czytając w waszych myślach, bez wysiłku obalał argumenty, uprzedzał pytania i z wprawą wróżbity odgadywał wasze najgłębiej skrywane marzenia.

Wiedział o was zdecydowanie za dużo...

Gdy postanowiliście wyjść, okazało się, że jest już za późno. Lekkie ukłucie i słaby uśmieszek na jego ustach były ostatnim co zapamiętaliście…
Później nastąpiło już tylko głuche uderzenie waszej głowy o blat jego biurka.

Obudziły was dźwięki stłumionej rozmowy. Gdy powróciły pozostałe zmysły, w nozdrza uderzył dławiący zapach silnych detergentów. Po chwili wzrok przystosował się do słabego światła. Rozpoznaliście zarysy pomieszczenia i wypełniających go postaci.

Czterech zamaskowanych żołnierzy celowało do was z broni maszynowej. Zielony, metaliczny lakier, pokrywający ich nowoczesne wyposażenie, lśnił złowrogo w świetle świec. Za nimi, w przyciemnionej części pokoju, za przeźroczystą zasłoną z tworzywa sztucznego, poruszał się jakiś ludzki kształt.

Doszły was też głosy maszynerii, znajdującej się prawdopodobnie w pobliżu tej istoty. Rytmiczne bulgotanie, zgrzytanie i pojedyncze metaliczne piski świadczyły o jakimś niesłychanie skomplikowanym, technologicznym procesie.

Zza zasłony rozległ się gardłowy, lekko bulgoczący śmiech, zakończony ostrym atakiem suchego kaszlu.

Cień za parawanem poruszył się. Wydawało się, że powstał z łóżka, dociskając coś kurczowo do ust. W tym samym momencie maszyneria zadudniła głośniej, wydając przeszywający świst, uzupełniony krótkim ssaniem jakiejś pompy.
- Wybaczcie proszę… niedogodności podróży – Odparł po krótkiej przerwie niski, charczący głos zza zasłony.

- Możecie mi wierzyć, iż nie czynię tego z braku zaufania do was. Wręcz prz... – Głos znów zaczął się krztusić i maska tlenowa ponownie powędrowała do ust postaci. Po chwili jednak, mężczyzna kontynuował - Dbam o wasze zdrowie i bezpieczeństwo. Gdyby nieodpowiedni ludzie, wiedzieli, że spotkaliśmy się tutaj, mogłoby się to… źle dla was skończyć.

Widać było, ze mężczyzna z wielkim trudem powstaje do pozycji siedzącej, by móc spojrzeć na was przez zasłonę. Dostrzegliście rysy jego twarzy. Zmęczonego, chorego starca, trzymającego się przy życiu już tylko dzięki słabnącej sile woli. Wydawał się jednak zadowolony z waszego widoku. Jego puste, rybie oczy zabłysnęły resztkami życia.

- Przybyliście tu, bo jesteście zainteresowani dobrze płatną pracą i możliwością wyrwania się z tej... skutej lodem... skały – słowa starca słabły z każdą chwilą, przechodząc w końcu w cichy świst - To wszystko.. nie było kłamstwem...

- Pewnie zastanawiacie się jednak czemu akurat wy… - zrobił długa pauzę, śmiejąc się sucho, jakby ze znanego tylko sobie dowcipu – Faktycznie… na pierwszy rzut oka nie wydajecie się idealnym zespołem… jednak... Przez wszystkie te lata nauczyłem się oceniać ludzi, a wasza podróż wymagać będzie dość… powiedzmy… nietypowego zbioru umiejętności...

- Widzicie.. ja umieram. Całe życie byłem... skurwysynem – ostatnie słowo wypowiedział powoli, ważąc w ustach każdą sylabę. Zadowolony z ich brzmienia, kontynuował – Jednak.. parę miesięcy temu… ujrzałem światło Wszechstwórcy. Postanowiłem naprawić, to co udało mi się zniszczyć. A szkód, nie chwaląc się, wyrządziłem niemało.

- Niestety, jak zapewne widzicie, w obecnym stanie, nie mam już siły, by samemu naprawić grzechy mego życia. Do tego, moi… politowania godni wrogowie... są coraz bliżej. Tylko czekają, aż zdradzę się jakimkolwiek działaniem.

- Dlatego potrzebni mi jesteście wy… - przerwał -

- Ah. Tak. Widzę, że zauważyliście też mój mały prezent…

Na waszych nadgarstkach połyskiwały ciasno leżące, miedziane obręcze. Ich powierzchnia zamigotała i przez chwilkę dało się na niej dostrzec zmieniające się cyfry. Jakby… odliczanie?

- Taaaak.. - wziął głęboki oddech - bransolety to następny temat..

----------------------------------------------------------------------------------------


AKT PIERWSZY


- Widzicie… nasi przodkowie byli niesamowicie pomysłowi… Te cudeńka, które tak wdzięczne połyskują na waszych nadgarstkach, były kiedyś wręczane najgroźniejszym przestępcom. Jednak nam przydadzą się jako narzędzie pracy…

- Oczywiście, najtrudniej było zdobyć odpowiednią obręcz dla naszego potężnego przyjaciela – spojrzał z fałszywą sympatią na stojącego pod ścianą voroxa - A i nie łatwo było go tu zaprosić. Biedny pan Avalkado, którego wcześniej poznaliście, poskarżył mi się, że z jego cennego biurka zostały tylko drzazgi… Naiwnie sądziliśmy, że potrójna dawka środka usypiającego wystarczy…

Ale wróćmy do rzeczy istotniejszych…

- Obręcze zawierają program, który na bieżąco będzie informował was o dalszych częściach zadania. Będzie również monitorował wasze położenie. Kiedyś służyło to organizacji pracy w koloniach karnych… O dziwo obręcze działają nawet po przeniesieniu na inną planetę… Nie radziłbym jednak przy nich grzebać – spojrzał wymownie na inżyniera – mają mechanizm obronny, który znacznie przyspiesza działanie trucizny.

- Tak… Widzę, że odliczanie i wspomniana trucizna was trochę niepokoją… Rozumiem wasze… obawy ale na moim miejscu postąpilibyście tak samo… Trucizna, którą wstrzykują do krwiobiegu, uaktywni się dopiero wtedy, gdy znacznie oddalicie się od celu podróży, bądź odliczany czas się skończy. Nie musicie się jednak martwić… Ustawiłem czas tak, by nie stało się wam nic złego. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie postanowicie uciec z powierzonymi wam środkami…

- I tym samym przechodzimy do części najistotniejszej dla was – wypuścił powietrze z chorych płuc – pieniędzy…

- Spójrzcie na stolik po lewej…

Dopiero teraz zwróciliście uwagę na niski, drewniany mebel, stojący blisko pod ścianą. Leżała na nim sterta jakichś niebieskawych papierów, związanych czerwoną wstążką…

- To… moi drodzy… Są pieniądze, które umożliwią wam rozpoczęcie waszego zadania… Trzydzieści.. tysięcy feniksów… w czystych papierach kredytowych Sędziów.

Z zadowoleniem obserwował waszą reakcję - Oczywiście nie starczy wam to na wypełnienie całego zadania. Niestety… pobranie większej ilości, mogłoby zwrócić na was uwagę moich wrogów. Z czasem będziecie musieli więc wykorzystać te pieniądze, by zarobić ich więcej... W ten sposób unikniecie tez podejrzeń ciekawskich ludzi, którzy mogliby sprowadzić na was zgubę…

- Po… wykonaniu zadania, obręcze wskażą wam ostatni punkty podróży. Tam mój zaufany człowiek wypłaci wam nagrodę zależną od waszych poczynań. Poza tym będziecie mogli zatrzymać wszystko to, co kupiliście za przekazane wam pieniądze.

Ponownie spojrzał na inżyniera, jakby próbując zrozumieć i wyprzedzić jego proces myślowy – Jeśli byście się przypadkiem nad tym zastanawiali… obręcze nie wysyłają żadnych sygnałów ani ich nie odbierają. Nie da się ich wiec ani ich oszukać, ani użyć do wyśledzenia was w czasie wykonywania zadania.

- Gdy będziecie zbliżać się do jednego z wytyczonych wam celów, włączcie w obręczach funkcję nagrywania. Te nagrania zostaną później zebrane i wycenione przez osobę wypłacająca wam wynagrodzenie… Jeśli jednak… któremuś z moich wrogów udałoby się was wyśledzić, nie miejcie litości. Żaden z nich nie uwierzy wam, jeśli opowiecie o waszej… prawdziwej misji.

- Szczerze mówiąc, sam nie jestem pewien, co zastaniecie na miejscu i w jaki sposób będziecie w stanie naprawić wyrządzone przeze mnie szkody… minęło tyle czasu… Ale za to w końcu wam płacę!

Potężny wybuch kaszlu przerwał jego słowa. W tym samym momencie, nad wami rozległ się niesamowity huk. Gorące powietrze i gryzący pył wypełniły całe pomieszczenie. Gdy otrząsnęliście się z szoku, usłyszeliście zewsząd krzyki walczących ludzi. Wrzaski mieszały się z charakterystycznym terkotem broni maszynowej. Po chorym starcu nie było śladu. Na środku pomieszczenia powiewała już tylko zapylona, plastikowa zasłona, mieniąca się teraz wszystkimi kolorami tęczy… jak.. zepsuty wyświetlacz ?

Najpotężniejszy z ochroniarzy wcisnął w ręce Andiomene pogięte papiery i skierował was szybko do jednego z podziemnych korytarzy. Gdy tylko zeszliście pod ziemię, następny ciąg eksplozji wstrząsnął otaczającą was rzeczywistością. Strzelający ludzie zdawali się zbliżać. Usłyszeliście świst kul i jęk żołnierza biegnącego za wami. Po nim rozbrzmiały następne wystrzały… Wbiegliście w istny labirynt zakrętów, skrzyżowań i ślepych korytarzy. Na szczęście towarzyszący wam vorox coś wyczuł. Wyprzedził was i gardłowym głosem nakazał biec za sobą. Widać było, że wąskie ściany kamiennego tunelu boleśnie obcierają mu ciało.

Po paru długich chwilach, wydostaliście się z mrocznych korytarzy na światło dziennie. Wbiegliście w zaśnieżony las Malignatiusa i zatrzymaliście się dopiero wtedy, gdy dźwięki walki za wami ucichły. Chyba nikt was nie ścigał…
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-08-2009 o 01:12.
Tadeus jest offline