Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 09:34   #2
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
2028, Pflugzeit – Altdorf

Młody goniec w barwach kancelarii wieszał spore ogłoszenie niedaleko karczmy „Dębowy Liść” niedaleko bramy południowej. Należy dodać, że karczma ta nigdy nie cierpiała na brak chętnych gości. W sumie nikt temu się nie dziwił biorąc pod uwagę, że potrawy były tam o wiele świeższe niż w pozostałych karczmach, wino i piwo o wiele słabiej chrzczone, a i robactwo nie dawało się tak we znaki.

Goniec powiesiwszy ogłoszenie stanął obok i począł je odczytywać. Dzięki temu nie tylko uczeni w piśmie mogli poznać co też kancelaria chce od nich.

Słuchajcie, słuchajcie!

Szanowni mieszkańcy Altdorfu, goście naszego wspaniałego miasta. Panie i Panowie!

Jego Magnificencja Wielki Kanclerz wielmożny Pan Justus von Reichermann hrabia de Midern ogłasza, że Kancelaria poszukuje utalentowanych osób, gotowych wykonywać rozkazy Kancelarii, a które nie chcą w niej pracować na stałe.
Kancelaria płaci w umówioną kwotę złocie połowę przed wykonaniem zadania, a połowę po jego wykonaniu.
Chętni proszeni są o zgłoszenie się na Ulrikplatz do nowej siedziby Kancelarii. Tam też dowiedzą się szczegółów zadania i umówienia się co do zapłaty.


Ludzie słuchający ogłoszenia zaszumieli – w sumie ogłoszenie było nieco enigmatyczne i mało wyjaśniało. Kilku gapiów próbowało podpytać gońca, ale on odparł, że jemu nic nie powiedziano i ma za zadanie tylko powiesić ogłoszenie i czytać je aż do późnego popołudnia, kiedy to zmieni go inny goniec.
Kilkoro ze słuchaczy zaczęło więc plotkować na temat Kancelarii i owego zadania. W sumie to więcej gadali na temat samego Kanclerza, kancelarii niż zadania. Bo co do owego nikt jakoś pomysłu nie miał. Wśród słuchających ogłoszenia byli Faethor Laure, Marperyk Nokter oraz Anna Maria Däpfer. Nikt z nich nie zastanawiał się za wiele nad ogłoszeniem, postanowili podejść na plac Ulryka do nowej siedziby Kancelarii i zobaczyć co i jak.




Kancelaria mieściła się w wielkim ceglanym budynku na placu Ulryka. Kiedyś znajdowała się tam faktoria handlowa Hermens und Kopf zajmująca się sprowadzaniem przypraw z całego Starego Świata, ale z niewiadomych powodów zbankrutowała jakiś czas temu.
Przed budyniem kłębił się spory tłumek – wydawało się że z pół miasta tu przyszło. Wszyscy odruchowo pilnowali swojego dobytku, przecież nie od dzisiaj wiadomo, że taka ciżba to raj dla kieszonkowców. Po samymi drzwiami stało kilku ochroniarzy, którzy „odrzucali” element Kanclerzowi zbędny – różnych biedaków, włóczęgów i im podobnych. Nawet z odległego końca placu dały słyszeć się wrzaski wyrzucanych biedaków. Skończyło się tym, że któryś dostał na odlew, od niechcenia, po pańsku pancerną rękawicą i cała hałastra biedaków zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
W kolejce stało wielu chętnych Anna, Faethor i Marperyk zdążyli przejrzeć z połowę sporawego tłumu – a byli tam i żacy, najemnicy, kilku ewidentnie pijanych marynarzy, kilku krasnoludów no i oni. Anna – dość młoda atrakcyjna kobieta o rudych włosach, ubrana w brązowy płaszcz i takąż suknię. W sumie nie wyróżniała się zbytnio z reszty tłumu, no może poza faktem że uwaznie wszystko i wszystkich obserwowała. Z widocznego uzbrojenia w oczy rzucał się miecz i kusza. Faethor i Marperyk w myślach ocenili ją jako najemnika. Z całego tłumu wyróżniał się z pewnością Faethor – elf, nadzwyczaj wysoki (ponad sześć i pół stopy wzrostu!), muskularny elf o miodowej skórze, prostym nosie i miedzianych włosach, rozsypujących się na szerokich ramionach. Ubrany w skromną ale porządną odzież rangera, w tym płaszcz z kapturem i znoszone buty wydał się Annie i Marperykowi dość interesujący.
Marperyk – człowiek, mierzący ok. 180 cm wzrostu, o lekko zaokrąglonym brzuszku – zdradzającym zmiłowanie do piwa i dobrego jedzenia, ubrany w dość schludny strój podróżny. Większość osób po pobieżnym obejrzeniu Marperyka brała go za kupca – lecz uważniejsza obserwacja zdradzała, że jest on czarodziejem.

W końcu po kilku godzinach oczekiwania Marperyk, Anna i Faethor stanęli przed obliczem trzech skrybów. Oczywiście każdy z zainteresowanych wchodził do osobnego pokoju, ale każdy z nich przeszedł podobny rytuał.




Pytania zadawał najstarszy z nich, dwaj pozostali tylko notowali i albo coś szeptali pierwszemu na ucho, albo patrzyli nic nie mówiąc. Pytania skryby były dość typowe: imię i nazwisko, lub miano, gdzie się zatrzymałeś w Altdorfie, czym się zajmujesz, itp. W sumie nic specjalnego czy wymagającego. O samym zadaniu nie było zbyt wiele mowy – ot Kancelaria potrzebuje kilku chętnych śmiałków, którzy są gotowi pojechać do Hirchenstein – niezbyt dużego miasteczka zajmującego się wydobyciem żelaza. Trzeba w tym mieście odnaleźć pewną osobę. Szczegółów udzieli podkanclerz Karol van Eickmar tym, którzy się zgodzą przyjąć zadanie. Za wykonanie zadania Kancelaria jest gotowa zapłacić 30 koron każdemu z zainteresowanych. Jeżeli ktoś jest chętny to ma się tu zgłosić jutro w południe.

Po wyjściu z Kancelarii, każdy udał się w swoją stronę. Po drodze myśleli nad ofertą Kancelarii. I coś w niej wybitnie pachniało i to nie różami...
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas

Ostatnio edytowane przez Toho : 20-05-2009 o 09:52.
Toho jest offline