Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2009, 23:36   #2
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Była smutna. Smutna i nostalgiczna, jak muzyka, która przenikała przestrzeń. Stała ubrana w długą ciemną suknię kontrastującą z bielą pokrywy śnieżnej. Śnieżnej, bowiem ciemnowłosą, elegancką kobietę widział na zamarzniętym polu obsypanym białym puchem. Nie wiedział jak wygląda? Nigdy nie pokazała mu swojej twarzy. Może to dziwne, ale czasem senne marzenia takie są. Może to któraś z poznanych niedawno kobiet? Wcale by się nie zdziwił. A może jego ukochana siostra, która powróciła do ich rodzinnego Cormyru na polecenie bogini?


A może jeszcze ktoś inny zauważony kiedyś dawno. On mógł zapomnieć, ale podświadomość przechowała obraz i coś przypomniało mu osobę, która dawno zaginęła w pomrokach przeszłości? Cóż, nie przejmował się tym. Tym bardziej, że, jak się okazało, miał całkiem miłe towarzystwo. Po odejściu siostry czuł się przez jakiś czas, jakby stracił coś ważnego. A przecież tak nie było. Melody wypełniała swoją misję i obydwoje wiedzieli, że nie będą na zawsze razem. Nie znaczyło to wszakże, iż w ogóle nie zostanie im dozwolone się jeszcze spotkać. Niby wiedział o tym, ale tak jakoś … nie czuł się z tym najlepiej. Tęsknił za nią i miał nadzieję, że bezpiecznie dotarła do Suzail w Cormyrze.

Szczęśliwie, nagły wyjazd siostry zrekompensowało mu w jakiejś mierze całkiem udane towarzystwo, jakie napotkał w karawanie. Eliot nie był gadułą i nie miał specjalnego talentu do zapoznawania się z ludźmi, ale siła rzeczy, jeżeli się jest tyle dni na wspólnej drodze, znajomości zawiązują się chociażby przypadkiem. Czasem jedno słowo, czasem parę, czasem jakaś wspólna czynność, ot chociażby porąbanie drewna, czy pojenie koni, wystarczy, żeby zawiązała się nic porozumienia. Albo chociażby wspólnota zawodowa? Młodziutka, jak sądził, i klasycznie piękna Erytrea Murciélago, podobnie jak on, uprawiała czarodziejską dziedzinę. Miała cudowne oczy i nie mniej uroczy uśmiech. I miała czarującego nietoperza! Albo raczej miałaby, gdyby owe latające coś ktokolwiek mógł uznać za czarujące. Rzecz jasna, poza właścicielką mająca na ten temat zdecydowaną, jednoznacznie pozytywną opinię. Eliot jeszcze nie zdecydował, jaki będzie jego stosunek do nietoperzy. Ale póki co, odbył z jasnolicą czarodziejka kilka miłych dyskusji zawodowych, poruszając tak interesujące wszystkich magów tematy, jak wykorzystanie nietoperzego guano do wzmacniania czarów odrzucenia, czy jak gotować magiczne mikstury, żeby nie przypalić wody, co Eliotowi ileś razy się zdarzyło. Wprawdzie „ileś razy” oznaczało tak naprawdę „zawsze, gdy robił jakikolwiek magiczny przedmiot”, ale tego, przez wrodzoną skromność, nie dodał. Wreszcie stwierdził, że walczyć z naturą nie będzie i jego powołaniem nie są konstrukty, lecz normalne zaklęcia. Po paru spotkaniach pomyślał, że naprawdę lubi Erytreę i cieszył się, że znalazła się w karawanie.

Nieco inaczej wyglądała sprawa z nieco szczupłą, śliczną półelfką Araią, a której marzyli wszyscy mężczyźni zagadnięci przez Eliota. Wszyscy poza dwoma, ale jeden spośród owej dwójki preferował osobników swojej płci, a drugi miał 92 lata i tuzin dzieci na koncie z trzema kobietami. Pierwszego więc można było zrozumieć, a drugiemu wybaczyć. Oprócz niewątpliwie uroczej, a przede wszystkim mającej w sobie to coś, twarzy, jej wyjątkową zaletą w męskich oczach był rewelacyjny strój, który pewnego dnia po deszczu w sposób dobitny ukazał niezwykle znaczące zalety jej ciała. Cóż, Eliot bynajmniej nie był wyjątkiem. W końcu 21 lat do czegoś zobowiązuje! Ponadto półelfka okazała się miłą osobą, pierwszą, która wykazała zrozumienie dla „piosenkarskiego” talentu Eliota i nawet usiłowała wciągnąć go w tymczasowe kółko muzyczne. Oczywiście, z entuzjazmem przyjął tą propozycję, przynajmniej dopóki nie zaczęły się buntować pobliskie konie, proszące błagalnym wzrokiem o zatkanie im uszu wielkimi wiechciami trawy. Ponadto porozmawiali również o historii, którą, jak się okazało, obydwoje lubili.

Najmniej znał nieco zabiedzoną i wysoką Marthę, której blada twarz przywodziła na myśl córkę młynarza. Za to bujne włosy i sprężysta sylwetka czyniły ją atrakcyjną mimo niezbyt wielkich atrybutów kobiecości. Inna rzecz, ze Elwin nigdy nie przepadał za paniami o specjalnie bujnych kształtach. Martha pełniła funkcję zwiadowcy karawany. Zazwyczaj milczała. Wieczorem jednak, przy ognisku, można z nią było zamienić kilka słów. Ale zarówno ona, jak i pozostałe kobiety, sprawiały wrażenie, jakby chciały mówić o wszystkim, tylko nie o sobie. Ech, wiadomo, każdy ma swoje sprawy i jak ktoś unika każdego niemal tematu związanego ze swoja osobą, to jego sprawa, ale siłą rzeczy, ciężko komuś takiemu się ufa. Można taką osobę polubić, ale zaufać? Tajemnice i tajemnice, czy on był jedynym człowiekiem na Faerunie, który zwyczajnie nie miał tajemnic? Tak chyba wyglądało. Bo inna jeszcze osoba, elf Lurien tak samo grał tajemniczego Gonza, jak dziewczyny.

***

Salę jadalną w talagbarskiej karczmie przepełniał cudowny zapach jajecznicy na boczku. Chyba wszystkim smakowało, tylko Lulek wolał robaczki. „Aina Varma”, czyli „Zawsze Bezpiecznie”, jak brzmiała nazwa tego przybytku jedzenie oferowała dobre. Przy stole wraz z nim siedziały Erytrea, Araia, Martha i kilku poznanych w karawanie mężczyzn. Zamienili kilka słów, aż nadszedł zastępca zarządcy kopalni Olle Karalsan, który zaoferował trochę pieniędzy za rozwiązanie kłopotów kopalni.

- Trzysta? - Zapytał Eliot z najbardziej zafrasowaną miną, na jaka było go stać. - Na głowę?
- Na grupę
– skrzywił się Olle. - Nie jesteśmy tutaj na salonach Sembii, czy Waterdeep, a i sprawa może okazać się banalna. Pójdziecie, zobaczycie, wrócicie. Wędrować także daleko nie trzeba. Raptem godzin dwie czy trzy będzie.
- Ponoć wielu zginęło – przypomniał mu Eliot, który za grzyba, nie miał pojęcia, o co chodzi. Tu miał przebywać ifryt spełniający życzenia. Wprawdzie ifryt się nie ujawnił ale skoro zdarzyła się przygoda, żal by było nie wziąć w niej udziału. Groszy zaś parę także by się zdało, bo sakiewka chłopaka świeciła pustkami.
- Ano tak – przytaknął Olle – ale to górnicy. Ludzie twardzi i dobrzy, których szkoda wielce, bo niejedna baba, czy dzieciak płacze za swoim mężem czy ojcem. Twardzi – powtórzył - ale nie wojacy, czy tak doświadczeni łowcy przygód, jako wy. To co dla nich zabójcze było, dla was mogłoby się okazać drobiazgiem niewartym nie tylko trzystu, ale nawet stu sztuk złota.
- Może, a może nie. Po to nas chcesz wynająć, mości zarządco, żebyśmy się przekonali. Może to być spacerek, ale może i nie być. A górnicy to, jak sami wspomnieliście, twardzi mężczyźni. Nie daliby się byle goblinowi.
- Cóż więc
– skrzywił się Olle miętoląc słowa w ustach. Patrzył na Eliota tak, jak nauczyciel patrzy na wyjątkowo niezdyscyplinowanego ucznia. - Nie możemy przeznaczyć więcej pieniędzy. Kopalnia nie przynosi obecnie takiego dochodu, jak powinna. Skąd więc mamy wziąć więcej. 300 sztuk złota to solidna zapłata. Tym bardziej, że może inni poszukiwacze zjawią się.
- No, nie wiem
– dalej zastanawiał się Eliot mając nadzieję, iż może ktoś inny wyrazi jakąkolwiek opinię, bo negocjować to mógł w swoim imieniu, a nie obcych, w zasadzie, osób. Choć, rzeczywiście, niektórych, a raczej niektóre, nieco poznał i polubił, ale nie miał prawa reprezentować nikogo. - Mamy konie, a jeżeli będzie walka, może ktoś zostać ranny – przedstawiał potencjalne trudności w zamiarze podbicia ceny. Wprawdzie targować się nie umiał specjalnie, ale wielokrotnie widział jak się to robi i próbował negocjujących naśladować kupców.
- No, problemu nie będzie. Póki pracujecie dla nas, konie mają prawo korzystać ze stajni. To oczywiste. Siana, czy owsa dostaną wedle potrzeby. Was zaopatrzymy w jadło i napitek. Ser i chleb, że lepszy być nie może. Ponadto, wypominałeś, panie, o ranach. Mamy wspaniałą zielarkę. Mądra kobieta, która świetne mikstury warzy. Leczą rany niby te najlepsze z wielkich świątyń południa. Dla każdego. Po dwie takie nieco mniejsze i jednej mocniejszej. To jeszcze raz, co wy na to?

~ Co my na to? Co my na to
? ~ Zastanawiał się Eliot. On skorzystałby z propozycji, ale nie miał zamiaru iść sam. Spojrzał pytająco na resztę.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 06-04-2009 o 09:38. Powód: literka o, którą trzeba było zamienić w u
Kelly jest offline