Na wstępie zaznaczę, że do tego obrazka naprawdę strasznie trudno było cokolwiek stworzyć. Ktoś jednak musiał wprawić w ruch tą wielką machinę zwaną Warsztatami Psychodelicznymi.
***
Światła gasną, kurtyna opada – choć sam nie wiem jakim cudem mielibyście to niby po ciemku zauważyć. Chrapek wcielający się w rolę Chrapariusza i Rusty, jako Rusty we własnej osobie, wygrzebują się z dołu zaimprowizowanego na piekło.
-
Ten Kitajski znaczek, powiadam ja Tobie, fant to żałosny i prądem kopie. – Stwierdza Rusty z lekkim zawodem malującym się na jego pięknym obliczu.
-
Powiem Ci jedno, mój drogi kolego. Kurtyna zapadła, koniec, finito. Skończ więc z tą mową, bo powiem ja Tobie, wiersz ja od dziecka z zawzięciem p… p… p… ten tego, chromolę!
Wszystko się zmienia, zmienia, zmienia. Zmian tym końca nie ma, aż w końcu …
Napięcie rośnie, rośnie, ROŚNIE, ROŚNIE! …
Ałłłł – jęknęło waląc głową w sufit.
<Przerwa na reklamy>
Zewsząd fanfary, chóry anielskie, orkiestry dęte, werble, nawet i jakiś bezpański bęben.
Tylko dziś, tu teraz!
Chrapariusz i Rusty!
Rusty i Chrapariusz.
Dziarskie chłopaki.
Jeden bardziej.
Drugi wcale.
Kto by sobie tym jednak.
Zawracał gitarę?
Sceny przelatują jak wystrzelone z karabinu.
Bah! Rusty wynosi Chrapka z buchających żywym ogniem otchłani piekielnych.
Walczą z demonami, przeprowadzają operację na otwartym sercu w kenijskiej dżungli.
Piją i palą cygara, otoczeni wianuszkiem kobiet. Męskie sylwetki lśnią w słońcu, fanki szaleją, szał, szał, szału nie ma końca.
W tle Enrique Iglesias w przeboju Hero.
</Przerwa na reklamy>
Wróćmy jednak do najważniejszej części historii. Oto Rusty postanowił uknuć spisek. Oh jakaż to wściekłość zawładnęła głową naszego biednego Rusty’ego.
-
Oh, oh i jeszcze raz oh – Westchnął narrator, nieudolnie próbując budować nastrój.
Dość już jednak tych jęków. Pora przejść do sedna sprawy. Trzeba wam wiedzieć Drodzy moi, że Rusty w swej niezmierzonej wielkości, jasności, wybitności i zaje… ekhem. Postanowił zamontować w ulubionej lalce Chrapka – Chraputku-Ciupciutku kamerę, dzięki której od wielu już dni obserwował jego zabawy z Make Upem. Dziwny był z niego człowiek. Zbok jakiś, dewiant, nieczystość chodząca! Twarz malował, włosy stroszył i takie tam inne dziwne rzeczy tworzył.
-
Jakby już wystarczająco brzydkiej nie miał mor… - Do pokoju narratora, wpadają mężczyźni w czerni. Zewsząd dochodzą trzaski, wrzaski, piski i inne takie. –
… yyyyyy! – Słychać niknący dźwięk obalonego niczym półlitrowa flaszka narratora. Słowem w oka mgnieniu.
Rusty tymczasem zakupił w kiosku cedeka, którego to z kompromitującą zawartością planował wysłać prosto do Pudelka. Na jego nieszczęście w drodze na pocztę napotkał (niezbyt) pokojową manifestację mężczyzn, o pozbawionych włosia czerepach i dresach opiętych na swych nielichych mięśniach. Poproszony o pięć telefonów komórkowych, dwadzieścia złotych w bilonie i nie tuczące chrupki, a nie mogąc spełnić ich niezbyt wygórowanych, lecz co więcej niezwykle rozsądnych warunków. Został zmuszony do skonfrontowania swego powabnego lica z wielkimi jak bochny chleba pięściami.
-
Dostał wp... – Trzeba mu to oddać. Uparty skurczybyk, ten nasz narrator.
W wyniku szamotaniny, płyta zostaje zniszczona.
Misterny plan w dupę. Nic dodać nic ująć.
Tak oto kończy się ta przygoda. Lecz nie myślcie sobie, że ktokolwiek zdolny ugasić mściwe zapędy Rusty’ego jest zdolny!
W tle słychać złowrogi śmiech - przerwa na kaszel - śmiech część druga.
-
Zamknij w końcu twarz! - Bo i do narratora należeć powinno ostatnie słowo.
***