„Śliczny gość coś mało rozmowny...” – pomyślała ze spokojem.
Położyła się znów, wyrwała dłuższe źdźbło i przygryzła koniec, merdając nim niby z nudów, wciąż wpatrzona w niebo, zamyślona.
„Daj się gościowi wyszaleć, sam wróci” – pocieszyła się.
- Szkoda... – mruknęła do siebie, ale dość głośno. – Szkoda by było udowadniać srokom, że nie mylili się co do nas...
Wstała, otrzepując się, poprawiając ubranko i paskudną kurtkę.
- W końcu po to zostawili nas tu wszystkich razem. Żebyśmy oszczędzili im kłopotu i powyrzynali się nawzajem.
„Hm... krzywo się gapią. Pewnie myślą, że jestem mało kobieca...”
Jasne. Czy zabijanie jest kobiece? Czy walka mieczem to szczyt kobiecości? Asael spędzała życie w samotności. Miała kochanka, nie planowała męża ani dzieci. Więc nie widziała konieczności aby być bardziej kobiecą, niż było jej z tym wygodnie. Wolała być wojowniczką mieczem i spodniach a nie koronkowej spódnicy, ale żywą wojowniczka zdolną do samoobrony, a nie piękną lalką cizią, bezbronną i zgwałconą na pierwszym zakręcie.
Ku jej miłemu zdumieniu Kurt dołączył do niej, układając się na trawie obok.
- Milo, że się przyłączyłeś – przyznała.
Ebriel i Direal zaczęli malowniczą dyskusję.
- Szkoda, że nie mamy popcornu... – uśmiechnęła się z rozbawieniem do Kurta.
Dyskretnie rzuciła okiem w kierunku Kurta właśnie.
- Umiesz przyzywać broń? Czułabym się lepiej wiedząc, że nie jestem jedną z nielicznych uzbrojonych osób w tej grupie... Przyzywanie broni to łatwizna. Chętnie cię nauczę tej sztuki.
Zerknęła na pozostałych.
- Każdego z was, oczywiście, się to tyczy.
Wstała, przeciągając się.
- Przepraszam na moment, pora się rozejrzeć – skierowała z uśmiechem do Kurta.
Wyciągnęła dłoń ku niebu, szepcząc:
- Let your wind guide me!!!
Odpowiedział jej wysoki pisk z chmur. Na niebie pojawiła się sylwetka szybującego, pięknego ptaka!