Z doświadczenia wiem, że nie warto dawać graczom nieograniczonej ilości czasu bo to tylko znacznie opóźnia start sesji. Niech więc będzie czas do soboty wieczoru, tak by w niedzielę zacząć. Co zaś się tyczy twojej prośby: mówisz i masz.
-Wasza majestatyczność, za prawdę powiadam Ci nasi zwiadowcy widzieli orków pałętających się u podnóża gór Grzbietu Świata.- mówił spięty i zdenerwowany człowiek w czerwonej szacie. Choć na stole leżało kilka iście królewskich dań i dzban przedniego wina, poseł nie tknął się nawet kęsa. –Brednie!- odrzekł Harbromm, wzbogacając gburowatą odzywkę ignorującym gestem ręki –Od kiedy Wiele Strzał nie żyje, orkowie są w rozsypce. Nim ktoś ich zbierze do kupy miną lata. Teraz będą walczyć tylko między sobą.- kontynuował doświadczony władca. Jego lśniąca płytowa zbroja, wysadzana klejnotami idealnie pasowała do rudego koloru brody krasnoluda. Brodacz nie przejmował się brakiem apetytu swego gościa. Sam z chęcią odgryzał kolejne kęsy soczystej dziczyzny.
-Orkowie nie stanowią już żadnego…- w dokończeniu zdania przerwał mu sygnał dzwonu, który tylko poprzedzał serię donośnych dźwięków rogów. Z twarzy Harbromma zniknął złowieszczy uśmieszek, w zamian pojawiła się kamienna powaga.
-Co to?- spytał zaintrygowany człowiek. Rudobrody król milczał, nawet nie patrząc na posła. Dopiero kilka chwil później wstał i wejrzał na człowieka. –To alarm…- odrzekł już nie tak przemądrzałym tonem. Wyjaśnienia przerwał krasnoludzki strażnik, który zadyszany wbiegł do komnaty. –Królu… Królu goblińcy pod bramami!- krzyknął. Krople potu spływały po jego pulchnej twarzy, kapiąc z brody na półpłytową zbroję. –Gobliny?!- spytał z niedowierzaniem Harbromm. –Tak panie! Gobliny z orkami!- wyjaśnił strażnik. Na twarzy króla zagościło zmartwienie i złość. Mężczyzna wejrzał złowrogo na posła siedzącego przy stole, jakby miał do siebie pretensje, że nie chciał słuchać jego słów. –Zbierać siły. Niech magowie roześlą wiadomości do Fellbaru, Mithrilowej Hali i Silvermoon!- rozkazał Harbromm.
-Tak jest!- odrzekł posłusznie strażnik, salutując władcy, po czym odwrócił się na pięcie i wybiegł. Król spojrzał raz jeszcze na posła, który teraz miał głowę spuszczoną w dół. Krasnolud opuścił komnatę, kierując się bogatymi korytarzami budowli, wprost do jednego z wielu wyjść na zewnątrz. Harbromm podszedł do jednego z wielu strzelistych okien w murze, z którego widać było zieloną hordę oblegającą ogromne bramy do cytadeli. Z pośród zielonoszarej masy goblinoidów wyróżniały się dużo większe istoty, takie jak trolle, ogry a nawet i pojedyncze giganty. Krasnoludki król przełknął ślinę, gładząc się dłonią po czole z niedowierzania… |