Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2006, 09:33   #6
Kelu
 
Reputacja: 1 Kelu ma wyłączoną reputację
Sir William Samuel dor'Liechtenberg

Jakaś chłopka zemdlała. Najpierw widok inkwizytora, a teraz doryjczyk.
Doria jest krajem umierającym. Nie dziwne więc, że ludzie zastanawiali się nad jego postacią. Pełna zbroja płytowa, duży miecz przy pasie. Strój jak sprzed 300 lat. Sylwetka potężna i wyprostowana. Pełny gorąc, a na twarzy tego przybysza ani jednej kropli potu.
- To jasne, że zaproszono tutaj doryjczyka, skoro takowy jeszcze gdzieś żyje - pojawiały się podszepty.

Patrzyłem się prosto przed siebie. Przebywając w tym żałosnym kraju już zdążyłem przyzwyczaić się do gorąca. Z ukosa patrzyłem na ludzi, lecz nie dawałem tego po sobie poznać. Spojrzałem pod Słońce. Po chwili opuściłem głowę i podniosłem swą tarczę aby wszyscy mogli ją dobrze ujrzeć. Wymalowany był na niej herb św Doriana przez mało znanego malarza Adelmusa Krama z Agarii... Świetna robota. Swojego czasu przebywając tam miałem okazję poznać tego znakomitego człowieka. Idealny w swoim fechtunku jak i w wierze. Myślę, że to Jedyny zesłał mu taki ogromny talent. Któregoś dnia naszej znajomości zaprosiłem go na piwo do karczmy. Karczmarz był tak uprzejmy, że dostaliśmy je za darmo jednak... Podeszło do nas kilku miejscowych osiłków. Nie byli w pełni trzeźwi na umyśle i my także nie byliśmy. Zaczęła się bójka i ja szybko wylądowałem pod stołem nieprzytomny, a Adelmusa pojmano i zabito. Nie, nie zabito, zarżnięto. Już potem nikt nie usłyszał o tym znakomitym artyście. Przypuszczam, że jego ciało, oby spoczywał w pokoju, ugrzęzło w jakimś rowie i po niedługim czasie połączyło się z naszą matką, Ziemią...
Podjeżdżałem właśnie do dworku, kiedy ujżałem wśród kobiet dziewkę...
- Magdaleno! -wykrzyknąłęm i zeskoczyłem ze swojego wybornego doryjskiego rumaka. Muszę pochwalić robotę naszych stajennych i hodowców. Jednak tego konia mam nie bezpośrednio ze swojego rodzimego kraju. Dawnymi czasy, kiedy nie dokuczały mi jeszcze bóle pleców, zesłane przez samego Jedynego, przebywałem w Matrze. Był czas jarmarków i odbywało się mnóstwo współzawodnictw. Ja jako zapalony młodzian brałem udział niemalże we wszystkich. Oczywiście nie zawsze zwyciężałem, ale moją ulubioną konkurencją były pojedynki rycerskie. W jednym z nich nagrodą był właśnie wyborny rumak z Dorii. Wiedziałem, że będzie mój. Każdą walkę wygrywałem z coraz większym zapałem. W ostatniej jednak mój zapał, niech Jedyny przeklnie moją tępotę, przemienił się w chęć zabicia. Młodzieniaszek z miasta umarł od ciosu mojego miecza. Niech jego dusza spoczywa w pokoju. Zobaczyłem, że zbliża się do mnie kilku żołnierzy. Nawet nie zorientowali się, jak już siedziałem na wspaniałym doryjskim koniu. Nie mieli szans. Szybko z tamtąd uciekłem i udałem się do Kary, aby odbyć pokutę. W końcu państwo to zasłynęło z wielkich pokutników...
Aby jednak nie przedłużać powrócę do tego co zdarzyło się przed dworkiem Bonehearta. Zeskoczyłem z konia i podbiegłem do dziewki. Padłem na kolana i krzyknąłem: Dziękuję ci, o Jedyny, za to żeś mi ją zwrócił! Magdaleno ty żyjesz, żyjesz!!!
Magdalena patrzyła się na mnie osłupale, a po chwili z tłumu wyszedł jakiś chłop, który oznajmił mi, że moja ukochana nie jest ani Magdaleną, ani moją żoną, tylko Eweliną i jego żoną. Szybko wróciłem do rzeczywistości. Przeprosiłem za swoje roztargnienie i powróciłem na rumaka. Ludzie dziwnie mi się przyglądali, a na progu czekał już na mnie lokaj.
- Witam wielmożnego pana sir Williamie! Pana nie ma w domu, jednak kazał wprowadzić pana do domu i zapoznać z innymi goścmi.
-Dziękuję Ci przedobry człowieku. Zajmijcie się dobrze moim koniem. - powiedziałem i wszedłem do środka. Przy wejściu klucznik odebrał ode mnie mój długi miecz i położył na stole pełnym różnego typu broni. - Taka panuje u nas zasada, że goście muszą oddać swoją broń przed wejściem do środka. Nasz Pan traktuje swój dom niemal jak Katedre!
Nie wydało mi się to w żadnym stopniu śmieszne, jednak klucznik roześmiał się lekko. Przeprowadził mnie przez ciemny acz gorący korytarz i wprowadził do bardzo oświetlonego pomieszczenia. Dużego pomieszczenia. Siedziało tam na kanapach dwóch rozmówców. Głośno odchrząknąłem i przedstawiłem się.
Zobaczyłem tylko ich zmieszane twarze kiedy spojżeli na moją zbroję.
- Witam Jaśnie Panów! Jestem William Samuel dor'Liechtenberg. Jaśnie pan to zapewne jakże chwalebnie osławiony Pan inkwizytor hrabia le Cosse? - powiedziałem to bez najmniejszej nutki zdziwenia, zadowolenia, czy oznaki jakichkolwiek uczuć - Mam nadzieje, że służba domu zadbała o nasze napojenie - to ostatnie zdanie wymówiłem z dużym naciskiem na "napojenie" tak aby klucznik je usłyszał - A wielmożny pan kim jest? - tym razem zwróciłem się do mężczyzny o siwych włosach i uśmiechnąłem się uprzejmie.
 
Kelu jest offline