Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2009, 19:21   #3
Eravier
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Biały mur z cegły, wysoki na trzech, może czterech ludzi. Ślicznie odbijający blask słońca, który rozlewał się nad miastem tworząc oniryczną otoczkę. Marmurowa tabliczka z wyrytymi słowami „Witajcie w Umbardzie ”wisząca na stalowych skrzypiących zawiasach. Tyle klimatycznych rzeczy a mimo wszystko najcudowniejsze wydawały się Rydiss-owi te typowe pełne wody liście otaczające miasteczko. Ten pnący się zboczami murów i zawiłościami budynków bluszcz. I ci ludzie krzątający się tuż za bramą strzegącą przed najazdem i dzikimi zwierzętami. Stał tak zastanawiając się i rozglądając. Chwilkę. Do czasu, gdy cień jednej z chmur przysłonił się część niezdarnie ułożonych cegieł pod nogami, na, które teraz akurat się przyglądał. Dopiero teraz dwójka na fioletowo ubranych strażników, którzy do tej pory gawędzili chwaląc się między sobą pięknem swoich ostrzy zobaczyła go. Jeden z nich zapytał ochrypłym głosem:

- Jak sądzisz wędrowcze, bo zapewne nim jesteś, który z mieczy jest lepiej wykonany? – Powiedział pokazując oba ostrza.

- Po tym odlewie można powiedzieć, że oba pochodzą z waszej kuźni jednak – ciągnął wskazując na miecz z lewej strony – to ostrze ma drobne żłobienie, przez co będzie mniej skuteczne, dlatego wybrałbym to z twojej prawicy.

- Słuszna decyzja i bystre oko potrzeba nam więcej takich ludzi. Oby sprzyjały ci niebiosa wędrowcze – uśmiechnął się i puścił Rydiss-a dalej w stronę portu. Gęstwina ludzi przeciskających i obijających o siebie szła wąską uliczką, skąpaną w cieniu. Multum witryn i zdobień przynajmniej takie odniósł wrażenie. Dopiero teraz też zaczął zdawać sobie sprawę z zalet czaru, który rzucił na sakwę przed wejściem do miasta. „Łatwo tu zostać okradzionym” – pomyślał i wtedy poczuł raptowne szarpnięcie za ramię. Odwróciwszy się, lecz nie wyczuwszy zagrożenia, młodzieniec podniósł powoli wzrok na posiwiałą, starą kobietę w kapturze.



- Drogi panicz życzy sobie, bym mu powróżyła? - Powiedziała wlepiając w Ridiss-a szare oczy.

Kobieta ubrana była w stary poszarpany płaszcz z kapturem, szare oczy, w których tęczówki wydawały się zanikać przyciągały uwagę i zmuszały do zastanowienia. Jej postawa była zachwiana, jednak umysł zdawał się być czystszy niż u nie jednej osoby. Na twarzy widoczne były niezrozumiałe nawet dla kogoś takiego jak Rydiss słowa. „ To musi być jedna z wieszczek tych wiedź, które przepowiadają przyszłość. W sumie to może być ciekawe przeżycie, czemu nie? Czytałem o tym w jakiejś księdze – przypomniał sobie nagle. ” I już miał odpowiedzieć, gdy za plecami rozległ się śmiech po raz kolejny nie wyczuł zagrożenia jednak od tej osoby emanowała szalona aura. Nim się odwrócił usłyszał słowa pełne pogardy:

- Nie wierzyłem, że wyściubisz nos ze swojego małego królestwa - powiedział mężczyzna - a w dodatku weźmiesz udział w tak trudnej misji.

Tymi samymi kamiennymi cegiełkami kroczył teraz wystrojony w złote zwiewne szaty Sigund Kreuzenferg. Długie ciemne kręcone włosy opadające na ramiona, masa kolczyków wisiorków i zdobień. Ten człowiek z pewnością był arogancki i trwonił pieniądze bez potrzeby, o czym zresztą już się młodzieniec Tirio nie raz przekonał. Ta osoba przyprawiała o wstręt. Kontynuował:

- Nie sądzisz, że twój ojczulek zmartwi się, gdy jego synuś... Zginie przypadkiem gdzieś na wschodzie? - Spytał złośliwie idąc spokojnie dalej. - W każdym razie... Do zobaczenia na statku.

- Do zobaczenia. - odparł.

Znikł tak szybko jak się pojawił, z czego akurat Tirio się ucieszył nie miał ochoty na dłuższą pogawędkę, z człowiekiem jego pokroju. Nie chcąc się specjalnie głowić nad nim odpuścił sobie ripostę, choć samo „do zobaczenia” z pewnością doprowadzało go teraz do szału nie był to człowiek opanowany. Odwrócił się z powrotem do wieszczki, która całej sytuacji przyglądała się biernie i odpowiedział na jej pytanie:

- Oczywiście będę zaszczycony, ale jeśli nie było by z tym problemu to chciałbym gdzieś się przejść i popatrzeć na widoki. U mnie w rodzinnym mieście takich nie było niedługo będę musiał stąd odejść. – Powiedział z uśmiechem.

Ruszyliśmy w boczne uliczki portowego miasta, Ridiss obserwował zmianę, jaka zaszła mijając parę uliczek od głównych szlaków. Krajobraz nie był już tak wyśmienity, niektóre domy wyglądały jak ledwo pozbijane deski do tego z użyciem krzywych gwoździ. Dzieciaki w podartych ciuchach krzątające się po szarych biednych uliczkach przyprawiły go współczucie. W końcu ktoś jego pokroju nie musiał się martwić o pieniądze. Jedyne, co się nie zmieniło to zieleń możliwe, że było jej tu więcej i wyglądała lepiej. Wiedźma zaprowadziła go do starego drewnianego mieszkania obrośniętego bluszczem gdzie tylko przez okna przebijał się strumyczek światła. Drzwi zastąpione były starą szmatą. Na środku pokoju, który był holem stały dwa krzesła i stół, który gdy tylko usiedli zachwiał się i zaskrzypiały.

- Jak widzi panicz nasza architektura skupia się tylko i wyłącznie na bogatych mieszczanach my zaś żyjemy w ubóstwie. – Ridiss przytaknął tylko głową, dobrze wiedząc czyja to zasługa. – Ale nie traćmy już więcej czasu. Widzę w twych oczach... – Zaczęła się mu przyglądać bardzo dokładnie - błękitne niebo. Lecisz wysoko, lecz coś dogania cię. Cztery jastrzębie. To zły znak, drogi paniczu. Tam gdzie się wybierasz, będzie cię gnębić niebezpieczeństwo w czterech postaciach. Moja intuicja wskazuje chwalebne zwycięstwo, lecz gorzką nagrodę, czy nawet tragiczny finał. A teraz przyjmij moją radę - jeśli wypływasz na wschód - nie wracaj w te strony. Zdecyduj sam, ale pamiętaj o zaleceniach starej wieszczki.

- Dziękuję – oczekiwał trochę innej odpowiedzi. Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie słów z jednej z ksiąg, w tym czasie wieszczka przyglądała mu się bacznie. – Pamiętaj jednak, że przepowiedziałaś jeden z nurtów nigdy nie możemy być pewni, na którym kieruje się prąd rzeki przeznaczenia. Tak czy inaczej będę ostrożny. Do zobaczenia – mówiąc to wcisnął wiedźmie w dłoń pięć kamieni szlachetnych z sakwy i nie czekając na żadne słowa wyszedł. Tym razem podążał w stronę portu całkowicie zadumany, zastanawiał się.

„ Rany ile problemów na głowie. Będę musiał pogadać Ultrich Kreuzenferg, choć raczej z tym nie będzie większego problemu. Dobrze wie, że nie mógłby mnie zabić nawet nie chodzi o fakt, że to trudne samo w sobie, ale o to, że mój ojciec by go zgładził i straciłby łaski cesarza. Jednak ta misja wszystko zmieni, jeśli zginę na niej nikt go o nic nie oskarży, więc będzie zadowolony faktem, że przybędzie mu jedną osobę więcej na pokładzie. Później będę musiał na niego uważać. Równie mały problem powinienem mieć z Renillą jest teraz na służbie i nie może zawrócić zresztą służy nie tylko mojemu ojcu, ale także i mi, więc jeśli odmówię jej groźbom by zawrócić to nie będzie miała żadnego słowa głosu. Choć jej miecz może być później bardzo przydatny. Największy problem będzie z Sigund to człowiek nieobliczalny i w swej nienawiści może zrobić coś głupiego. Hm…, Choć z drugiej strony pochopne ruchy mogą się skończyć tak samo groźnie dla mnie jak i dla niego. No i ta przepowiednia. Nigdy nie wrócić na ojczyste Ziemie? I te cztery jastrzębie tu chodzi o jakieś moje przywary ludzi przedmioty czy może o zdarzenia? „

Nim się spostrzegł był już przy statku z kilkoma żaglami i flagą cesarską na maszcie. Strażnicy przepuścili go, gdy tylko pokazał pierścień książęcy wskazali też kajutę Ultrich-a. Po drodze do kajuty spostrzegł dobrze zbudowanego mężczyznę śpiącego już w dziwnej pozycji opierając się o dębowe deski burty. Wyczuł zapach chmielu. Wszedł do kajuty z zamiarem przekazania mu wiadomości, z której z pewnością się ucieszy. I poproszenia o trzyosobową kajutę, znaczy miał zamiar spać z trzema osobami. Jedną miała być Renilla, gdy tylko ją zobaczę drugą ten śpiący dobrze zbudowany facet, którego chciałem po rozmowie z Ultrich-tem zataszczyć do kajuty. Niech się wyśpi i wytrzeźwieje potem może mieć mniej czasu na to. No a trzecią oczywiście miał zając on sam…
 

Ostatnio edytowane przez Eravier : 17-06-2009 o 20:16.
Eravier jest offline