Hektor Firehand
-Nie wiem co z innymi. Ledwo doczołgałem się do ciebie. Cholera, masz szczęscię, że żyjesz. Nieźle przywaliłeś głową o ten ekran. Cały w krwi. A twoja twarz wygląda jak jeden kotlet, który jadłem na Tatooine. Nawet nie wiem z czego był. - Taaak...parszywe, dziwaczne poczucie humoru Hektora zdawało się go nigdy nie opuszczać. A jego uśmiech zdawał się tylko pogarszać samopoczucie biednego Kotha.
-No dobra. Trzeba iść zobaczyć co z resztą. Poczekaj tu na nas, masz tutaj jakieś opatrunki, strzel se zastrzyk przeciw bólowy, to może ci pomoże. Zaraz wracam. - mówiac to, Hektor ciężko wstaje, opierając się o ścianę. Chwile tak stoi, jakby nasłuchując, ale w tym leśnym gwarze ciężko cokolwiek jest usłyszeć.
Po kilkunastu sekundach minął idącego Hine w strone drzwi. Nie odezwał się. Po co? Jak chodzi, to znaczy, że żyje. Nigdy nie pałał miłością do tego bubka, nie lubił jego dziwnych poglądów i zachowania. Ale jednak ten rok na tej krypie robi swoje. Gdyby Hektor musiał opisywać ich wzajemne stosunki, to powiedział by, że to jest jak kumpel z wojska. Ty kryjesz jego dupe, on twoją. Ale nie musiecie razem pić piwa i rozmawiać o tyłku pani kapitan.
Firehand spojżał tylko w oczy Miche. To była sekunda. Wystarczyło, by zrozumiał, że reszta załogi żyje, a o cel "spaceru" lepiej go nie pytać. I tak nie odpowie wprost.
W końcu dociera do wejścia na "mostek". Kiedy śluza się otwiera, ten wchodzi powoli, trzymając się rur na suficie, do środka. Gdy tylko widzi nieprzytomną Berry i siedzącego Korra, zatrzymuje się w miejscu, bacznie jej się przygladając.
-Żyje? - mówi cicho nie odrywając od niej wzroku.
"Głupie pytanie, przecież tamten wychodzący..."
Hektor przygryzł wargi.
-Co z nią?
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die." |