Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2009, 19:29   #6
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Stukot kości na drewnie specjalnego pudełka oznajmiał, że ktoś gra w kościanego pokera. Rozległ się krótki śmiech, a zaraz po nim okrzyk:
- No nareszcie, Ruliusie! Myślałem, że do końca dnia będziesz miał problemy!
Głos należał do Mago Leatherleafa, wysokiego, jak na swoją rasę, niziołka. Sięgnął ręką do swoich krótkich włosów barwy dojrzałego kasztana i poczochrał je jeszcze bardziej, niż były do tej pory. Szare oczy uśmiechały się ciepło do Jezzara, a usta im chętnie wtórowały. W zasadzie uśmiech bardzo często gościł na jego ustach. Słońce grzało, więc najmniejszy z drużyny pomachał trochę swoją lnianą koszulą, żeby schłodzić choć trochę ciało. Podwinął lekkie spodnie wykonane z konopi, wstał z podłogi wozu i lekko wskoczył na barierkę wozu. Przykucnął na niej, bezproblemowo zachowując równowagę. Wszystkie wstrząsy i zmiany prędkości kontrował delikatnym balansem ciała, efektem długich treningów i wprawy. Nachylił się pomiędzy Ferdinanda a Astearię, by po chwili tę drugą poczochrać lekko po głowie.
- Nuda uderza ci do głowy, Mago?
- A widziałaś, żeby mi się kiedykolwiek nudziło? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Chyba tylko, jak śpisz - Aria zaśmiała się, odwracając głowę w jego stronę.
- Oj, byś się zdziwiła - zawtórował śmiechem. - Sny mam bardzo interesujące. Na przykład kiedyś mi się śniło, że wielkie ciastko z czekolady przyszło do mnie i krzyczało "zjedz mnie, zjedz mnie!". A co ciekawe, to ta czekolada nie była czekoladą, tylko pyszną polewą o smaku brandy. No i jak je zjadłem, to mi tak brzuch urósł, że rodzice dali mi przydomek Brzuchacz, jak jakiemuś gnomowi. To im powiedziałem, że nie jestem Brzuchaczem i na dowód tego mogę im przyprowadzić prawdziwego Brzuchacza. To poszedłem do lasu, do matecznika, i powiedziałem niedźwiedziowi, takiemu grubemu, żeby ze mną poszedł. A on odpowiedział, że jestem na to za mały i mnie zdepnie po drodze. Zripostowałem, że pojadę na jego grzbiecie. Zgodził się dopiero, jak wygrałem z nim pojedynek siłowy. Wyobrażasz to sobie? Pojedynek z niedźwiedziem! Szkoda, że to tylko sen był. No ale jeśli to by nie był sen, to chyba bym z nim nie gadał, co? – podrapał się niepewnie po głowie.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Gdyby to nie był sen już dawno skończyłbyś jako jego przekąska – urwała na chwilę, obcinając niziołka uważnym spojrzeniem. – Chociaż nie. Jest cię za mało jak na przekąskę.
- Śmiej się z mniejszych, a co - zmarszczył brwi i nos. - Wszyscy duzi się z nas śmiejecie, co nie, Ferdinandzie?
- Tak samo, jak my z nich, ale to my mamy rację - powiedział przewodnik karawany, po czym wybuchnął śmiechem.
- A skąd ta pewność? – odrzekła zaklinaczka, obrzucając siedzącego obok na koźle uważnym spojrzeniem.
- Lata doświadczeń, złotko - odpowiedział Brandysnap z przymilnym uśmiechem.
- O właśnie, otóż to! Tu muszę się zgodzić! - zakrzyknął Mago i poklepał drugiego niziołka po plecach, gratulując riposty.
- A ja się nie zgodzę - Astearia mruknęła cicho, kręcąc głową ze śmiechem.
- To się nie zgadzaj - wytknął dziewczynie język, po czym zeskoczył z barierki na wóz. Aria odpowiedziała mu tylko jeszcze głośniejszym śmiechem. Leatherleaf wziął się natomiast do polerowania swoich misternie zdobionych sztyletów. Podczas walki poruszały się one błyskawicznie w rękach małego akrobaty, a ten efekt potęgowało jego skakanie z miejsca na miejsce. Był osobą, która wiedziała, gdzie uderzyć, żeby zabolało. Przez ludzi nazywany złodziejem, choć większość drużyny wiedziała już, że lepiej nie mówić tego głośno, przynajmniej przy nim. Była to jedna z nielicznych rzeczy, które mogły go zdenerwować.

Przerwał polerowanie sztyletów dopiero, gdy wszyscy musieli wysiąść. Po co oni tachają ze sobą te konie? Wystarczy zwykły loch i konia już trzeba zostawić na zewnątrz. Przecież to jest niepraktyczne! Nie lepiej się po prostu przejść? Pokręcił lekko głową i raźno ruszył do gospody. Pierwsze, co go uderzyło, to lekki zaduch panujący w środku. Dopiero później zwrócił uwagę na zgromadzonych. Sporo ich, ale to i lepiej. Więcej ludzi do zabawy. W karczmie po krótkiej chwili zapanowała przenikliwa cisza, którą przerwał swoim krzykiem i występem „ubawiony” gospodarz.

Gdy już wszyscy zasiedli do stołów, zaczęły się zamówienia.
- To teraz ja zamówię. Panienko, słuchajże uważnie. Udziec jagnięcy w ciemnym sosie grzybowym z bazylią i kolendrą. Ile to będzie kosztować?
- No dla takiego znawcy kuchni to będzie jedna złota moneta i siedem srebrnych. Oczywiście do tego ziemniaczki. Będzie to jednak posiłek dodatkowy ponad to, co zapłacicie na ewentualny nocleg i wikt. Podać?
- Ha, no jasne – wyjął z kieszeni małą sakiewkę przywiązaną do środka mocnym sznurkiem, po czym wyłożył dwie złote monety. – Przynajmniej więcej zjem. A reszta dla panienki, za fatygę. Marie zebrała resztę zamówień, a Mago w tym czasie spojrzał na drugą kelnerkę. Uśmiechnął się na widok jej szczerości i obdarzył ją ciepłym uśmiechem. Niziołek nie był przystojny ani nie miał w swoim wyglądzie niczego, co mogłoby zwrócić czyjąś uwagę, ale to pomagało mu w jego zajęciach. Mimo to udało mu się złapać na chwilę spojrzenie dziewczyny odzianej w zieleń, po czym z uśmiechem odwrócił wzrok i jak gdyby nigdy nic wdał się w rozmowę z Carmellią o sposobach trzymania dwóch oręży. Po posiłku zobaczył grającego Ruliusa. Dostrzegł, gdzie bard kieruje swoje spojrzenia i uśmiechnął się szeroko do niego, pokazując podniesiony kciuk.

Po chwili przyszła krasnoludzica, oferując pokoje. Mago słysząc to odczekał, aż Liadon skończy, wyjął ponownie mieszek, wygrzebał z niego dwie monety, położył je na stole i rzekł:
- Kąpiel ciepłą i zapachową, ale bez dodatkowych atrakcji – uśmiechnął się przebiegle, po czym zapytał z nutą niecierpliwego oczekiwania małego dziecka w głosie. – Kto idzie ze mną do podwójnego? Ostrzegam – podniósł palec w górę – nieprędko idę spać.
Jego oczy biegały po twarzach towarzyszy, a on sam czekał na odpowiedź.
 
Aveane jest offline