Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2009, 14:57   #5
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Liadon rozejrzał się dokoła.
Las był dość cichy, lecz nie wyczuwało się w tej ciszy żadnego niebezpieczeństwa. Wyglądało na to, że ptaki ucichły na chwilę tylko i wyłącznie z powodu przejeżdżającej karawany.
I trudno było się dziwić - skrzypienie wozów i gwar rozmów musiał działać zniechęcająco na wszystko, co żywe.
Na niego również, ale on, w przeciwieństwie do ptaków, nauczył się takie hałasy ignorować. Przez te parę lat wędrówek po szerokim świecie zdążył się nieco przyzwyczaić.
Poza tym towarzystwo kupców miało pewne zalety.


Na moment wrócił myślą do listu burmistrza.
Co takiego groziło Południowym Dębom, że trzeba było wzywać najemników.
Potwory z Wrzosowiska? Orki, hobgobliny? Trole?
Zenthowie z Llorkh? To by było dziwne.
Kolejny smok?
'Plugastwo' było słowem, którym można było objąć bardzo wiele stworów i ludzi.
Z drugiej strony warto nie było nad tym się zastanawiać, przynajmniej w tej chwili. Ze słów Ferdinanda wynikało, że osada jest tuż tuż.
I była.

Wiekowa palisada wyglądał na nieco nadgryzioną przez robactwo i gdyby miała stawić czoło jakimś napastnikom, to jej żywot z pewnością nie byłby długi.
Poza tym jakimś dziwnym trafem nikogo nie było przy bramie. Co było objawem dość dziwnym, jak na zagrożoną przez kogoś lub coś osadą. Może ataki mają miejsce nocą?

W końcu brama otworzyła się z przeraźliwym skrzypieniem.
Dwaj ludzie, którzy otworzyli bramę, nie wyglądali na strażników. Raczej na zwykłych mieszkańców, na których akurat przypadł niemiły obowiązek.

Sama osada nie wyglądała zbyt wspaniale, ale dla oka leśnego elfa ilość znajdującej się wewnątrz palisady zieleni była całkiem przyjemna.
Gospoda również wyglądała całkiem nieźle. Chociaż... na zbyt okazałą nie wyglądała, przynajmniej jeśli chodziło o piętro... Mogło być kiepsko z noclegiem.

- Powiadomię burmistrza, że przyjechaliście - zawołał Ferdi na pożegnanie.


Stajenny, pryszczaty młodzieniec, ukłonił się, gdy Liadon wszedł do środka prowadząc Wilwarina.

- Zajmę się nim, jak swoim własnym - powiedział chłopak, spoglądając na karego ogiera.

Brzmiało to ciekawie, ale Liadon nie obawiał się, że wierzchowiec zmieni właściciela. Wilwarin był na tyle wyszkolonym koniem, że nie słuchał zbyt wielu osób poza nim.
Liadon rozsiodłał wierzchowca.

- Trzymaj! - rzucił chłopakowi srebrną monetę. - Jeśli się dobrze sprawisz, dostaniesz następną.

Zaskoczenie odmalowało się w oczach chłopaka. Pewnie nieczęsto miał okazję na dodatkowy zarobek.

- Dziękuję, panie. - Ponownie się ukłonił. - Zadbam o niego... Znam się na koniach.


Odrobina czystości nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
Trudno było przypuszczać, że w karczmie dadzą gościom wodę do umycia rąk. Dlatego też przed wkroczeniem w gościnne niewątpliwie progi gospody Liadon umył twarz i ręce w wodzie nabranej ze stojącej przed gospodą studni.
A potem jeszcze raz się rozejrzał.
Nic nie mąciło obrazu sielskiej, ukrytej w środku lasu osady.


Gdy Liadon wszedł do sali można było mu się dokładnie przyjrzeć.
Był, jak na elfa, dość wysoki. Z otoczonej długimi, brązowymi włosami twarzy o odcieniu jasnej miedzi spoglądały na zgromadzonych ciemnobrązowe oczy.
Chociaż podobnie jak reszta dopiero co zakończył podróż, na jego skórzanych butach i spodniach, podobnie jak na elfickiej roboty napierśniku, nie było nawet odrobiny kurzu.
Okalający biodra pas spięty był klamrą w kształcie srebrnego liścia, co tych wszystkich, co znali jego imię, nie powinno dziwić.


Wizyta w stajni sprawiła, że wszedł do sali jako ostatni. Najlepsze miejsca, przy ścianie, były już zajęte. Ale i tak z tego miejsca, przy którym usiadł Liadon, można było obserwować nie tylko wejście, ale i znaczną część sali.
I chwiejącego się za ladą Eberka.
Na szczęście to nie on był kucharzem.
Dzięki temu to, co dostali do zjedzenia smakowało tak, jak zapowiadał wcześniej Ferdi.


Dotyk dłoni dziewczyny był pewnym zaskoczeniem, dość nawet przyjemnym, jednak Liadon nawet nie mrugnął okiem. Całkiem jakby co dzień, w każdej gospodzie, otrzymywał takie propozycje.
Olejki? Masaż? To raczej nie było mu potrzebna. Ewentualne nie wyrażone słownie oferty również go nie interesowały.

- Za masaż dziękuję. - Uśmiechem złagodził odmowę. - Za olejki również.

Z czystej uprzejmości nie powiedział, co myśli o takim pomyśle, jak perfumowana kąpiel.

- Za to z kąpieli chętnie skorzystam. Ciepła woda mi wystarczy. Oddychanie kurzem to średnia przyjemność.

Prawdę mówiąc nie było po nim widać, że podróżował po zakurzonym trakcie.

- No cóż... - Odezwała się, wciąż masując kark elfa, choć już nieco słabiej, wodząc wzrokiem po innych zebranych przy stole - Kąpiel będzie, będzie...

- Czy mogłabyś poprosić za chwilkę swoją szefową? Chcielibyśmy porozmawiać o noclegu.

Młoda kobieta dziwnie westchnęła i, rzuciwszy okiem na składającego inną niż Liadon ofertę Tengira, poszła po chwili zawołać kogo trzeba.
Za moment przyszła krasnoludzka kobieta, ta sama, która wydawała wcześniej polecenia obu ludzkim kobietkom. Marie nie podeszła wraz z nią. Zgromiona wzrokiem swej szefowej wzięła się do pracy i z zapałem, może udawanym, zaczęła pucować sąsiedni stół. Praca ta nie przeszkadzała jej w spoglądaniu ukradkiem na Tengira. I przysłuchiwaniu się rozmowom.

- O co chodzi? - spytała dosyć zimnym tonem krasnoludka.

- Chcielibyśmy wynająć pokoje na noc - powiedział uprzejmie Liadon, nie speszony tonem wypowiedzi. Dlaczego gospodyni była niemiła i niesympatyczna, jakby nie zależało jej na gościach? Ten problem na razie pozostawał zagadką. I mógł pozostać. Akurat na rozwiązaniu tego problemu Liadonowi nie zależało. Nawet niemiła obsługa nie wykluczała smacznego jedzenia i czystej pościeli.

- Pokoi mamy pięć, w dwóch z nich po dwa łoża, w dwóch po jednym dużym, jest jeszcze malutka izdebka dla jednej osoby. Za pobyt i trzy posiłki na każdy dzień po dwa złocisze od osoby bierzemy, płatne z góry. - Niemal wyrecytowała.

Niezbyt miła i sympatyczna gospodyni, brak zaufania do klienta... Gdyby nie konieczność rozmowy z burmistrzem Liadon nie zabawiłby tu ani chwili.

- W takim razie dla mnie pokój z dużym łóżkiem i kąpiel - złożył zamówienie Liadon. - I już płacę.

Sięgnął do sakiewki i położył na stole dwie złote monety.
W oczach gospodyni błysnęła chciwość. A pieniądze zniknęły ze stołu tak szybko, jakby ich nigdy nie było.
Kobieta spojrzała na pozostałych, jak by oczekując ich deklaracji.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-04-2009 o 14:59.
Kerm jest offline