Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2009, 20:02   #9
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tiny
- Mówiłem ci żebyś schował wróżkę. Teraz nie mamy ani wróżki ani giganta - usłyszał za sobą Tiny.
- A niech to! - wrzasnął Johan - Przeklęty głupi gigant! Robaczki mu się spodobały. Przeklęty golem! I co my teraz zrobimy Greg?
- I co my teraz zrobimy Greg? - przedżeźniał kompana - I co ja mam znowu myśleć za ciebie? Narobiłeś kłopotów a teraz ja ma wszystko naprawiać?
- Wójt nie będzie zadowolony, może nam nie zapłacić.
- Wiem! Trzeba jakoś zwabić go tu z powrotem. Tylko jak?
Olbrzym nie zważając na słowa "mięczaków" podążał dalej na wschód. Zafascynowany wpatrywał się w małą istotkę. Olbrzym był pełen złości na fałszywych ludzi, którzy poraz kolejny pokazali, że nie są nic warci. Teraz jednak nie było to już ważne. Źli i dwulicowi ludzie zostali daleko za nim, teraz liczyła się tylko ona. Mała, krucha istotka uwięziona w żelazne klatce.
Tiny odrzucił kawałek materiału, który ją zakrywał i delikatnie przemówił do elfki.
- Jestem Tiny, a ty?
Świetliste robaczki fruwały ciągle wokół głowy olbrzyma. Barwne rozbłyski migotały gigantowi przed oczyma.
Elfka nieodezwał się ani słowem. W zamian tego gestykulował energicznie. Tiny był zakłopotany. Niewiedział co ta cudowna istota chce mu przekazać. Jedno czego nie trzeba było mu tłumaczyć, to to że okrutne mięczaki pozbawiły elfkę języka, a tym samym możliwości mówienia. Olbrzym był wstrząśnięty. Ich okrucieństwo nie znało chyba granic. Dla dobrodusznego giganta takie postępowanie nie mieściło się w głowie. Próbując rozszyfrować gest elfki, Tiny szedł dalej przed siebie.
Drzew zaczęły się przerzedzać, a teren wyraźnie opadać. Olbrzym stąpał pewnie krok za krokiem, gdy do jego uszuch doszedł strzaszliwy huk. Dźwięk dochodził z daleka a mimo to był strasznie potężny. Na domiar złego kierunek w któym podążał i ten skąd dobiegał hałas pokrywały się.
Gigant zatrzymał się i nasłuchiwał. Słyszał wyraźnie rżenie jakiś bitych zwierząt, metaliczny huk, rumor kruszonych skał i krzyki "mięczaków".



Guun
- Uniżenie witam w moich skromnych progach - powiedział karczmarz - Czym mogę jaśnie panu służyć?
- A tym, że przed chwilą weszło tu dwóch ludzi w szafirowych habitach. Gdzie oni są? - ostro spytał Guun, bacznie rozglądając się po pustym pomieszczeniu.
Oczy go niezawiodły. Kapłani, którzy przed chwilą weszli do gospody znikęli. Nie było możliwe by weszli do innego pomieszczenia, najbliższe drzwi znajdowały się dobre dziesięć metrów od wejścia. Poza tym Guun by to zauważył. Gospodarz spuścił tylko głowę i milczał.
- Mów jak pytam! - warknął gniewnie.
To że w Trzech Krainach był ktoś z jego świata, nie wróżyło niczego dobrego. Nadomiar złego byli to kapłani Nasgasha, aż strach pomyśleć co by było gdyby jeden z nich zdobył Koronę Władzy.
- Mów! - wrzasnął ponownie przybysz.
- Panie naleję ci piwa, na koszt firmy. Usiądź i rozgość się - próbował zbyć go karczmarz.
- Mów pókim dobry! - zagroził badacz. Nie tak wyobrażał sobie swoje pierwsze chwile w tym świecie. Cóż jednak było robić musiał dowiedzieć się co robią tutaj ci kapłani.
- Panie to źli i bardzo niebezpieczni ludzi i lepiej nie wchodzić im w drogę - rzekł cicho gospodarz.
Guun chicał wypytywać go dalej, gdy na podłodze zauważył osobliwy rysunek.

Nie było już rzadnych wątpliwości co do tego jak zniknęli kapłani. Skorzystali z tego kręgu teleportacyjnego. Guun pewnie by za nimi podążył, ale nieznał zaklęcia otwierającego portal.



Felix
Felix nie ufał nikomu. Tego już zdążył się nauczyć. Od czegoś musiał zacząć poszukiwania, a mapa napewno będzie pomocna. O ile oczywiście jest prawdziwa. Oba spotkania w karczmie były dość niezwykłe. Młodzieniec nie wahał się czy zabić tego mężczynę czy nie, chciał jednak wiedzieć o nim coś więcej. I by najmniej nie dlatego, że go to w jakiś sposób interesowało. Musiał wiedzieć jaki interes w jego śmierci ma ten grubas. Wyciągnął rękę mówiąc:
- Możesz mi coś o tym człowieku powiedzieć?
- Co ci za różnica kim on jest? Ważne, że jego śmierć przybliży cię do Korony Władzy - odparł otyły mężczyzna, wciskając jednocześnie w dłoń Felix metalowy klucz.
- To ci pomoże w twoim zadaniu - rzekł grubas - To klucz do wejścia dla służby. Myślę, że najlepiej będzie jak jeszcze dziś wieczorem udasz się na ulicę Targową i załątwisz sprawę.
- Ale... - Felix chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mężczyzna przerwał mu.
- Dość tych pytań. I mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie - powiedział grubas wstając od stołu - Pamiętaj ulica Targowa, trzeci dom po prawej stronie. Jak tylko załatwisz sprawę zajrzyj do mojego sklepu. Nazywam się Bruno Lomak. Zapytaj o sklep Bruna, a każdy na mieście ci wskaże drogę. Bywaj!
Mężczyzna odszedł, a Felix został sam ze swoimi wątpliwościami. Miał klucz i nieprzyjemne zadanie do wykonania. Nie przypuszczał, że pierwszą rzeczą jaką będzie musiał zrobić by zdobyć Koronę Władzy będzie zabicie człowieka.
- Za nim się zdecyduję, obejrzę sobie ten dom - pomyślał i wyszedł z karczmy.

Odnalezienie ulicy Targowej nie było trudne. Jedna z głównych ulic odchodzących od rynku miasta. Felix szedł rozglądając się bacznie. O tej porze ruch na ulicy był duży. Większość kupców zbierała się już do domu i to ich wozy i tabory utrudniały swobodne przejście. Chłopak zatrzymał się pare metrów od celu i przyglądał się okazałej rezydencji.
Właściciel musiał być osobą znaną i przed wszystkim bogatą. Dom był największy na tej ulicy. Jego bogato zdobiona fasada odrazu rzucał się przechodniom w oczy. Jedno głowne wejście i dwa mniejsze po bokach. Dwie strzeliste wieże na rogach budynku więńczyły to dzieło miejskiej architektury.
Felix już wiedział, że jego zadanie nie będzie tak proste jak mu się na początku wydawało.


Thorius
Krasnolud wahał się tylko chwilę. Potem już był tylko szybki bieg, o ile można o czymś takim mówić w przypadku ciężko zbrojnego krasnoluda poruszającego się po bagnach, i gwałtowne szarpnięcie za dębowe drzwi. Thorius pociągnął za metalowy uchwyt a jego nozdrzy połaskotał znajomy i tak bliski jego sercu zapach wilgotnych, ciemnych i ciasnych podziemnych korytarzy. Krasnolud szybko, oglądając się co chwila za siebie i wypatrując powrotu krakena, rozpalił pochodnię. I już po chwili z lubością zanurzył się w podziemny labirynt. Już pierwsze kroki utwierdziły go w słuszności jego decyzji. Podziemna konstrukcja miała się nadzwyczaj dobrze. Potężne podpory, solidny strop, gwarantowały bezpieczną wędrówkę.
- Widać, że moi tu byli - mruknął pod nosem.
Na ścianach co kilkanaście metrów umieszczono uchwyty na pochodnię. Krasnolud pewnie, ściskająć w dłoniach stalowy topór, podążał naprzód.
W podziemiach panowała kompletna cisza. Thorius, dla którego nie była to pierwsza podróż wewnątrz ziemi, dobrze wiedział że nie wróży to nic dobrego. Zatrzymał się na chwilę i nasłuchiwał. Kompletna cisza, przerywana tylko jego ciężki sapaniem.
- Niedobrze - podsumował brodacz.
Ruszył jednak dalej naprzód, gotowy w każdej chwili do ataku. Po kilku kolejnych krokach korytarz zaczął się poszerzać, a po kilku następnych zaczął przechodzić w okazałą salę.
Pomieszczenie zbudowane na bazie koła były sporych rozmiarów. Conajmniej dwadzieścia metrów średnicy. Krasnolud zauważył, że jest to pewnie wązeł komunikacyjny, albo nawet samo serce labiryntu, gdyż w ścianach widać było kolejnych jedenaście korytarzy prowadzących w głąb labiryntu. Na środku sali stał dziwny ołtarz.
Na okrągłym postumencie u stóp rzeźby ohydnego maszkarona stał stół ofiarny w kształcie dłoni. Krasnolud podszedł ostrożnie w tym kierunku. Był już w połowie drogi i gdy usłyszał dalekie odgłosy rozmowy, dobiegającej z jednego korytarzy.
 
brody jest offline