Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2009, 16:24   #4
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Preludium

Kropla wosku spłynęła powoli na drewniany blat pulpitu, przebywając drogę o wiele krótszą niż na samym początku tej późnej godziny. Płochliwy płomień świecy – teraz już ogarka zaledwie – zatańczył, poruszony oddechem. Jego ciepły, żółty poblask oświetlał stare karty manuskryptu, pokryte ciemnym inkaustem pająkowatego pisma, pobrudzony atramentem i pokryty woskiem pulpit, bladą, smutną i skupioną twarz, pochyloną nad lekturą, oraz najbliższe regały, które poza niewielkim kręgiem dodającego otuchy światła nikły w cieniach stropu Wielkiej Biblioteki Gildii Magów i Alchemików. Kobieta – wysoka, smukła, o długich, falowanych, czarnych włosach i oczach barwy nocnego nieba – siedziała na stercie ksiąg, które zdążyła już przejrzeć i mniej lub bardziej dokładnie przeczytać. Bibliotekarz niewątpliwie dostałby ataku serca, gdyby zobaczył, jakim brakiem szacunku wobec starożytnych dzieł wykazuje się młoda czarodziejka. Obok manuskryptu leżał zapisany drobnym, nerwowym pismem pergamin, na którym niewiasta czyniła notatki. Większość z nich, jak podejrzewała, do niczego jej się nie przyda, gdyż stanowiła jedynie plotki, domysły, spekulacje i zniekształcone legendy. Powszechnie jednakże wiadomo, że w legendach znaleźć można ziarno prawdy, jeżeli wie się, czego szukać. Ubrana po męsku w ciemną tunikę, przewiązaną barwną chustą, i skórzane nogawice, adeptka magii znalazła chyba wreszcie to, czego poszukiwała przez siedem długich lat. Zaczerpnęła głęboko tchu, wprawiając niepewny płomień w drganie, i uniosła zmęczone spojrzenie na ukryty w mroku gobelin, który wisiał na wprost pulpitu; jedynie jego skrawek można było dostrzec w świetle dogasającej świecy, lecz Erytrea znała na pamięć scenę, którą przedstawił z kunsztem i fantazją artysta – uwolniony z lampy dżinn spełnia życzenie rozmarzonego śmiałka. Zaśmiała się radośnie, dostrzegając w tym zarówno znak, jak i ironię. Podmuch jej śmiechu ostatecznie położył kres zmaganiom płomienia z przeciągami. Po chwili w ciemności rozległ się szelest zwijanego pergaminu, potem huk przewróconych książek – a były to tomiska opasłe i oprawione w drewno i skórę – i pospieszne kroki, oddalające się od gobelinu i pulpitu w ciemność. Śmiech – który przywodził na myśl głęboki oddech, zaczerpnięty po długim wstrzymywaniu, tchnienie ulgi nad ziemią, ogarniętą suszą, zrzucenie okowów, więżących człowieka przez lata – odbijał się echem od kolejnych półek.

* * *

Erytrea Murciélago obecnie

Kiedyś dziadek opowiadał jej historię rodu, którego córą się urodziła zrządzeniem losu i bogów. Murciélago w staroturmskim znaczyło „nietoperz”. Być może właśnie ten detal, to drobne wspomnienie z opowieści białowłosego, srebrnobrodego starca o ochrypłym głosie, wiecznie gryzącego wysłużoną fajkę koloru kości słoniowej i pachnącego tytoniem i herbatą, sprawiło, iż będąc początkującą czarodziejką w Wielkiej Szkole Magów w Waterdeep i wybierając sobie chowańca, zdecydowała się związać z tym niepozornym, nocnym żyjątkiem, w wielu budzącym odrazę czy pogardę. Blasfemar, jej małe Zaklęcie, towarzyszył magini i w tej podróży, choć nie zyskał sobie zbyt wielkiej sympatii jej kompanów. Karawana podążała przed siebie w swoim tempie, które chwilami bardzo irytowało Erytreę. Zdarzały się momenty, gdy pragnęłaby jak najprędzej odnaleźć ifryta i wypowiedzieć swoje życzenie. Oczywiście, rozsądek podpowiadał, iż po siedmiu latach dzień, a nawet tydzień w tę czy w tamtą stronę nie ma żadnego znaczenia i niewiele zmieni. Ezymander także starał się utemperować jej entuzjazm.

Jadąc konno na Gwieździe - który cieszył się towarzystwem innych koni i podgalopowywał sobie od czasu do czasu, wywołując okrzyki niezadowolenia ze strony członków karawany, gdy zaprzęgnięte do wozów zwierzęta płoszyły się lub rwały za karoszem – spożywając posiłki u ogniska pod gołym niebem albo w karczmach, przysłuchując się rozmową i niekiedy samej biorąc w nich udział – innymi słowy, niezależnie od tego, co robiła ani co ją spotykało, cały czas myślała o bracie, który został sam w ich posiadłości w Turmishu. Zastanawiała się, jak sobie radzi, wiedząc doskonale, iż tak samo dobrze, jak wtedy, gdy jeździła do miasta, pozostawiając go samego ze służbą. Odkąd opuściła skromne, prywatne winnice Murciélago, rytuałem stały się dla niej cowieczorne rozmowy z Ezymandrem. Opowiadała mu w paru słowach, jak minął kolejny dzień, opisywała mijaną drogę, napotykanych ludzi. To on namówił ją, by dołączyła do karawany – zabawne, przecież to ona w tej rodzinie była zawsze głosem rozsądku – dzięki czemu będzie bezpieczniejsza. Usłuchała go, ale raczej dlatego, iż karawana dawała nadzieję na potwierdzenie legend i domysłów, a także tych skrawków informacji, które udało jej się zdobyć.

Tak oto dotarła w pobliże kopalni Tabalgar. Ona i sześć innych podróżnych zatrzymali się w tej samej karczmie, być może siłą rozpędu, bo przecież pokonali razem spory kawałek drogi, może przez przypadek, a może dlatego, że żywe istoty zawsze garną się do tego, co znają, a ludzie, elfy czy krasnoludy zawsze wolą przebywać wśród znajomych, a nie obcych twarzy. Nim wstąpiła do izby, nim zasiadła do posiłku, nim pomyślała o udaniu się na nocny spoczynek, skierowała swe kroki do stajni i sama rozsiodłała i wyczesała swego wierzchowca. Lubiła to, pozwalało jej nie tylko odnowić więź ze zwierzęciem, ale i uspokoić, poukładać myśli. Koń parskał od czasu do czasu, uwolniony od wędzidła i popręgu skubał siano, a kiedy głaskała go po ganaszach, ocierał się przymilnie pyskiem o nią. Z uśmiechem, łagodnym głosem przemawiała do niego. To też był jeden z jej rytuałów, z którego nie zrezygnowała w ani jednym momencie podróży. Przed opuszczeniem stajni wcisnęła
stajennemu monetę, by przypilnował rzędu Gwiazdy. Siodło może nie było nowe, ale zadbane i porządne, bardzo nie chciałaby go stracić.

Teraz zaś był ranek, dzień powitał ich słońcem. Siedzieli za stołem, posilając się. Najlepiej z całej szóstki poznała chyba nieco męczącego, gdy przebywało się z nim dłużej, choć pełnego zapału młodego maga, może dlatego, że od samego początku wybrał ją sobie za jedną z głównych rozmówczyń. Czasami ją bardzo drażnił, jednak była uprzejma i panowała nad sobą. Zresztą, tę samą powściągliwą uprzejmość okazywała wobec innych, wychodząc z założenia, że jeśli będą chcieli jej o czymś powiedzieć, powiedzą to sami i licząc na to, że potraktują ją tak samo.

Wydawało jej się również, że dość dobrze jak na tak krótką podróż poznała charakter krasnoluda. Musiała przyznać, że odpowiadała jej ta bezpośredniość. Jeżeli czegoś nie lubiła, to zawoalowanych, wielkoświatowych pogaduszek, naszpikowanych aluzjami i sugestiami. Gdyby ludzie zawsze wyrażali wprost, co myślą, życie byłoby o wiele prostsze i uboższe w nieporozumienia.

Wysłuchała wszystkich trzech stron dyskusji, po czym zdecydowała sama się odezwać, bo najwyraźniej tego właśnie oczekiwano, by wypowiedzieli się wszyscy.
- Warunki krasnoluda są dobre. I argumenty takoż. Co na to powiesz, panie Karalsan? Nie zaprzeczysz wszak, że ryzyko, którego się podejmiemy, jest mimo wszystko duże. Jeżeli nam się powiedzie, myślę, że w pełni zasłużymy na to wynagrodzenie. A jeśli nie, cóż, pieniądze i tak zostaną w twojej kiesie, czyż nie?

Ta cała misja, z którą chciano ich omyłkowo wysłać, z początku wydała jej się kolejną przeszkodą na drodze do celu, szybko jednak pragmatyczna strona jej natury doszła do głosu. Wzięła ze sobą pieniądze, by opłacić dotarcie do ifryta, lecz przecież będzie też musiała za coś wrócić.

- Nie znam się na pułapkach, potrafiłabym jednak znaleźć ukryte przejścia – odpowiedziała zdawkowo krasnoludowi. - Mój nietoperz widzi w ciemnościach i mógłby ostrzegać nas przed niektórymi przeszkodami – dodała.
 

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 06-04-2009 o 23:08.
Suarrilk jest offline