Rotmistrz Andreas della Madre zwany „Czerwonym Pułkownikiem”
Rosły mężczyzna wjechał na niewielkim, agaryjskim rumaku w tłum Karyjczyków. Powoli przebijał się w kierunku domu Inkwizytora Boneharta. Odziany w łososiowy mundur, na który wdział folgowy półpancerz rajtarski. Lekki szyszak przywiesił przy końskim siodle. Wielką dłonią odzianą w kawaleryjską rękawicę otarł czoło zroszone potem i wznowił mozolny marsz w kierunku domu Inkwizytora. Po godzinie dotarł do celu. Ciężko zsiadł z konia i wyprostował swą wielką sylwetkę. Choć z wolna zbliżał się do pięćdziesiątki, nadal prezentował się bez zarzutu. Nienaganna postura, szeroka w barach i wąska w biodrach znamionował siłę. Szare nieruchome oczy zdawały sie kryć neijedną tajemnicę. Sprężystym krokiem podszedł do drzwi i zastukał do nich. Chwilę później ukazał się w nich kamerdyner:
-
Jam jest rotmistrz della Madre, przybyłem na zaproszenie Czcigodnego Inkwizytora Boneharta. - rzekł z wyraźnym agaryjskim akcentem.
Pokojowiec bez słowa wskazał wnętrze domu. della Madre przekroczył próg i powiedział do służącego:
-
Uważaj na tę bestię - wskazał konia. -
Mój dzielny Roszpunek nie lubi obcych.
Pokojowiec ukłonił się i zawołał stajennego. Tymczasem rotmistrz uśmeichnął się, podkręcił wąsa, zdjął kapelusz, cmoknął i wszedł głębiej.
W salonie siedziały już dwie osoby. Ukłonił się i dosłownie padł w wyściełany pluszem fotel
~Ale się klecha urządził - pomyślał - Ani chybi służba Jedynemu , go tak wzbogaciła~