Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2009, 21:33   #3
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z Kancelarii Faethor przebiegł wzrokiem tłumek jeszcze okupujący placyk w poszukiwaniu pobratymców, po czym ruszył nieśpiesznie w kierunku kramów – zgłodniał.

„Zwykły goniec rozpytując miejscowych znalazłby człeka potrzebnego Kanclerzowi, gdyby ten nie ukrywał się. Może miasto jest na tyle duże by nie wszyscy znali się osobiście, skoro jednak potrzebnych jest kilka osób do znalezienia tego ktosia, pewnie trudno go odnaleźć...”

W zamyśleniu przystanął przy kilku kramach. Parę pomarszczonych jabłuszek z zeszłorocznych zbiorów i dwie garści orzechów powinny zaspokoić najgorszy głód. Podziękował handlarce z uśmiechem, ignorując wzrok kobiety wlepiony w swoją postać.

Cóż, zapewne chodzi jej o wzrost, jak się domyśla, bowiem faktycznie elf góruje nad zdecydowaną większością ludzi – podobnie jak nad znaczną częścią pobratymców. Słodkie jabłka zniknęły w mgnieniu oka. Rozłupując orzechy w silnych palcach, ruszył w kierunku wcześniej wypatrzonej ulicy z warsztatami i składami zbrojmistrzów. Poprawił płaszcz spięty klamrą rytą w skrzyżowane młoty na tle płomienia – dzień był nadzwyczaj ciepły. Las o tej porze zieleni się już pięknie.

- Wiosna! – westchnął i z uśmiechem spojrzał na kota, który przebiegł pomiędzy spieszącymi się ludźmi. Faethor zauważył jak zgrabnie zwierzę stawiało łapki, by nie powalać ich we wszechobecnym błocie i nieczystościach zalegających ulicę. Potrząsnął głową i na wzór zwierzęcia jął wybierać miejsca mniej grząskie – i mniej zatłoczone, bowiem do takiego tłumu żadną miarą nie był przyzwyczajony. Kot przypomniał mu o nieskutecznych poszukiwaniach zwierzątka szacownej Helgi Richterbaum, które miał nadzieję odnaleźć. Zapewne poczuło wiosnę i zniknęło na dłużej...

„Po prawdzie to tę wiosnę w mieście trudno ujrzeć i wyczuć” – skrzywił się, obiecując sobie że dzisiaj jeszcze spojrzy na Reik, i przyspieszył kroku by dotrzeć do kwartału sprzedawców oręża. Uśmiechnął się do ładnej mieszczki, najwidoczniej córki szacownej matrony przyozdobionej monstrualnych rozmiarów czepkiem. Matrona zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, przyciskając rękę dziewczyny do boku i ściskając koszyk.

Wyciągnął dłoń i szarpnął chłopca, który cofając się zza kobiet znalazł się na drodze powozu przedzierającego się przez tłum.

- Uważaj, dziecko – rzucił elf do przestraszonego ulicznika. Chłopak wyrwał się i zniknął w pobliskiej uliczce. Faethor przez chwilę zastanawiał się nad podobieństwem sakiewki, którą ujrzał w jego ręku, do woreczka przy pasie matrony. Machinalnie mocniej przywiązał chudą sakiewkę z drobniejszymi monetami (nauczył się już tego), kontent że mieszek ze złotem jest bezpieczny za pazuchą. To przypomniało mu o Danyi, jednej z panien służebnych w Uroczym Zakątku, zajeździe prowadzonym przez Galimeda. Śpiewny jej głos był nadzwyczaj miły dla ucha elfa, a po akcencie zgadywał że dziewczyna niedawno przybyła z Kisleva. Podpowiedziała mu dziś rano by dosiadł się do paru jegomościów co „karty grawali”, a po kilku chwilach i poznaniu reguł gry kilkanaście szylingów trafiło w jego ręce. Postanowił sprawić dziewczynie niespodziankę i kupić bukiecik – od paru dni żartem nagabywała go by opowiedział jej o driadach (czyżby wyczuwał nutkę zazdrości?), przy okazji opowieści wieczorem wręczy jej kwiaty.

Ze zmarszczonym czołem przespacerował się wzdłuż sklepów i warsztatów. Obojętnie minął składy zbrojmistrzów, zatrzymując się przy sprzedających tarcze i łuki. Postanowił na razie niczego nie kupować, nie będąc pewnym czy zdoła zatrudnić się u Kanclerza.

„Przydałoby mi się jednak nająć tam do pracy” – pomyślał przypominając sobie cel wędrówki do Altdorfu. Jakkolwiek nie podobałyby mu się ludzkie miasta, miał zadanie do wykonania, i, jak przystało spadkobiercy Caledora, zacisnął zęby i skupił się na jego wypełnieniu.

Spośród interesujących go przedmiotów jedynie okrągła tarcza, śmiesznie zdobiona metalowymi guzami, była wystarczająco niedroga na jego sakiewkę. Pożartował chwilę ze sprzedawcą, próbując zbić cenę podobnie do targów ze starym Grungim. Na szczęście łuków był większy wybór. Parę egzemplarzy przyciągnęło jego uwagę, pytanie tylko czy będzie go stać na któryś i czy może się przydać w drodze do Hirschenstein? Wzruszył ramionami. Czas to pokaże.

Zaszedł też do płatnerzy, oglądając miecze i topory. Przy okazji pilnie wypytywał o gatunki stali i pochodzenie metalu, porównując ostrza.

- Czy to aby nie z żelaza z Hirschenstein? Słyszałem że znakomite klingi stamtąd pochodzą. – te i inne pytania zadaje rzemieślnikom i handlarzom, pilnie nadstawiając ucha na wszelkie plotki i wspominki. Szczególnie rozmowa w składzie Werner und Sohn wiele dała, gdy stareńki właściciel rozgadał się o kolejach losu Edwarda von Thiel, skarbnika cesarskiego w Hirschenstein. Opowieść wciągnęła Faethora gdy zdał sobie sprawę z możliwości wiążących się z miasteczkiem siedzącym na żelazie. Szczęśliwy że znalazł taką skarbnicę wiadomości, pobiegł do pobliskiego szynku by wrócić z kamionką pitnego miodu, który pospołem ze starym wlewał w wysuszone gardło. Gdy wychodził, żegnał się już z kupcem niczym ze starym znajomym, przysięgając że jutrzejszego dnia wróci odwiedzić kompana. Człek nie wyglądał na takiego który by się cieszył towarzystwem wielu słuchaczy, a i niewieściej troski nie było po nim znać, toteż najwidoczniej samotność niezmiernie mu dokuczała.

Z nieco szumiącą już głową Laure odwiedził inne kramy, mimochodem pytając o miasteczko. Również o samą Kancelarię wypytał, tudzież Kanclerza i jego podwładnych. Ciekawość innych karmił twierdząc że słyszał wieści o pracy którą ten oferuje. Kto wie, może usłyszy o doświadczeniach najemników ze szczodrobliwością Kanclerza? Sam ciekawie nadstawił ucha gdy podpity najmita bez skutku namawiał co bardziej obeznanych z bronią na rejs do Arabii. Znać "Perła Północy" nie cieszy się dobrą opinią...

Tym razem zgłodniał już na poważnie, więc po drodze do „Uroczego Zakątka” zaszedł najpierw do „Dębowego Liścia” , gdzie od przygodnego pijaczyny wydobył opowieść o dziwacznym przedmiocie wydobytym z kopalń w Hirschenstein. Ponieważ jednak karczma huczała od plotek o miasteczku, a kompan nie wzbudzał nadmiernego zaufania, machnął ręką na te rewelacje. Posilony, szybkim krokiem ruszył pod „Uroczy Zakątek”, by rozmówić się z Galimedem. Z nieskrywaną przyjemnością kupił bukiet polnego kwiecia dla Danyi i uśmiechnięty wkroczył do zajazdu.
 

Ostatnio edytowane przez Romulus : 27-05-2009 o 22:36.
Romulus jest offline