Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2009, 02:11   #5
Deviler
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Życie jest ulotne. Ów ulotność była dość ciekawie przedstawiona na przykładzie Toma, bowiem niemal ją uosabiał. Cofnąwszy się chwil pomiędzy "nieco" a "trochę" bowiem szybował niesiony falą ciepła, która zza jego pleców niemal rozgrzała do czerwoności aparaturę, którą ten nosił. W czasie pomiędzy jego dotarciem "tutaj", gdziekolwiek to było wiele się zmieniło. Najbardziej rzucał się mu w oczy brak jego zwyczajowego "laboratoryjnego szlafroku", jak to zwykł mawiać. Z tego powodu, a może z innych panicznie wręcz wymacał głowę szukając na niej czapki, a gdy udało mu się w stu procentach stwierdzić jej obecność odetchnął z ulgą. Następną rzeczą na jaką się zmusił było podciągnięcie rękawów i rozpięcie marynarki. Spoglądał na swoje wychudzone, ledwo umięśnione ciało jakby doszukując się jakichś oznak uszczerbku zdrowia. Właściwie wypatrywał czarnych plam, ale posuwając się do przodu w akcji, gdy stwierdził, że jego stanu zdrowia można by niektórym pozazdrościć.

Wtem jego wzrok powędrował na niebieskoskórego... Wyraz zniesmaczenia oraz pewnej dozy żalu wymalował się na jego twarzy. Niemal gładkie czoło zmarszczyło, a wraz z nim zarysowały się dwie linie przechodzące od płatków nosa aż do brzegów ust. Podbródek się cofnął, a jajowata twarz osoby będącej z wyglądu pomiędzy chłopakiem a mężczyzną zdawała się niemal karykaturalna. W szczególności, że była w kolorze białego pergaminu. Można było pomyśleć, że światło słoneczne raczej nie upodobało sobie jego twarzy, a może na odwrót.
Jakim cudem go skaziło, a ja pozostałem całkiem zdrowy?! - Świtająca myśl zmusiła go do jeszcze większej zadumy. Na szczęście nie trwała długo, gdyż podczas jej trwania dołączył się do tego bezmyślnie działającego mechanizmu jakim kierują się zgrupowania osób będące w szoku. Łąka, kwiatki, drzewka... Nic na tyle nowego, by przykuć jego uwagę... Ptaszki, pszczółki, krzewy, statki kosmiczne, rzeczki...

Proces myślowy niemal urwał się w połowie. Statki kosmiczne?! Ów obiekt długości przekraczającej długość pałaców Albiońskich strasznie przykuł jego uwagę. Złapał się na tym, że właściwie szczękę miał otwartą na oścież, niby zaproszenie dla fauny do zaglądania do środka, jednakże nie pozostał w tym stanie zadumy zbyt długo. Nie teraz, gdy właściwie zobaczył coś, czego wcześniej nie był w stanie zmierzyć, oszacować, rozkręcić, sprawdzić jak działa, skręcić z powrotem, zbudować samemu i wprowadzić poprawki. Zaprawdę, wiele było chęci, ale jak mało było czasu?
Odrzuciło mnie po wybuchu jakieś parę kilometrów. Szacując moje położenie to gdzieś z zachodu... - Zdjął rękawiczkę by poślinić palec, który następnie pionowo skierowany wystawił w powietrze. Teraz właściwie zdał sobie sprawę, że był sporo powyżej czterech cali! Wpatrywał się z nieukrywaną zazdrością w kierunku towarzyszy za pewnie również przeniesionych tu przez prądy powietrza z eksplozji, w duszy przeklinając Matkę Naturę, za nikczemny wzrost jakim go obdarzyła przy porodzie. Niecałe sześć stóp wzrostu... Może dlatego zawsze chciał wzbić się w powietrze, by raz spojrzeć na innych z góry? Może, kto wie.

Serii zdziwień nie było końca. Nagle zdołał ujrzeć metalową bryłę o objętości równej... Ale to nie o tym miałem, jej objętość była ostatnią z rzeczy, które czyniły ją interesującą. Pierwszą, która to sprawiała był fakt, że ów mało aerodynamiczny przedmiot unosił się w powietrzu! Dodając fakt, że na tej bryle nic nie robiąc sobie z okrutnie łamanych praw fizyki stały dwie męskie postacie dodał dodatkowego smaczku temu zjawisku. Jednak brzytwa Ockhama od razu skierowała jego podejrzenie o to, iż jakieś urządzenie wyrzuciło ten obiekt w niebo, a teraz podążając krzywą balistyczną skorelowaną przez niską aerodynamiczność obiektów o kilkadziesiąt jardów miał niedługo się zderzyć... Z nimi! Instynkt samozachowawczy nakazał mu odskoczyć kawałek dalej od grupy pozwalając im zatroszczyć się o własne przeżycie lub stanie się naleśnikiem. Mało to bohaterskie, ale cóż...
Trudno było wyrazić zdziwienie, gdy bryła poruszyła się niezgodnie z jego wyliczeniami. Tym bardziej, że nowo przybyli mężczyźni nie bardzo zdawali się poruszeni z faktu, że zostali wystrzeleni. Nieśmiało z powrotem wrócił do "grupy", o ile tak można nazwać chaotycznie zebraną grupą indywiduów, rzuconych na jedną polankę gdzieś w zieleńszej części świata. Rozmowy pomiędzy nimi o "demonach" i "piekłach" zbył na drugi plan, wszak nie chciał podważać istnienia jednego i drugiego, bo na domiar złego dobrała by się do niego jeszcze Inkwizycja, a to już byłaby lekka przesada. Póki co odpowiadała mu rola terrorysty, na heretyka jeszcze musi sobie zapracować. Ze zrozumieniem kiwał głową wsłuchując się w słowa ów mężczyzny o imieniu Eric. Co prawda nic z nich nie rozumiał, a jego bełkot bardziej przypominał mu jeden z tych wschodnich wierszy, haiku o których się nasłuchał w azjatyckich dzielnicach Londinum. Trafne porównanie... Jednak jedno było całkowicie zrozumiałe. Według jego wywodu znajdował się w innym miejscu niż poprzednio i ponoć nie mógł wrócić! Powoli zbierał się, by wyrzucić z siebie całą frustrację w jakiej się znajdował w tej sytuacji, ale rozważnie wolał poczekać na innych "przybyszów" o których mówił. Nie powstrzymał się jednak od parsknięcia śmiechem gdy usłyszał słowa "potencjalny superbohater". On?! No dajcie spokój!
 
Deviler jest offline