Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2006, 22:03   #6
MałyMIś
 
Reputacja: 1 MałyMIś ma wyłączoną reputację
Random

To był zły dzień. Mówię Ci - to był bardzo zły dzień. Od rana zapowiadało się na to, że wydarzy się coś paskudnego. Choć to, co się stało przerosło moje najczarniejsze przypuszczenia. Jeszcze wina? Nie śmiej się tak – mimo że zostałem królem Amberu nie zmieniłem swoich przyzwyczajeń kulinarnych. Dalej uważam, że średnio wysmażony stek i frytki z majonezem to postawa wyżywienia zdrowego człowieka. Kucharze na zamku trochę marudzili na początku, ale uwierz mi -służba zawsze potrafi przystosować się do nawyków władcy. Choć tego, że piję wino do frytek ciągle nie mogą mi wybaczyć

Ale do rzeczy. To był zły dzień. Mówiłem od początku Gerardowi, że moim zdaniem chłopak nie jest gotowy. Musisz jednak dobrze zrozumieć sytuację. Kiedy kilkanaście lat wcześniej Gerard poznał Fine wszyscy myśleliśmy, że to kolejny z jego licznych romansików. Znasz Gerarda i wiesz jaki jest - jowialny, szczery aż do bólu, otwarty na ludzi. Fina była drobna, zamknięta w sobie, niewiele mówiła a jeśli już to przyciszonym głosem. Przy Gerardzie zdawała się jeszcze bardziej krucha i cicha.

To na jej prośbę ich ślub był kameralny, odbył się zdala od gwaru dworu i był pozbawiony zwyczajowego blichtru. Tak Szczerze mówiąc, to w tej kwestii ją w pełni rozumiałem. W końcu wesele księcia Amberu to nie byle jaka impreza. Dla kogoś nie lubiącego tłumów mogłaby być straszną torturą. Zwłaszcza, jeśli się występuje w głównej roli.
Tak czy inaczej to, co połączyło Finę i Gerarda to było prawdziwe szczere uczucie. Wiem to, ponieważ mam w tej materii jako takie doświadczenie. Byli jak dwa gołąbki albo papużki nierozłączki, aż miło było na nich patrzeć. Uśmiechnięty, szczęśliwy Gerard i dama jego serca.

Tragedia przyszła niespodziewanie. Fina była brzemienna i ciąża przebiegała bez problemów. Gerard chodził dumny i radosny. Szkoda, że nie więzłeś jego miny, gdy dowiedział się, że zostanie ojcem. To widok, jaki zapamiętam do końca życia. Wszystko szło dobrze, aż do dnia porodu. Wtedy zaczęły się komplikacje. Przenieśliśmy szybko Finę do cienia, w którym znałem świetnych lekarzy pediatrów. Czkałem z Gerardem przed salą zabiegową. Obaj tępo wpatrywaliśmy się w czerwone światełko oznaczające, że operacja ciągle trwa. W takich chwilach zawsze uświadamiam sobie, że mimo naszych nadludzkich mocy, mimo całego naszego dziedzictwa, nie potrafimy odwrócić niektórych praw przyrody. Jesteśmy wobec nich tak samo bezsilni, jak każda istota żyjąca w cieniu. Nic nie pomogło, ani medycyna ani magia, Nie pomogły też klątwy i błagania księcia Amberu siedzącego bezradnie przy łóżku umierającej kobiety będącej miłością jego życia.

Gerard stracił ukochaną żonę, aby przeżyć mógł jego syn. Los był dla niego wyjątkowo okrutny. Załamał się po tym prawie całkowicie. Widziałem naszego brata w wielu sytuacjach. Widziałem jego gniew, niszczycielski szał oraz bitewną furię. Nigdy jednak nie widziałem go bezczynnego, zrozpaczonego do tego stopnia, iż przestało go obchodzić cokolwiek dokoła.
Wtedy jednak otrząsnął się bardzo szybko. Miał wszak syna, na którego przelał teraz cała swoją miłość i troskę. Miał dla kogo żyć.

Sam więc widzisz, że stojąc wtedy w komnacie Wzorca, mimo wszystkich złych przeczuć które mnie trawiły, nie mogłem nic zrobić. Albert był oczkiem w głowie Gerarda. Chłopak był praktycznie i teoretycznie przygotowany. Osiągnął właściwy wiek, a Gerard dbał o jego wychowanie, wykształcenie i wkładał w to cały swój czas i zaangażowanie. Poza tym Albert był zdolny i nic mu nie brakowało. Przy tym był bardzo lubiany i inni młodzi członkowie rodziny czekali aż przejdzie Wzorzec, aby mógł dołączyć do nich w podróży po cieniu. Jedyną rzeczą która nie pasowała było moje wewnętrzne przeczucie, że cos jest nie tak.

Gdybym wtedy nie pozwolił mu na próbę wzorca, podważyłbym cały autorytet Gerarda i wzajemne zaufanie miedzy ojcem a synem. Szeląg. Oddałbym dziesięć cholernych koron Amberu i dołożył ze dwie Chaosu, żeby mów wrócić tam i krzyknąć do wszystkich, że cała próba odwołana. Wygoniłbym bym ich z komnaty Wzorca z zamknął ją na cztery spusty. Gerard by mnie wtedy znienawidził, ale i tak było by warto.

Ale wtedy tak nic nie zrobiłem. Nie krzyknąłem. Nie zatrzasnąłem wrót. Patrzyłem tylko, jak Gerard z synem weszli do sali. Ucieszyłem się, kiedy wykorzystując moją przemowę Albert czmychnął w stronę innych młodych. Rozmawiali chwilę ze sobą. Widać, że on bardzo się denerwował, a oni podtrzymywali go na duchu. Byłem z tego dumny. Mówię ci – cała nasza nadzieja, że młode pokolenie będzie mądrzejsze od nas i nie wda się w bezsensowne kłótnie i swary między sobą a zamiast tego zacznie współpracować. Zresztą kogo jak kogo, ale chyba ciebie nie muszę o tym przekonywać.

Po mojej przemowie Albert stanął przed początkiem Wzorca. Dostał jeszcze kilka ostatnich wskazówek od Gerarda i rozpoczął wędrówkę po liniach wytyczonych ongiś przez Dworkina. Wtedy stało się coś, co stać się nie powinno. Albert spłonął na Pierwszej zasłonie. Po porostu, gdy do niej dotarł zatrzymał się w miejscu pochłonęła go i spopieliła energia Wzorca. Nie mogłem uwierzyć w to co widziały moje oczy. Stałem jak sparaliżowany a Gerard pobiegł w kierunku Wzorca. Przez chwile myślałem, że wbiegnie na jedną z bocznych linii. Ale on zatrzymał się tylko w miejscu najbliżej tego, w którym jeszcze przed chwilą był jego syn. Spojrzał na mnie. Jego twarz wyrażała zaskoczenie a oczy powoli wypełniały się wielkim nieopisanym bólem.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie. Poczym on wybiegł z komnaty wyłamując przy tym wrota do niej prowadzące.

Nie wiedziałem co robić, co powiedzieć. Było wiele trudnych chwil podczas mojego panowania w Amberze. Ze wszystkich, ta była chyba najtrudniejsza.

W końcu otrząsnąłem się i pobiegłem za Gerardem zostawiając za sobą resztę rodziny …
 
__________________
Misie Górą !!!
MałyMIś jest offline