Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2009, 20:03   #4
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
- Wycofaj się poza zasięg jego ataku! Za wolno! Gdyby to był, dajmy na to, ork już byś musiał uważać żeby ci mózg nie wypadł! Zresztą wówczas mało by cię to obchodziło. Mocno oberwałeś?
- Nie, tylko draśnięcie. Mogę ćwiczyć dalej.
- Mam nadzieję. Zostawiam was teraz z Faronem, a sam idę sprawdzić zaopatrzenie. Jeśli czyjaś tętnica zostanie poważnie naruszona to proszę mnie natychmiast wezwać.
- Tak jest.


Artorius opuścił pole wypełnione wymachującymi mieczami rekrutami naprzemiennie parujących ciosy i usiłujących ugodzić przeciwnika. Rezultaty w większości były raczej mizerne, jakoż wcześniej byli zwykłymi chłopami wojnę znającymi tylko z opowieści spragnionych żołdaków. Nie zdziwiła go ogromna chęć jaką emanowali wieśniacy w momencie ogłoszenia rekrutacji do wojska, co było decyzją konieczną, żołnierzy nie przybywało, a mimo tymczasowego pokoju zawsze istniało ryzyko podjęcia przez Arthasa radykalnych kroków w celu wyeliminowania potencjalnego zagrożenia. Pierwszy dzień treningów już porządnie przetrzebił zgromadzoną ciżbę, a Artorius zmuszony był interweniować ponad 30 razy. Z ponad setki chętnych ostatecznie pozostało tylko 28 osób, aczkolwiek widoczne były już jakieś postępy. Niektórzy już nawet mogliby stanąć na polu bitwy bez lęku o upuszczenie sobie miecza na stopę.

Artorius był typem człowieka dobrze zbudowanego, o cerze śniadej i krótkich włosach ciemnej barwy. Każdy patrzący na niego dawał mu około 30 lat… i każdy patrzący się mylił. Nie zwykł nikomu chwalić się swoim prawdziwym wiekiem, ani też nikt w tej kwestii na niego nie naciskał. Jako paladyn nigdzie nie ruszał się bez swojej zbroi opatrzonej białym płaszczem przypiętym klamrami, a także długiego miecza dźwiganego na plecach. Ekwipunek ten nosił, mimo wyciskającego pot skwaru, zazwyczaj na pokaz, ale nie robił tego dla podziwu bądź też estymy. Ta zbroja i miecz były symbolami dawno zatraconego majestatu oraz potęgi paladynów, czymś co dawało nadzieję ludziom wciąż próbującym przystosować się do nowego miejsca zamieszkania. Nadzieję na to, że Lordaeron podobnie jak, niemal do cna wybity, Zakon odzyska dawną siłę oraz chwałę umożliwiającą mu wytępienie obecnie dominujących sił chaosu. Tak przynajmniej twierdziła Jaina Proudmoore. Sam Artorius nie za bardzo kwapił się ku temu rozwiązaniu uważając to za nadto pretensjonalne. Jednakowoż to ona była suzerenką ich małego państwa.

Dłonią przyodzianą skórzaną rękawicą starł pot z czoła nie mogąc doczekać się kojącego chłodu nocy. Wydawało mu się, że zaraz, wyciśnięty ze wszystkich sił, bezwładnie legnie na zieloną trawę i tam będzie barłożyć aż do wieczora. Lecz jako dawca nadziei miał swoje obowiązki, których nie mógł lekce sobie ważyć. Zajęło mu kilka minut nim znalazł się nad urwistym brzegiem morza skąd mógł zaobserwować przybyły statek kupiecki. Statek mierzył sobie kilkadziesiąt metrów wysokości i tyleż samo szerokości. Białe, płócienne żagle wzbijały się wysoko ponad lasy Theramore’u rzucając cień na pobliską plażę. Żołnierze skwapliwie próbowali zahukać wrzeszczących kupców nie radych z jakiegoś faktu. To była jedna z sytuacji wymagających jego interwencji.

- Panie Leastone! Wreszcie się pan stawił – rzucił na powitanie dowódca, gdy do nich dołączył – Niech pan raczy wyjaśnić tym kupczykom powagę sytuacji. Bajdurzą ciągle, że hańba, wstyd, sromota i tak ludzi wkurzają, że jeno tylko skoczyć z tego tam urwiska.
- Ale o co chodzi?
- O moich ludzi i interesy idzie
– krzykiem włączył się do dyskusji bogato odziany kupiec.
- Rozumiem, ale póki nie uzyskam satysfakcjonujących wyjaśnień nie ma co liczyć na optymalne rozwiązanie sporu.
Kupiec odzyskał konwenans i dalej mówił już dość spokojnym tonem:
- Było to tak: dobiliśmy do brzegu gdzie zgodnie z zawartą umową czekał oddział waszych ludzi w celu upilnowania obopólnie korzystnej transakcji. W trakcie wymiany napomnieliśmy o kilku ciężko chorych wieśniakach zabranych z okolic Lordaeronu. Dowiedziawszy się o tym, najpierw zbledli, potem wbiegli na pokład i po krótkich oględzinach przyszpilili ich mieczami do podłogi.
- Symptomy pokrywały się z tym czego dowiedzieliśmy się na temat plagi. Nie było potrzeby ryzykować – wtrącił dowódca.
- Gdzie są ciała?
- W ogniu
– teraz Artorius zrozumiał dlaczego jego nozdrza od dłuższego czasu atakował odór palonych zwłok. Położył rękę na ramieniu kupca.
- Nie ma się czym niepokoić. Wiem, że ten dłuższy postój jest dla was deprymujący, ale trzeba się upewnić, że nikt z was nie zachorował. Jeżeli nie będziemy pewni istnieje ryzyko zamiany człowieka w potwora co wywoła niemałe zamieszanie w trakcie rejsu.
- Każde opóźnienie jest dla mnie dużą stratą. Skoro jednak tak twierdzicie to posłucham waszej rady. W końcu wy jesteście paladynem. Po czym mogę wyczuć, że jestem chory?
- Nie jesteś. Użyłem na tobie białej magii uprzednio cię dotknąwszy. Gdybyś został zarażony odskoczyłbyś jak oparzony i zaczął wrzeszczeć niczym opętany. Teraz pozwól mi zbadać pozostałych.


***

To były ostatnie ocalałe wspomnienia. Poza tymi wydarzeniami była tylko i wyłącznie nieprzenikniona ciemność. Nie ważne jak bardzo starał sobie przypomnieć i tak kończyło się na jakimś niewyraźnym obrazie nie mającego żadnego związku z jego obecnym położeniem. Zaczął nawet tęsknić za spokojnymi, słonecznymi dniami na wyspie Theramore. Nie miały one już żadnego znaczenia, od czasu przebudzenia się w tamtej tajemniczej jaskini.

***

Upragniony chłód, miast uspokajać, wywoływał dreszcze. Nie miał pojęcia jak i dlaczego znalazł się tutaj ani kim byli jego towarzysze, wydający się być zdziwionymi tą sytuacją na równi z nim samym. Nocna Elfka, zakapturzony mężczyzna, eternalista oraz wyrwidrzew. Ten ostatni, z racji bycia maszyną, raczej tego nie wyrażał, lecz poznać to można było po jego dość zdezorientowanym zachowaniu. Artoriusa konfudował fakt, że maszyna nie posiadała żadnego gnomiego operatora, chodziła sobie gdzie chciała samodzielnie nie kontrolowana przez nikogo. Nie mogło to mieć żadnych pozytywnych skutków co zostało objawione przez wirujące piły tarczowe.

Nagle usłyszał jakiś dziwny głos i po chwili ujrzał jego jeszcze dziwniejszego właściciela. Był to niezwykle ekstrawagancki troll próbujący zdefraudować płaszcz eternalista, co akurat nie powiodło się z powodu normalnego u każdej istoty żywej zamiłowania do własności prywatnej. Wówczas usłyszał pacnięcie dobiegające zza jego pleców i w ciemnościach ujrzał złowrogie pary oczu. Rozglądając się dostrzegał kolejne pary oczu zbliżające się do swej nowej zdobyczy, którą nieszczęśliwie mieli być oni. Troll znowu zaczął się wygłupiać, w tym przypadku przez chwilę był pewien, że ta dziwaczna istota naprawdę użyje magii. Po małym zawodzie u niego i znacznie większym, karkołomnym wręcz, po stronie trolla nie pozostało mu już nic innego jak pomóc pechowcowi. Azali uprzedziła go elfka to w jaskini roiło się od dzieci ciemności. Pierwszym co zrobił to wywołanie u nich uczucia zagubienia poprzez odseparowanie od matki.

Miecz błyskawicznie znalazł się w jego dłoni i natychmiast częściowo rozświetlił mroki jaskini niebieskawym światłem. Ruszył na najbliższego pająka zamierzając oślepić go światłem i wyprowadzić cięcie prosto przez szczękoczułki przeciwnika. W przypadku przetrwania tego ataku zamierzał zwieńczyć dzieło silnym pchnięciem.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 30-05-2009 o 10:10.
wojto16 jest offline