Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2009, 01:03   #1
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
[Storytelling] Powozy bogów

Powozy bogów
Prolog: Na wschód!

Ultrich Kreuzenferg był już gotowy do podróży. Stał na lądzie wpatrując się w marynarzy pakujących skrzynie zawierające składniki do potraw, które kucharz będzie miał za zadanie przyrządzić podczas nadchodzącej podróży. Sam książę nie miał większych zapasów. Jedynie rodowy rapier, monety według wschodniej waluty i lekkiej koszulki kolczej pod błękitnym mundurem generała księstwa Umbard. Teraz należało czekać na wybraną dwudziestkę, która ma się tutaj zgłosić przed zmierzchem.
Kreuzenferg skierował swe kroki w stronę pomostu, lecz natknął się na kapitana Tyrmefala, który miał kierować morską częścią wyprawy.


Człowiek zaufany i doświadczony. Sam podszedł do księcia i dziarsko poklepał po ramieniu.
- Czeka nas wspaniała podróż! - krzyknął. - Mam nadzieję, że rozpęta się sztorm! Kocham takie przygody.
- Ja nie, kapitanie - odpowiedział Kreuzenferg poważnie. - Chcę jedynie, by doprowadził nas pan bezpiecznie do celu.
Tyrmefal zaśmiał się głośno, co nieco zirytowało Ultricha.
- Bez problemu, wasza książęca mość. Szacuję, że po dwóch dniach trafimy na Celmę, a potem już tylko tydzień do Zhieloskoju.
- O ile nie przeszkodzi pogoda - rzekł książę wpatrując się w statki wypływające z portu.
- Może być i burza - wskazał ręką okręt. - To nowe cacko ponoć potrafi sobie poradzić i z takimi problemami. Będzie okazja sprawdzić!
- Tylko pamiętaj o jednym, kapitanie - Kreuzenferg odwrócił się raptownie i spojrzał Tyrmefalowi głęboko w oczy. - Nie chcę, aby ta wyprawa zamieniła się w pańskie... eksperymenty. Rozumie się?
Uśmiech oficera zgasł, a wesołość uleciała. Wyglądał teraz na smutnego.
- Tak jest, książę - odrzekł spokojnym tonem i ruszył w stronę statku.

***

Rydiss Tirio

Podobno pierwszy krok jest najważniejszy. Stałeś przed bramą do miasta Umbard, co radośnie obwieszczał umajony napis na górze z napisem "Witajcie w Umbardzie". Jasne było, że włodarze chcą wykorzystać chwilową sławę, by zabłysnąć, wypromować swoje małe księstwo w Imperium, a może nawet w całej Pelladzie. Za bramą przywitał cię rząd domów, które również były przystrojone, a droga wyprzątnięta. Sklepy kusiły witrynami, dzieci wpatrywały się radośnie w bramę, oczami szukając wspaniałych wojowników, o których słyszały tyle opowieści. W mieście panował ruch i typowy rozgardiasz. Miałeś jeszcze trochę czasu przed wieczorem, oraz ostatecznym momentem do zgłoszenia się na statek.

W którymś momencie poczułeś, że coś pociąga cię za rękaw. Zza pleców wyszła staruszka o chytrym spojrzeniu. Wokół jej stóp kręcił się czarny pies.
- Drogi panicz życzy sobie, bym mu powróżyła? - powiedziała wlepiając w ciebie szare oczy.
Nim jednak zdołałeś odpowiedzieć, za tobą rozległ się czysty śmiech.


- Nie wierzyłem, że wyściubisz nos ze swojego małego królestwa - powiedział mężczyzna - a w dodatku weźmiesz udział w tak trudnej misji.
Wyminął cię wysoki, chudy człowiek, starszy od ciebie o co najmniej kilka lat. Miał długie, ciemnobrązowe włosy, opadające na plecy falą, twarz owalną i wzrok pełen cynizmu. Na sobie miał złote szaty i dwie księgi wystające z przypasanej do boku torby. Znałeś go - Sigund Kreuzenferg - adept sztuk tajemnych geomancji.
- Nie sądzisz, że twój ojczulek zmartwi się, gdy jego synuś... zginie przypadkiem gdzieś na wschodzie? - spytał złośliwie idąc spokojnie dalej. - W każdym razie... do zobaczenia na statku.
Widziałeś jeszcze jak złote szaty mieszają się z tłumem.

***

Ragath

Pałac, a właściwie budynek gdzie mieścił się cały urząd księstwa, nie był dość imponujący. Zrobiony z białego marmuru front i kolumnada, ogrody przed wejściem oraz fontanna. Szybkie rozeznanie, oraz krótka konwersacja ze strażnikiem, dały Ragathowi wskazówkę, że powinien skierować się do portu. Oznaczało to około dziesięciu minut drogi. Jednak ostateczny termin to wieczór, więc nie wymagało pośpiechu.

Chociaż wokół pałacu zebrało się niewiele osób - znacznie więcej kręciło się na placu w centrum i przy wejściu w oczekiwaniu na gości. A jednak po chwili ktoś podszedł do ciebie i brutalnie wepchnął do dłoni małe zawiniątko.
- Pan to zgubił - rzekł blady staruszek.
Na nic nie zdały się zaprzeczenia.
- Nie, widziałem jak panu wypada to z kieszeni - zarzekał się.
Dodał również, że nie zna zawartości.

Gdy tylko otworzyłeś zawiniątko, w środku był szary kamień o kształcie regularnej bryły ośmiościennej.

***

Gloinus Whitebeard

Coraz więcej obcych przybywało do Umbardu tego dnia. W tym czasie siedziałeś jeszcze w sklepie.
Od ostatniej wiadomości od gońca minął już tydzień i początkowa radość opadła. Klienci wprawdzie mówili coś o przybyciu bohaterów na wyprawę, lecz wydawało się, że książę zapomniał o starym krasnoludzie. Oznaczało to powrót do ciekawego, choć nieco monotonnego trybu życia. Trzeba jeszcze rozpakować przygotowane rzeczy... Jak szybko okazało się, warto było czekać.
Tego dnia do twojego sklepu zawitała elfka. Było to zjawisko niespotykane, gdyż mało który z przedstawicieli elfich klanów przybywał do tego miasta w innych celach niż handel zamorski. A jednak ta panna była jak najbardziej realna.


Jak każdy z ich licznej rasy - piękna i tajemnicza, mimo że wiele było odmian elfów. Ta elfka była blada, miała włosy czarne, a pod słońce nawet granatowe. Oglądała wyeksponowane przedmioty w zakładzie. Kilka zmierzyła w rękach, a potem z szacunkiem odstawiła. Sama miała na sobie lekką, szarą zbroję i obuch na plecach.
- Słyszałam o twoim kunszcie, krasnoludzie - odezwała się nagle - ale dopiero teraz zobaczyłam na własne oczy twe dzieła. Robią wrażenie.
Podeszła do ciebie i wyciągnęła przypięty do pasa zwój. Podała go tobie bez słowa. Była to jakaś wiadomość zapisana pospiesznie, koślawym pismem.

"Panie Whitebeard! Kilka dni temu był u pana goniec z wieścią. Teraz dopiero powiedział mi, że nie przekazał panu ważnych informacji. Tą wiadomość podałem w ręce kapłanki Tyllevare, której ufam. Wyprawa rozpoczyna się dzisiaj o wieczornej porze. Spotykamy się w porcie. Liczę, że pan się zjawi.

Książę Umbardu Karl Kreuzenferg

[Dopisek jeszcze bardziej koślawym pismem] Tak się składa, że kapłanka Tyllevare będzie naszą towarzyszką w misji. Zaprzyjaźnijcie się."


***

Samuel Bystry

Zza rogu budynku obserwowałeś jak rozpoczynają się przygotowania do wyprawy. Port był pełen marynarzy - najlepszych na jakich stać było Umbard. Gdzieś w pobliżu przechadzał się sam książę, ale teraz odszedł. Zamiast niego widziałeś obcych przybyszów - ludzi, elfy, krasnoludy, a nawet kogoś ze zwierzoludzi.
Ten piękny okręt był zarazem czymś zupełnie obcym, a ci goście z całego Pelladu nawet egzotyczni. Gdzie w tym wszystkim było miejsce dla takiego chłopaka jak ty? To byli wojownicy, magowie, którzy poznali w życiu prawie wszystko - brali udział w bitwach, wyprawach poszukiwawczych, przełomowych odkryciach. Oni wszyscy zostali wezwani, bo to bohaterowie, którzy walczą dla sławy, pieniędzy albo własnych poglądów.
A co ty potrafisz? Gdzie byłeś? Co możesz zaoferować? Całe życie spędziłeś na tych śmieciach, babrałeś się niemal dosłownie w błocie. A Zhieloskoj? Taki odległy. Chyba nawet nie wiesz, gdzie się znajduje.
Jednak Kreuzenferg, którego na oczy widziałeś chyba raz, musiał mieć powód, by wśród tej elitarnej dwudziestki znalazło się miejsce dla ciebie. Mnożyło się zbyt wiele pytań, które nie miały odpowiedzi.
Był za to wyraźny wybór. Albo spróbujesz żyć od nowa i przed wieczorem zgłosisz się do portu, albo pozostaniesz na swoich śmieciach... do końca życia.
 
Terrapodian jest offline