Są rzeczy o których nie da się zapomnieć. W życiu Aleksandra nagromadziło się ich aż za wiele. Mimo tego wszystkiego co przeszedł można jednak było powiedzieć, że jest szczęściarzem. Żył mimo, że spojrzał śmierci w oczy. Nie oszalał, choć pewnie wielu na jego miejscu już dawno pogrążyłoby się w katatonicznym bełkocie. Cóż jednak z tego skoro Aleksander nie widział już celu w życiu.
Koszmar minionych chwil, powracał z każdym dniem coraz bardziej natrętniej. Aleksander na początku próbował zatracić się w pracy, ale zbyt wiele wspomnień nie dawało mu zapomnieć o tym co się stało. Postać i słowa Frederikson pojawiały się ilekroć próbował napisać jakiś artykuł czy ruszyć w miasto szukając tematu na jakiś fotoreportaż. Przerażało go to. Uciekał więc w knajpiany gwar. Niestety rzadna ilość wypitego bimbru nie dawała zapomnienia. Wszystkie miłe chwile spędzone z Vanessą raniły niczym rozgrzane ostrza. Nie było ucieczki, nie było zapomnienia, nie było spokoju. I już nigdy nie będzie.
Tego wieczoru, gdy wybuchł ten okropny pożar Aleksander siedział na tyłach taniej spelunki i próbował topić smutki w kolejnych szklankach whiskey. Sidział sam, z resztą jak co wieczór od dłuższego już czasu. Nie miał ochoty z nikim rozmwiać. Wszyscy ludzie wydawali mu się obcy i jakoś niezdrowo szczęśliwi. Ból i grzech jaki nosił w sobie nie pozwalały mu na normalne kontakty.
Gdy płomienie ogarnęły całą knajpę Aleksander był już taki pijany, że ledwo zdołał podnieść się z krzesła i instynktownie próbować uciekać. Nogi jednak miał jak z waty i już po dwóch krokach legł jak długi.
Świadomość odzyskał dopiero w szpitalu. Niewiele pamiętał z tamtego wieczoru. Dręczyły go tylko osobliwe sny. Śniąć słyszał krzyki płonących ludzi, które mieszały się szumem oceanu i dziwnym słowami, które ktoś powtarzał jak modlitwę:
- Iä! Iä! Cthulhu Fhtagn! Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn
Z pożaru Aleksander wyszedł praktycznie bez szwanku. Ledwie kilka zadrapań i siniaków i drobne poparzenia.
Gdy promienie wiosnnego słońca padły na twarz Aleksandra, ten otworzył oczy i rozejrzał się po sali. Rząd łóżek i umęczonych twarzy. Aleksander poczuł dziwną więź z tymi ludźmi. Niewiedział skąd się to bierze, ale miał wrażenie, że łączy go coś z nimi. Usiadł na łóżku i obserwował jak do sali wchodzi ksiądz w asyście lekarz. Aleksander zauwały, że duchowny poza Biblią w ręku trzyma gazetę "Boston Globe". Oczy mu się zaświecił, ale z tej odległości zauważył tylko nagłówek pierwszej strony mówiący o jakimś zabójstwie.
Ksiądz usiadł przy łóżku kobiety, która była znana w knajpie ze swojego zawodu nad wyraz dobrze. Aleksander spojrzał na sąsiednie łóżko na którym leżał wąsaty facet.
- Spójrz! - zagadnął go - Dziwka nie miała tyle szczęścia co my. Ojczule już ją namaszcza na tamten świat. Szkoda, fajna kobitka z niej była. Nieuważasz? Cóż jednak zrobić? Każdego z nas to czeka? A szczerze mówiąc to nawet bardzo jej zazdroszcze. Ona nie musi już się męczyć, tak jak my, na tym podobno najlepszym ze światów. |