Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2009, 21:18   #4
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Kaspar Landos
Mnich milczał jakby czekał na jeszcze jakieś słowa. Dopiero po chwili odezwał się.
-Więc co robi tutaj porucznik zwiadu? Katedra jest zamknięta. Czyżby Ragnar wystawił Tobie glejt?
-Wybacz braciszku, ale czułem jakąś wewnętrzną potrzebę zajrzenia tutaj.
Mnich zmrużył oczy jakby coś mu się nie spodobało w Twojej wypowiedzi.
-Rozumiem, nowi w mieście mogą nie wiedzieć o zakazie wstępu. Proszę jednak Ciebie panie o opuszczenie katedry, to nie jest bezpieczne miejsce nawet dla ludzi służących od najmłodszego Jedynemu.

Kiwnąłeś głową i ruszyłeś do wyjścia. Zatrzymałeś się jednak w połowie drogi i nie dając za wygraną zwróciłeś się do mnicha.
-Więc mówisz świątobliwy, że kto może udzielić zgody na przebywanie w katedrze?
-Ja lub Ragnar który jest najprawdopodobniej na plebani. Czemu chcesz przebywać w katedrze? Nie szafujemy pozwoleniami.
- No cóż, nie wiem w zasadzie dlaczego, ale coś ciągnie mnie do tego miejsca i chciałbym się dowiedzieć czemu tak się dzieje.
-Wybacz ale może to być za przyczyną Złego. Nie możemy ryzykować Twojej duszy.
-Jak świątynia Jedynego, może zwieść mnie na złą stronę?

Mnich pobladł, jego palce kurczowa się zacisnęły.
-Milcz! Nie wiesz czym to jest! Nie wiesz tu się działo! Nie wiesz nic! Wyjdź stąd bo Zły już przemawia przez ciebie!
Krzyk poniósł się w katedrze. Katedra jak każda sakralna budowa Rodian miała doskonałą akustykę. Nawet głośniejszy szept był słyszany na drugim końcu budowli, nie mówiąc już o krzyku mnicha.
-Wybacz mi świątobliwy - rzekł Kaspar zdziwiony reakcją mnicha - nie chciałem cię zdenerwować, ale skąd możesz wiedzieć że to Zły, a nie czasem Jedyny przywiódł mnie do tego miejsca?
Mnich chwilę stał ciężko oddychając. Zastanowiłeś się czy myśli nad odpowiedzią czy się uspokaja. Raczej to drugie.
-Tego nie wiem i wiedzieć nie mogę. Wiem, że Zły tu działa a przynajmniej działał. Może sprowadzać sobie nowe ofiary. A skąd wiesz, że to Jedyny ciebie przywiódł?
-Nie wiem tego, gdyż nie wielu zna Jego wolę, a jeszcze mniej ją rozumie, ale skoro tu jestem może mógłbym wam jakoś pomóc.
-Jak? Znasz język Rodian? Jesteś wybitnym teorytkiem kościoła? Specjalistą od sił nieczystych?

Drwina w głosie mnicha mogła zostać przegapiona tylko przez wyjątkowo naiwne dziecko.
-Nie, nie jestem, nikim takim, ale znane są w historii zdarzenia w których człowiek słaby wiedzą i pozycją, a silny duchem wychodził zwycięzko z walki ze złem.
-Tak? Widzisz historie bardów często mijają się z prawdą. Jeśli silny duchem sługa Jedynego nie dał rady z tym devirem to sądzisz, że ty dasz rade? Wybacz ale nie wydaje mi się. Nie udzielę ci pozwolenia.

Przechodzenie na „ty” mnicha było irytujące. Zanotowałeś w myślach informacje o potężnym devirze. Jedno Ciebie dziwiło, potężny devir w katedrze Rodian? Siłą rzeczy mieszkając w Ragadzie a potem przebywając na froncie dowiedziałeś się trochę o budowlach praprzodków ludzi. Nigdy nie słyszałeś aby devir wszedł do katedry Rodian, wręcz przeciwnie słyszałeś, że demony nie mogą do nich wejść.
-No trudno. Zabawię w tym mieście jeszcze kilka dni, jak byś zmienił zdanie świątobliwy to będę w zajeździe " Pod linoskoczkiem". Niech Jedyny będzie z tobą. - tak kończąc rozmowę Landos wyszedł z katedry.
-I z tobą.
Głos mnicha dobitnie mówił, że nie życzy Tobie niczego dobrego. Wyszedłeś, wielkie wrota zamknęły się za Tobą z dziwną lekkością i ciszą pasującą bardziej do lekkiej, dobrze naoliwionej furty a nie ciężkich, topornych wrót katedry. Ruszyłeś przed siebie.

Gerhard de Varrejo

Wyszedłeś właśnie z budynku garnizonu, przedstawiłeś cel swojej misji i upoważnienia kapitanowi Hubertowi Neumannowi. Sam kapitan mimo, że chłopskiego pochodzenia był człowiekiem, który wzbudzał sympatie. Zbliżał się już do czterdziestki a blond włosy były gdzieniegdzie poprzetykane siwizną, krzepka lecz szczupła sylwetka zdradzała częste ćwiczenia i szybki metabolizm. Odnosił się do Ciebie z szacunkiem, który raczej wynikał z Twojej profesji a nie pochodzenia. Jak się wcześniej dowiedziałeś przez dziesięć lat służył w piechocie na froncie, w walce z Valdorczykami chciał pomścić śmierć brata kawalerzysty i szlacheckiego bękarta. W końcu dochrapał się kapitana i dostał pod opiekę wbrew pozorom ważny punkt strategiczny jakim był Saldgard. Jeden z Twoich żołnierzy mówił, że przyjaciele z niewiadomych przyczyn nazywają Huberta Ślepym.
Odbiegłeś myślą od kapitana do żołnierzy, których przydzielił Ci stary Alvensleben. Cała piątka włącznie z sierżantem należała do elitarnej „III dywizji zwiadu” co znaczyło ni mniej ni więcej, że do nich należała dywersja, porwania, zabójstwa i inne nieciekawe zajęcie. Trochę ich towarzystwo Ciebie niepokoiło i nie raz się zastanawiałeś czy sierżant nie ma rozkazów o których nie masz pojęcia. Ale wracając do piątki żołnierzy, każdego z nich zdążyłeś chociaż trochę poznać.
Konstantyn poruszał się tak cicho jakby lewitował nad ziemią. Lekka kusza przy siodle i liczne noże nie mówiły o nim za dobrze. Nigdy go nie widziałeś z mieczem u pasa, zawsze miał go przytroczonego do siodła jakby nie był mu potrzebny. Małomówny typ stereotypowego zabójcy.
Emil był typowym cynazyjczykiem z szpada u boku. Często i dużo mówił i to z sensem, ten otwarty człowiek wzbudzał sympatie chyba każdego i co niepokojące potrafił bez problemu wyciągnąć informacje. Jego młoda przystojna twarz i długie ściągnięte w kucyk (według cynazyjskiego trendu, który panował wśród młodzieży) czyniły, że nie miał problemów z płcią przeciwną.
Leopold z tego co się orientowałeś był doskonałym strzelcem. Kordyjski bandolet przewieszony przez plecy był w rękach tego niepozornego człowieka zabójczą bronią, zresztą podobnie jak dwa pistolety.
Hieronim był nie bez powodu nazywany Niedźwiedziem, mierzył dobre dwa metry w barach był naprawdę rozrośnięty. Nadziak za pasem w połączeniu z niemal nieludzką siłą, jeśli wierzyć plotkom potrafił rozłupać zbroję krasnoluda.
Nathaniel sierżant tej całej zgrai był przerażający, łysy, bez lewego ucha i z blizną ciągnącą się od niego przez szczękę niemal do podbródka. Mimo to musiał mieć sporo charyzmy by utrzymać tak zróżnicowana grupę w ryzach (a byli oni doskonale zdyscyplinowani). Słyszałeś, że jest bardzo sprawnym szermierzem szczególnie gdy dobywa swego długiego miecza z nordyckiej stali.
Całość mimo różnorodnego uzbrojenia była identycznie umundurowana w ciemnozielone mundury, przecięte na ukos ciemnoszarą linią, znak rozpoznawczy trzeciej dywizji. Obok nich stał Twój ordynans, jeden z niewielu ludzi na których mogłeś polegać.
Odbiegłeś myślami jeszcze dalej do chwili gdy otrzymałeś rozkazy.

***
-Generale!
Stałeś przed generałem Alvenslebenem wyprostowany jak struna.
-Spocznij kapitanie.
Rozluźniłeś się trochę i rozejrzałeś się po kabinecie generała. Niewielki pokój był oświetlany przez nikłe promienie słońca, które jak zwykle miały problemy z przebiciem się przez nieboskłon Agaryjski. Naprzeciwko Ciebie, przy ścianie z oknem, w rogu stała piękna zbroja płytowa nordyckiej roboty, musiała kosztować fortunę, kilka wgnieceń świadczyło o jej niedawnym używaniu. Po Twojej prawej ręce na ścianie widniały niemal ludzka skóra, właściwie to wyglądała jak ludzka a pochodziła z oficera elfickiego, którego w młodości pokonał generał, dzięki najnowszym kordyjskim maściom zachowującym była w idealnym stanie. Wisiała rozpięta na prawie całą ścianę niewielkiego pokoiku, był to naprawdę makabryczny widok. Przeniosłeś ulgę na lewą ścianę. Tam pysznił się dwuręczny, lekko poszczerbiony miecz, skrzyżowany z muszkietem. Bronie których za młodu używał generał. Przeniosłeś szybko wzrok na generała żeby źle nie odebrał tego rozglądania się. Generał Alvensleben (bo chyba nikt nie znał jego imienia) był już starszym człowiekiem, bliżej mu było do sześćdziesiątki niż pięćdziesiątki a przynajmniej takie chodziły pogłoski. Niewiadomym sposobem zachował krzepę, może nie tą legendarną jaką słynął za młodu ale ciągle mógł poruszać się w swojej zbroi czy walczyć mieczem. Siwe włosy nosił krótko obcięte a już pomarszczoną twarz o dziwo nie zdobiły blizny. Bystre niesamowicie zielone oczy bacznie Ci się przyglądały. Nie zaproponował, żebyś usiadł wiec musiał stać. Chwile przyglądał Ci się w zadumie w końcu sięgnął po kielich z winem, który stał między równo poukładanymi papierami. Zwilżył usta, był znanym koneserem wina.
-Mówią żeś nie głupi, wykształcony do tego wychowałeś się w Ragadzie, no dobrze... Słuchaj w Saldgardzie klechę coś w nocy rozwłóczyło, co dziwne w Rodiańskiej katedrze. Nie mamy tam jakiego klechy posłać bo wiesz co się stało z ostatnim...
No cóż ostatni klecha zmarł niedawno na dość wstydliwą chorobę, która nie przystoi słudze Jedynego.
-Więc postanowiliśmy posłać Ciebie, bo jesteś jeden z lepiej wykształconych. Zbadaj tę sprawę, pewnie będzie się tam roiło od księży i każą Ci nie wtykać nosa w nieswoje sprawy ale masz tam być! Masz tam być i działać! Musimy pokazać, że wojsko potrafi walczyć z devirami nie gorzej niż kler. Na wszelki wypadek pojedzie z Tobą sierżant Reiss z trzeciej dywizji zwiadu. Jakieś pytania?

***

Popatrzyłeś na swoich ludzi, no cóż trzeba się wziąć do roboty. Chyba trzeba zacząć od katedry a może wypytać się ludzi. Kapitan powiedział już Ci co się ogólnie dzieje ale wiadomo ludzie zawsze wiedzą lepiej... A może się rozdzielić?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 22-03-2009 o 16:19.
Szarlej jest offline