Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2009, 16:38   #452
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/Sephiroth-DraconianPoetry-02-DarkGarden.mp3[/MEDIA]

Weszliście więc na ścieżkę wąską, wspinając się mozolnie i z trudem niejakim po wygładzonych skałach i kamieniach. Mgła i chmury zbiegały się już z mrokiem nadciągającej nocy, toteż dla bezpieczeństwa pewnego wzięliście pochodnie, chociaż prawdę mówmy, nie dawały one wiele. Dziwne też może trochę było, że krasnoludy żadne zainteresowane tą wycieczką nie były i zostały wszystkie w obozie, strawę ciepłą na wasz powrót obiecując. Toteż sami szliście ku mistycznemu cmentarzowi, który bitwę o jakiej wcześniej nikt z was nie wiedział, upamiętniać miał. A raczej może nie sam cmentarz a spore mauzoleum czy krypta jakowaś, która po półgodzinie marszu zamajaczyła przed waszymi oczami, oświetlana ostatnimi promieniami zachodzącego gdzieś tam słońca. Podłużny, kamienny budynek musiał być zbudowany zaprawdę solidnie, gdyż wiele lat wytrzymał, chociaż nie w idealnym stanie oczywiście. Ale wróćmy jeszcze do słońca promieni, które ogołociły tę dużą, górską... polanę? nie to nie do końca dobra nazwa, ale zostawmy ją - ogołociły tę polanę ze wszelkiego światła, tak jak rodzice pozbawiają go dzieci w ich łóżkach, gdy gaszą nocną lampę. I wy byliście takimi dziećmi. Pojawiły się cienie.

Najpierw niewielkie, z pochodni czy lamp pochodzące, niegroźne i nie napawające ciepłych, żywych serc jakimkolwiek strachem. Ale wkrótce nadeszły też inne, kłębiące się, jakby jeszcze trochę niepewnie na granicy światła. Czyżby odbijały się w nich wykrzywione maski, lustrzane odbicia twarzy, którymi kiedyś były? Nie, to musi być tylko ułuda, złudzenie, którymi karmiły was wasze dziecięce oczy. Tym bowiem byliście, dziećmi, czyż nie? Kierowani pokusą, a może czym innym, ruszyliście dalej, tak jest, nikt nie stał bowiem w miejscu czując... coś. Coś nieokreślonego, nie dającego się określić. A najmocniej czuła to Lilla, dzielna, silna dziewczyna, którą sam Pan Poranka pobłogosławił i dał siłę. To ona pierwsza przeszła obok żelaznego, wysłużonego już płotu pobliskiego cmentarza, zostawiając za sobą błyski swych pięknych, jasnych włosów. O tak, to ona pierwsza poczuła ów chłód, który po chwili ogarnął wszystkich. Cienie się zbliżały, tak jak zbliżają się do przestraszonego dziecka, pragnącego, by sen nadszedł jak najszybciej. I tak jak te dzieci, widzieliście teraz cieniste macki nieumarłego świata, wyciągające ku wam swoje szpony.

Czy wspominałem już o cmentarzu? Tak, najpewniej tak. W niknącym we mgle blasku pochodni, majaczyły ponure mogiły, których kamienne płyty, owiewane przez stulecia pasmami mgły, sterczały dumnie ku górze. Nieoznaczone, masowe groby, miały przypominać o poświęceniu i odwadze. Czyż to nie o to zawsze chodziło? Bohaterowie byli martwi, tak, to czekało wszystkich. W życiu jednak chodziło o to, by ową chwilę odsuwać od siebie, najlepiej w nieskończoność. Łatwiej, owszem, było elfom czy krasnoludom, ale i ludzie znali swoje sposoby. Zapytajcie Elminstera z Cienistej Doliny, chociaż jego potężne spojrzenie zgromi was tylko a potem sami uciekniecie, pytając samych siebie skąd się wzięły te głupie pytania. Bohaterowie tej bitwy byli od dawna martwi, o tak, zimni jak lód. Lód, który wyciągał ku wam swoje szpony, odganiany blaskiem, który bił od Lilli Kalvar, kobiety, która wciąż uważała się za prostą chłopkę, a wiemy przecież wszyscy, że nią nie była. Aż w końcu pochodnie zgasły, jakby za pociągnięciem magicznej różdżki.

Czy stało się po tym coś dramatycznego? Zapewne, ale nie tu, nie u naszych dzielnych bohaterów, którzy prowadzeni przez paladynkę, dotarli do umieszczonego przed mauzoleum postumentu. Ku zaskoczeniu wszystkich, o tak, owych szponiastych cieni zwłaszcza, rozbłysnął biały, oszlifowany kryształ.


Ciepło ogarnęło nagle wasze ciała, wasze serca. Pozbawiło trosk i napełniło nadzieją. Pogrążony w chaosie i rozterkach swojego serca Aldym, czy ostatnio coraz mniej pewne samych siebie, chociaż wciąż piękne i inteligentne - Silia i Alexandra, tak, oni wszyscy, uśmiechnęli się lekko, jakby uniesieni w powietrze, wolni od wszystkiego. Niestety, takie chwile zawsze trwają niezwykle krótko, a gdy opadło uniesienie, powróciły szczegóły. Cieniste, humanoidalne bestie kłębiące się poza zasięgiem światła kryształu i ponure mauzoleum czekające tuż tuż, kilka kroków ledwie. Z ciemnością zawsze najlepiej walczyła światłość, a tą była tego wieczoru Lilla.
-To kamień światła, stworzony z prawdziwej jasności Annomandarisa, starożytnego boga światła. Jest blisko związany z Lathanderem i to jego moc czuję. Ale coś splugawiło to miejsce...
O tak, tego ostatniego zdania złotowłosa nie musiała mówić. To czuli wszyscy, nawet ci, którzy z magią nie mieli nic wspólnego. I te cienie! Nawet potężny Drago i jego smocza krew czy ognistowłosa i pewna siebie Elizabetha czuli ten chłód. Ogarniał całe ich ciała, sięgał ku duszy. Jens, ten Jens, który uważał, że magia nie ma z nim nic wspólnego, słyszał tu wołanie natury, wołanie o pomoc, na które jego wierny wilk zaskomlał, kładąc po sobie uszy.

Och, nie można było zostać w tym miejscu! Było zbyt przerażające, zbyt... uszkodzone. Jak krwawiące serce, rozdarta rana błogosławionej ziemi. Podświadomie jednak chcieliście iść dalej, przeć przed siebie, by... właśnie? Uzdrowić to miejsce? Czy może dla własnej próżnej ciekawości? Paladynka nie miała wątpliwości, wyjmując kamień z postumentu i kierując się do mauzoleum. Tak, to tam czuła plugawą truciznę, sączącą się do zadanej tu rany. Trzymając kryształ przed sobą poprowadziła wgłąb budynku, rozświetlając jego mrok. I szła, pewnie i dumnie, czując moc swojego boga, czując, że musi pomóc. Kamienna posadzka dudniła od kroków, echo kpiło sobie z widmowych sylwetek kłębiących się przy prostych ścianach. Ach, byliby przeszli przez całe to pomieszczenie, gdyby nie ruch, który pojawił się nagle przy ołtarzu, tam, na drugim końcu!


Potężna moc wypłynęła z ubranego w ciemne ubrania mężczyzny, jej mieniące się strużki uformowały się i uderzyły, popychając was do tyłu, zatrzymując, a nawet przewracając! Nic to jednak, w porównaniu do tego, jak mocno uderzyły w Lillę i jej kamień, obalając paladynkę, i och, odrzucając kryształ, hen, tam do wejścia. Cienie zafalowały, chociaż powietrze wciąż było nieruchome, gdy złotowłosa podnosiła się, wspierana przez swoich towarzyszy. Ogromny barbarzyńca ciął jedną z sylwetek, rozpłatając ją na dwie części, które zbiły się na chwilę w całość a potem znów powróciły do swojej postaci! Dzielna Elizabetha wbiła swój miecz a runa rozbłysła, sprawiając, że cień odsunął się trwożnie! Ale ileż ich było! Wszystkie głodne, a każdy ich dotyk sprawiał ból, powodował chłód!
Wróćmy jeszcze na chwilę do naszego maga, który bardzo dokładnie to wszystko sobie zaplanował. Znaki na posadzce rozbłysły szkarłatem, a ich moc uwięziła, tak właśnie, uwięziła naszych bohaterów! Mogli tylko stać i patrzeć się, jak człowiek ten schodzi powoli z podwyższenia i kieruje się ku nim, a ciemne pasma mocy rozchodzą się na boki, rozganiając wszystkie cienie. Och tak, cóż za pomyłka w tym ciemnym pomieszczeniu, oświetlanym tylko leżącym kilkanaście metrów dalej kamieniem! Nie człowiek to był, a elf. Ta szczupła sylwetka, spiczaste uszy. A głos był dźwięczny, brzmiała w nim siła. I obca nuta, akcent kogoś nienawykłego do mówienia w prostackim, ludzkim języku.

-Dziękuję, że przyjęliście moje zaproszenie. Byłem pewien, że tak właśnie będzie, o tak. Znam dobrze wasze serca, wasze umysły. Tylko moment trzeba było wybrać odpowiedni. Bohaterowie, prowadzeni przez dzielnych krasnoludów. Czujecie się wielcy? Czujecie, że zrobiliście coś dobrego w waszym żałośnie krótkim życiu?
Roześmiał się, a echo poniosło te słowa. Jego oczy, o tak, one zabłysły.
-Wiem, że nie. Chwilowy tryumf, chwilowe szczęście a i to dla niewielu z was. Wiem do czego dążycie, znam każdy wasz sekret. Nie musicie się wstydzić, nie musicie się bać. Przybyłem by ofiarować wam wielki dar. Nazywam się Aerandir.
Oddalił się od was, podnosząc coś z ołtarza. Gdy zbliżył się na powrót, rozpoznaliście ją. Świeca, taka sama jak te, których szukaliście. Och, jakże chcielibyście się ruszyć! Ale on tylko podsunął ją wam pod oczy, byście odczytali jego imię.
-Nie musicie już szukać. Dostaniecie ją, jeśli tylko przysięgniecie lojalność mojej pani, otworzycie serca na Shar! Pomyślcie, ile ona może wam ofiarować!
Lawirował między nieruchomymi sylwetkami jakby zamrożonych w czasie bohaterów, przywołując na usta niewielki, wyrachowany uśmiech. Zatrzymywał się przy każdym, szepcząc, ale ten szept słyszeli wszyscy.

-Aldymie, wiesz dobrze, że oddalasz się od Sune. Nie pasujesz do niej! Twoje serce chce wolności, chce miłości dla siebie, a nie dla innych. Nie czujesz tego? Wyrzeknij się tych ograniczeń! Czujesz tę drugą moc, ten chaos i siłę? Będziesz miał tego pod dostatkiem! A kobiety będą twoje na wieczność, przychodząc do ciebie z własnej woli! Przecież wiesz, że tego właśnie chcesz.
-Silio, ach, droga, niesamowita Silio! Czy wiesz jaki potencjał istnieje w twojej duszy?! Zdajesz sobie sprawę, z tego czego mogłabyś dokonać?! Shar udostępni tę drogę dla ciebie, pokaże ci jak to robić. Patrz na moją moc! Wyrzeknij się zdradzieckiej Mystry, którą niesprawiedliwie wyniesiono na boski tron! Przyjmij dar i obejmij we władanie cieniste pasma mocy, poczuj je, pozwól im się poznać! Krew Ellendila jest w tobie silna, możesz być znacznie potężniejsza od swojego ojca. O tak, pomogę ci go odnaleźć. Nie jest to tak trudne, jak myślisz.
-Alexandro, moja cudownie piękna kobieto... Mógłbym spędzić z tobą wieczność, porażony tym pięknem i intelektem! Czy wiesz kim jesteś? Czy chciałabyś mieć dostęp do mocy, które są przed tobą ukryte? Masz w żyłach krew de Blightów, pięknej szlachty z północy! Ach, no tak, nie wiedziałaś o tym! Cała prawda odkryje się przed tobą. Porzuć ograniczenia, odrzuć głupie nauki Kallora. Jakże mało wiesz o swoim mrocznym nauczycielu! Przyjmij do serca prawdziwą wiarę a wskaże ci drogę!
-Drago, wielki wojowniku! Krew smoka jest w tobie silna, ale nie tak silna, jakbyś tego chciał. Twój potencjał wciąż jest ukryty, ale ja wiem jak go wyzwolić. Shar wie. Bez tracenia życia na poszukiwania. Porzuć naiwną ścieżkę i stań się prawdziwym uczniem czerwonego smoka! Przyjmij jego niesamowite dary!
-Elizabetho, piękna, ognistowłosa i jakże niesamowita dziewczyno! Czy wiesz, jak niewiele jest takich jak ty? Odrzuciłaś monetę, twoje serce jest wolne, tak samo jak ty. Shar pozostawi ci tą wolność, ale obdarzy mocami, o jakich nie śniłaś. Zdobędziesz wszystko, a ludzie będą cię wielbili lub uciekali z trwogą, jak tylko zechcesz! Przyjmij cień do swojego serca, wiesz doskonale, że tam jego miejsce! Staniesz się lepsza, znacznie lepsza od tego, którego tak podziwiałaś pod swoją rodzinną wioską! Będziesz dowodzić legionem, legionem takich jak tu!
-Jensie, miałeś kiedyś cel w życiu? Wiedziałeś, kim chcesz zostać? Czy chciałeś spędzić swój krótki żywot na chodzeniu po lasach? Nadal tego chcesz? Uganiać się za półelfką, która dba głównie o siebie i swoją moc? Tego chcesz? A co ty otrzymasz?! Zastanów się. Shar daje możliwości, daje moc. Nie chciałbyś zostać kimś wielkim? Władcą lasów, gór i nizin? Pomyśl o tym, pomyśl o sobie.
-Lillo, cóż ja mam z tobą zrobić? Twoja wiara jest słaba, twoja charyzma nikła. Nie nadajesz się na paladyna, nie nadajesz się na przywódcę! Tym powinna być taka kobieta, jak ty. Ale ogranicza cię wiara w dobro, które nie przynosi nic dobrego. Jedna śmierć goni drugą, ty zaś zabijasz w imię swojego bożka. Czy to jest dobre? Walcz dla siebie, okryj się chwałą! Wyrzuć z serca tą marną wiarę i przyjmij Shar, a da ci siłę i odwagę, byś została prawdziwą paladynką. Wtedy chwała, zaszczyty i cielesne przyjemności przyjdą same! Możesz zmienić swoje życie, bez bredni tych staruchów, którzy cię uczyli!


Skończył nagle, aż ogłuszyła was cisza, jaka po tym zapadła. Wolnym krokiem znów wszedł na oddalone nieco podwyższenie. Ale czuć było coś innego. Cienie znów się zbliżały, znów widzieliście ich szpony i zimne jak lód oczy. Słabła też magia, w jakiej uwięził was elf, mięśnie znów pracowały a nieco pokrzepiający ciężar trzymanego oręża stał się na powrót realny. Aerandir postawił na ołtarzu swoją świecę i odezwał się raz jeszcze.
-Podejmijcie decyzję. Nie musicie jej wypowiadać na głos, otwórzcie tylko swoje serca! Oddam wam świece i pomogę w poszukiwaniach następnej! I zyskacie wiele więcej niż ja mogę wam dać, Shar bowiem kocha swoje dzieci. Decydujcie się szybko, bowiem matka ciemności nie lituje się nad słabymi!
Czar wypuścił was ze swych objęć, a cienie zafalowały, otaczając was ciasnym kręgiem.
 
Sekal jest offline