Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2009, 16:15   #5
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
"Co ja robię? Jak mogłem się w to wszystko wpakować?"
Czy to Szatan kierował jego ciałem przez ostatnie kilka lat, żeby zniszczyć mu życie? Czy może Stwórca wybrał go na męczennika, który po śmierci zostanie nagrodzony za wszelakie cierpienia, jakie musiał znosić? Właściwie, to nie było ważne, Kurt już podjął decyzję. Zabrnął w tym wszystkim za daleko, żeby wycofać się i zostawić swoich przyjaciół samych sobie. To było jedyne co mógł zrobić, by ich chronić oraz by im podziękować za wszystko, co dla niego zrobili, za to kim dla niego byli.
"Zupełnie jak w tym filmie, koleś musiał odejść od tych, których kochał, żeby zapewnić im bezpieczeństwo. Opuścić, tych, których się kocha, z miłości do nich. Kurna, a kiedyś myślałem że to tylko głupi film."
Kurt miał sporo czasu, żeby zaakceptować wyrok, w końcu wiedział o nim będąc jeszcze na wolności.. Jednak nie było to łatwe, zostawić wszystko w tyle. Wszystko, oprócz wspomnień. Tak, najważniejszego go nie pozbędą. Będzie pamiętał zarówno chwile spędzone z Emmą i resztą przyjaciół, jak i rozmowę z Gabrielem, jego łgarstwa i sekret, który przed nim taił. Kurt wiedział, że Marszałek kontrolował Zgromadzenie, trzeba by tylko ustalić, w jakim stopniu. Ale to już nie będzie jego zadanie, już nie.
Niski mężczyzna wpatrywał się tępo w podest, na którym znajdowali się przedstawiciele władz, zamyślony i po części już odcięty od tego świata. Zobaczył ruch na podwyższeniu, spojrzał nieco wyżej. To namiestniczka wstała, by skazać pierwszego z szóstki przestępców. Kurt rozejrzał się dyskretnie, na polanie poza miastem, gdzie miało miejsce całe przedstawienie, zebrało się wielu gapiów. Po części, było to zrozumiałe. Skrzydlaci, jak każde inteligentne stworzenie, są ciekawscy. A obecnie miała miejsce egzekucja aż 6 osób. Ciekawe, czy takie wydarzenie miało miejsce w przeszłości.
Kurt szukał znajomych twarzy pośród tłumu, na szczęście nikogo takiego nie wypatrzył. Dobrze, że się go posłuchali. Przynajmniej tego bólu im oszczędzi.
Wtem rudowłosa kobieta zaczęła krzyczeć. Chłopak spojrzał w jej kierunku. Zaczęło się. Pierwsze skrzydło opadło na ziemię, a klęcząca kobieta wyła wniebogłosy. Sam widok nie był przyjemny, nie mówiąc już o perspektywie podzielenia losu tej biedaczki. Ale teraz już nie ma innego wyjścia, nie może się wycofać, nawet jakby chciał. Ale nie chciał, wiedział, że nie może.
Egzekucje trwały dalej. Pośród skazanych była jakaś para, facet zemdlał już na początku zabiegu- "No nie, ja nie mogę zemdleć, jak by to wyglądało…"- a kobieta zachowywała się w jednoznaczny sposób. Była jedyną osobą na placu, którą poruszył widok egzekucji tego mężczyzny. Mimo tak emocjonalnej reakcji na czyjąś krzywdę, była twarda. Gdy jej odcinali skrzydła, nawet nie pisnęła.
"Widać, kto jest dominującym osobnikiem w związku…" – przeszło przez myśl Kurta, gdy tylko Gwardziści skończyli swoją robotę. To chyba ta "lepsza" część chłopaka, ta, która cieszyła się z "dobrego uczynku", jaki popełnił i nie przejmowała się karą. Najbardziej bolesną i poniżającą dla Skrzydlatego karą, która na zawsze zmieni jego życie, jeśli jeszcze można będzie tak nazwać egzystencję skazańca na Ziemi, wśród zacofanych i zabobonnych ludzi. Beztroska ta "lepsza" część, nie ma co…
Przyszła kolej na Kurta. Spojrzał w oczy Pistis, a ta zaczęła swoje oficjalne przemówienie:
- Kurcie zostajesz uznany winnym działalności mającej na celu obalenie władzy, licznym zabójstwom, działaniu na szkodę państwa i terroryzmowi. Mocą nadaną mi przez Jedynego skazuje ciebie Kurcie na pozbawienie skrzydeł i zesłanie na ziemię.
Mężczyzna stał wyprostowany, z zawziętym, buntowniczym wyrazem twarzy. Nie mógł dać im satysfakcji, nie mógł okazać ani strachu, ani bólu. Nie przy Gabrielu. Gdy Marszałek, wraz z 3 osobową obstawą, ruszył w stronę skazańca, ten już wiedział, jak to się skończy. Chciałby się mylić, ale niestety, nie mogło być inaczej. Dwóch osiłków powaliło Kurta na kolana i przytrzymało, żeby pokazać wszystkim swoją wyższość. Gabriel wziął od trzeciego z nich duży, myśliwski nóż. Najgorsze jednak było to, że ostrze było pokryte osadem czerwonawej rdzy. Tego, szczerze mówiąc Kurt się nie spodziewał. Ale to tylko podsyciło nienawiść Marszałka.
-Było trzeba się chłopczyku w to nie bawić a jak już zacząłeś było trzeba wydać wszystkich. Warto sprawiać sobie taki ból za jakieś robaki? Trafisz teraz do tych, których tak broniłeś i przekonasz się jacy są. Dowiesz się, że nie było warto.- wyszeptał Kurtowi kat do ucha.
- Pies Cię…
Straszliwy ból przeszył mężczyznę. Nie był w stanie dokończyć zdania, starał się tylko nie krzyczeć. W końcu tylko tego chciał Gabriel, wiedział, że na nic więcej liczyć nie może. Cierpienie przedłużało się niemiłosiernie, ciało było powolutku rozrywane przez tępą broń, aż wreszcie skrzydło odpadło. Kurt już uśmiechnął się w duchu, że udało mu się popsuć plany Gabriela, gdy nóż zaczął piłować i rwać drugie skrzydło. O, zgrozo, przecież to było dopiero pierwsze. Wygnaniec starał się ze wszystkich sił powstrzymać krzyk, całe jego ciało drżało z wysiłku, na czole pojawiły się krople potu. Mimo całego wysiłku, nie udało mu się powstrzymać wrzasku, jaki wreszcie mógł wypłynąć z jego ust. Dziwne, ale krzyk wcale, a to wcale nie przyniósł nawet odrobiny ukojenia. Po co więc krzyczeć?
"Zero praktycznego podejścia. No naprawdę, Kurt, powinieneś się wstydzić."- zaszydziła "lepsza" część Skrzydlatego. Zignorował ją, kuląc się i opanowując drżenie koniczyn.
Leżał tak, powoli uspokajając się i starając przyzwyczaić nie tyle do bólu pleców, ale do pustki, jaką czół po utracie szarych, smukłych skrzydeł. Dalej miały miejsca jeszcze dwie egzekucje, obie niezwykłe. Kurt nie widział, jak wyglądali Ci dwaj mężczyźni, leżał na boku, plecami do nich. Pierwszy nie wydał z siebie żadnego odgłosu, można by wręcz pomyśleć, że zaniechano egzekucji. Ostatni zaś zamiast krzyczeć… śpiewał. Była to jakaś pieśń modlitewna. Pewnie koleś myślał, że Stwórca tak sobie zejdzie do niego i weźmie do siebie, w zamian za te… ile? Dziewięć? Czy może osiem?… morderstw. Albo to jakiś fanatyk, albo po prostu nie wytrzymał napięcia. Tak czy siak, śpiewał dzielnie, nawet po zakończeniu egzekucji. Kurt zdążył podnieść się na klęczki, by zobaczyć, jak jeden ze strażników ucisza Achrola w niezbyt humanitarny, aczkolwiek skuteczny sposób. Następnie, na rozkaz Gabriela, strażnicy zawlekli wszystkich do pojazdu, którym mieli zostać przetransportowani na Ziemię. Skazaniec po raz ostatni spojrzał w oczy swojego oprawcy. Chyba zaczynał nienawidzić Gabriela tak mocno, jak on nienawidził Kurta. W sumie, to było do przewidzenia, tak to bywa, gdy spotka się dwóch dumnych Skrzydlatych o innych poglądach…

***

Do paki pojazdu weszło trzech Posłańców celujących do wygnańców z pistoletów. ]
-Pod ścianę.- rozkazał jeden z nich. Kurt wgramolił się na czworaka do pojazdu, nie zdążył jednak nawet się podnieść, a już oberwał kopniaka w twarz. Chrzęść cicho chrupnęła, przekrzywiając część nosa na bok. Skrzydlaty szybko wstał i podszedł chwiejnie do wskazanej ściany, starając się naprostować chrzęść. Gdy tylko ruszyli z miejsca, pozwolono im zająć dogodne miejsca. Cóż nie było wielkiego wyboru, wszędzie tylko podłoga i podłoga… Kurt, ciągle trzymając się za nos, z trudem położył się na brzuchu przy jednej ze ścian. Rany na plecach powoli przestawały krwawić, ale minie trochę czasu, zanim się zabliźnią. Głowę położył na boku, zwróconą tyłem do reszty. Póki co, chciał się odciąć od rzeczywistości, pogrążyć we wspomnieniach. W końcu, pewnie już nigdy nie będzie tak blisko Powietrznego Świata, tak blisko Domu.

***

Pojazd powoli opadł na ziemię, a jeden z Posłańców otworzył drzwi. Popędzani przez strażników, wyszli na pokaźnych rozmiarów polanę otoczoną drzewami. Pogoda tutaj była równie ładna, co na górze. Radosne słońce i piękny krajobraz powodowały, że "lepsza" część Kurta zaczęła się ślinić z zachwytu i wysławiać Gabriela za wysłanie ich do "Tej cholernej enklawy ciszy i spokoju." Przebiegający po stopie Skrzydlatego… -"Co to, szczur polny?"- żywy coś świadczył, że można tu przetrwać i mieć siły by beztrosko biegać po butach nowo przybyłych. Skoro on tu żyje, to i Kurt da radę. W końcu zbytnio się od niego nie różnił…
Dowódca Posłańców rzucił im kilka zwiniętych kurtek, dodając od siebie:
- Obyście tu sczeźli!
- Obyście tam sczeźli!!!- odkrzyknęła natychmiast rudowłosa kobieta. Kurt spojrzał na nią, na jej włosy. Piękny kolor, trzeba przyznać. Chociaż, jakby ich było trochę za dużo… A ten temperament, zupełnie jak…
"Eh, chyba nigdy nie zapomnę…"
- I dobrze.– ponownie odezwała się Asael. Strasznie rozgadana…- Ładne to piekło – stwierdziła po krótkich oględzinach okolicy.
Zarzuciła na siebie jedną z kurtek- "Słońce tak grzeje, a ta jeszcze kurtkę zarzuca?"- ułożyła się wygodnie na trawie i ponownie przemówiła obojętnym tonem, jakby nie zdawała sobie sprawy z dzisiejszej egzekucji:
- Dobra wiadomość jest taka, że połowa z nas potrafi zabijać – jej usta wykrzywił uśmieszek– I że wszyscy mamy dość tych srok tam u góry.
"I niby co w tym dobrego? Że możemy się nawzajem pozabijać i oszczędzić sobie błąkania się po tym lesie?"- pomyślał Skrzydlaty, postanowił jednak zachować to dla siebie, takich gaduł lepiej nie nastawiać przeciwko sobie…
Kurt zostawił resztę samych sobie, musiał doprowadzić się do stanu przypominającego stan użytkowania. Koszula, w połowie zlepiona krwią, spory ślad z przodu, po krwotoku z nosa, no i plecy, właściwie całe czerwone od łopatek w dół. No cóż, póki nie znajdą żadnej rzeczki czy jeziora, nie ma co marzyć o praniu, ani o kąpieli. Odruchowo dotknął się w lewe ucho. Ah, jak dobrze, że Gabriel nie widział, jak wiele znaczy dla niego ten kolczyk… Na wspomnienie o tej pamiątce, przypomniał sobie o drugiej. Tatuaż. Kurt spojrzał na miejsce nad lewą dłonią i zasłonił je drugą. Nie przywykł do noszenia go tak otwarcie, i raczej długo się to nie zmieni. Mężczyzna zdjął powoli koszulę, starając się jak najdelikatniej odczepić materiał zlepiony krwią ze świeżymi ranami, by ponownie ich nie podrażnić. Następnie oderwał prawy rękaw i tak pozyskany podłużny skrawek materiału zawiązał powyżej nadgarstka, ukrywając tatuaż przed ciekawskimi oczami.
- W porządku, Kurt? –odezwała się zupełnie niespodziewanie Asael. Skrzydlaty spojrzał na nią, nieco zdziwiony tą troskliwością – Nie znam się na leczeniu, ale gdybyś potrzebował czegoś, na przykład drugiej kurtki, daj znać Od utraty krwi można się nieźle wyziębić.- dodała pouczającym tonem.
- Dzięki, jak na razie dam sobie radę bez dodatkowej kurtki- odpowiedział uśmiechając się lekko, żeby nie wyjść na gbura. Dopiero gdy wziął kurtkę ze stosu zorientował się, jak musiał wyglądać jego uśmiech. Nos nie dosyć, że pewnie nienaturalnie przekrzywiony to jeszcze pokrwawiony, tak jak usta i broda. Uroczy uśmieszek, nie ma co…
- Jaki jest plan na przyszłość? Szukamy cywilizacji? Jakiejś małej na początek, hm?- po raz któryś odezwała się Ruda.
- Zdecydowanie najlepiej małej. Potrzebujemy jakiegoś jedzenia, ekwipunku… Czegokolwiek. Choć nie wiem jak wy, ale ja nie znam się na tutejszej… okolicy.- odezwał się Dirael Jakiśtam, Facet, Który Zemdlał.
- Ekwipunku? Mówisz, jak jakiś poszukiwacz przygód z tych różnych gier RPG, nie wiem czy kiedyś grałeś… - zakpił Kurt- I co, chcesz walczyć ze złymi Smokami i ratować piękne księżniczki? Nie wiemy nawet jak zareagują ludzie. Ale z drugiej strony, nie mamy wyboru, nie będziemy przecież żyć w lesie…- zakończył wzdychając. Nie chciał po sobie tego pokazać, ale bał się spotkania z ludźmi. A dokładniej bał się, że Gabriel ma rację, że ludzie okażą się niegodni jakiejkolwiek pomocy. Ale przecież, nie dla nich to zrobił. A przynajmniej, nie tylko dla nich. Położył się na brzuchu, obok Asael. Koszulę i kurtkę położył obok, w końcu słońce przypiekało dość mocno. Zamknął oczy i położył głowę na boku, twarzą do rudowłosej kobiety. Było to raczej podświadome, po tym, jak cały jego świat został wysoko w chmurach, niedostępny, dobrze było czuć, że nie jest się samym. To dawało siłę do walki zwszelkimi przeciwnościami.
- Hej, Ebriel? Ebriel! – krzyknął Dirael do "swojej kobiety" – Wcześniej nie było okazji, żeby pogadać. Jesteś mi chyba winna wytłumaczenie – coś ty takiego zepsuła w tym całym wyzwaniu? Co żeś zrobiła, że nagle znikąd pojawiły się straże? Gratuluję wyczynu, nie ma co.
"Ledwie wylądowaliśmy, a ten już na nią naskakuje. Jeśli jest taką twardą babką, na jaką wyglądała podczas egzekucji, powinna mu dać w mordę, a potem na niego nakrzyczeć."- "lepsza" cząstka Kurta miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor…
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline