Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2009, 11:36   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tengir...wojownik, który nie walczy. Tak, mogłaby go określić Carmellia, która wszak znała go najdłużej. Nie można mu było odmówić wprawy we władaniu rapierem, który nosił przy pasie, ale można mu było odmówić talentu. Niewątpliwie jest wielu lepszych wojowników na świecie od Tengira. Z czego ten wydawał zdawać sobie sprawę, po rapier sięgając rzadziej, a częściej do torby sztuczek, którą nosił, bądź do kieszeni mistrzowskiego bandoletu, z którego wyciągał różne „niespodzianki”. W sumie był jak rapier, który nosił...nie służył do nawały uderzeń we wroga, raczej do precyzyjnych, acz pojedynczych ciosów. I był milczący, zwłaszcza, jeśli chodziło o niego samego. Nigdy nie wyjawił, czemu przybrał przydomek Kruk, ani skąd pochodzi. Nigdy nie powiedział swego prawdziwego nazwiska. Jedynie wspomniał, iż trudnił się ochroną kupców, podczas negocjacji handlowych...Gdzie dobre maniery i charyzma były równie ważne, jak umiejętności walki. Przydomek Kruk zresztą dobrze do niego pasował. Ciemne szaty, osłonięte elfią kolczugą, ciemny płaszcz. Na szyi jedna ozdoba, złoty łańcuch ozdobiony kilkoma kulami z tegoż kruszcu. Nie pasująca jednak do Tengira, więc noszona zapewne ze względów czysto praktycznych. Jak mistrzowski bandolet w pasie, czerwona torba sztuczek oraz rapier. Ciemny płaszcz natomiast, idealnie pasował do niego rozkładając się niczym skrzydła kruka, zwłaszcza gdy galopował na Zygryfie.
Dość długie popielato-blond włosy jakoś nie mogły nadać cherubinowej otoczki ostrym rysom Tengira, tym bardziej że prawą cześć jego twarzy przecinała pionowa blizna. A szare oczy, patrzyły przenikliwie.

Podróż upłynęła spokojnie i Tengir spoglądał za swoje plecy, rzadziej niż dotychczas. Co go w duchu niepokoiło. Źle by się stało, gdyby spokojny okres za bardzo uśpił jego czujność...Źle dla niego, oczywiście. Niziołki były oczywiście gadatliwe ale i zapobiegliwie. Przy nich ciężko było odczuć istnienie czegoś takiego jak głód. Gdyby nie podróż większość członkow drużyny, mogłaby się dorobić całkiem sporych brzuszków. Niemniej dotarli do celu w dość komfortowych warunkach. Południowe Dęby okazały się spokojną osadą...niezbyt nadającą się na scenę dla dramatycznych wydarzeń. Gdzie te rozbiegane spojrzenia? Gdzie zniszczone budynki, płaczące matki? Gdzie atmosfera zagrożenia? Ciężko będzie ułożyć bardowi, pieśń na temat bohaterskich działań dzielnej drużyny. Co akurat cieszyło Kruka. Rozgłos nie był tym, co lubił.

Kierując się poradami niziołka dzielna drużyna dotarła do karczmy „Pod Złamanym Toporem” i powitana w dość niecodzienny sposób. Jedynym komentarzem Tengira do wymiocin krasnoluda, było drgnięcie brwi i nic więcej. O wiele bardziej od rzucającego się w oczy krasnoluda, interesowali go inni bywalcy karczmy. Czy nie przyglądają im się zbyt nachalnie, lub zbyt skrycie? Czy poza zwykłą ciekawością, w ich spojrzeniach nie kryje się coś więcej. Czy nie szepczą podejrzliwie?

Zasiedli przy stole i gdy przyszła kelnerka, złożyli zamówienia. Tengir odwzajemnił uśmiech kelnerki, spoglądając na nią swym przenikliwym wzrokiem. Jego umysł już próbował rozgryźć znaczenie tego sygnału. Choć twarz wyrażała raczej pogodny nastrój. Ale twarz i myśli najemnika, chodziły często innymi drogami.
- Coś lekkostrawnego ze specjałów tutejszej kuchni poproszę.- rzekł Tengir.- i może...odrobinę wina.

Zamówiony posiłek jadł w milczeniu, jak zwykle zresztą. Pod maską spokoju myśli jednak krążyły jak gnane wiatrem burzowe chmury. Nie widział oznak kłopotów. Znaczy to że albo nie dosięgły mieściny. Albo były wyolbrzymione, jak niedawno owy smok.
Po posiłku przybyła Marie i zaczęła kusić...Ładniutka dziewczyna zaczęła masować Liadona, widać że wpadł w jej oko. Puściła jednak oko w kierunku Tengira.
Najemnik uśmiechnął spoglądając na tą sytuację. A więc o to chodziło. Marie lubi przystojnych mężczyzn, ale bardziej preferuje hojność swych kochanków nad ich urodę.
Cóż...nawet jeśli w jej wypowiedzi nie kryją się żadne dwuznaczności, to i tak wizja kąpieli z olejkami i masaż zrobiony przez wprawne kobiece dłonie, była przyjemna. Zwłaszcza pod tak długiej podróży w siodle.
- Ciepłe łoże i ciepła kąpiel, oraz masaż...to luksusy warte swej ceny.- stwierdził Tengir patrząc wprost w oczy Marie, następnie dodał do grupy.- Poza tym, nie widzę powodu byśmy nie wypoczęli po podróży. A z rana poszukali tutejszego burmistrza.

Tymczasem bard rozpoczął gody, w typowy dla tej profesji sposób. Wybrał odpowiednie miejsce i rozpoczął śpiewać i grać na lutni, przyciągając spojrzenia kobiet i uszy obu płci.
Tengir czuł się bezpieczny przy Ruliusie. Przyciągał on uwagę wszystkich, więc odciągał uwagę od Tengira. I łatwiej było mu wyłowić z tłumu podejrzane elementy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-04-2009 o 12:14.
abishai jest offline