-
”…Zapach potu i Marii Skłodowskiej-Curie wisiał w powietrzu, gdy sięgnęłam po dyspozytor, któryś z tych żółtogłowych klaunów w kostiumach zwrócił na mnie uwagę. Cała akcja poszedłby w łeb, gdyby nie mój znakomity talent skrupulatnego przewidywania kroków przeciwnika i nadludzkiej wszechstronności w planowaniu na ich podstawie, kroków awaryjnych. Trzy gwiazdki powinny wystarczyć by przyszpilić jego rękę do ściany zanim wciśnie alarm. W następnej sekundzie doskoczyłam do niego i skręciłam mu kark, rzucając jeden z moich ciętych Testów na Dobranoc (Killing Quote). Ha ha, było cudownie, jeszcze tylko ukraść jeden rdzeń z głównej sali a Ubercon z pewnością nie dokończą projektu na czas. Potem wystarczy się ulotnić i zgarnąć kasę, to zapewni mi trzymiesięczny urlop na Hawaiach… Aloha Babe!. No cóż, nie śpieszyłam się zbytnio, przyznaje dałam ciała z czasem. Eksperyment właśnie ruszył, a gdy znalazłam się pod kratkami w podłodze na wzniesionej scenie naukowych zmagań, jedna z rękawic wyślizgnęła mi się z rąk trafiając prosto do mazi chłodzącej. O ja biedna, mam nadzieje, że nie zniszczy mi to lakieru paznokciach, hehe, chwyciłam jeden rozgrzanych rdzeń przy pomocy pozostałej rękawicy. Tak, już niewiele a moja skóra miała poczuć kojącą bryzę Oceanu Spokojnego. Ale niestety, poślizgnęłam się na prętach wzmacniających konstrukcję, rzucając się wprost do mazi za lecącym w powietrzu rozgrzanym do białości rdzeniem. Przed zemdleniem, najprawdopodobniej po zaliczeniu ostrego guza, usłyszałam jedynie charakterystyczne brzęknięcie odbijającego się jednego rdzenia o następny, wprowadzając rząd kolejnych w efekt domina… potem cisza, i obudziłam się tutaj. W Bawarii!”
Wanda obudziła się już jakiś czas temu, obserwując okolicę i przeklinając z niewiadomego powodu pod nosem.
-
Cholera to mnie będzie kosztować, wakacje. Eddie Chapman pewnie śmieje się ze mnie zza grobu. Eh, po co bawiłam się w skradanie mogłam wysadzić całą tą fabrykę, potem zwalić na kogoś winę, chociaż półtora miliona udałoby mi się z tego wyciągnąć.
Podczas gdy Black Tarantula, zagadywał do Magnusa,
Ona dopiero podchodziła do grupki przebudzonych; Śpiących Królewn.
W skrócie była to smukła i atletyczna kobieta, ubrana w czerwono żółty, w pełni zakrywający jej ciało kostium super bohaterki. Jej długie muskularne łydki połyskiwały w świetle, pozostałościami chłodzącej mazi. Jędrne, zdrowo rozrośnięte biodra utrzymywały jej niechlujnie zawieszony pasek z akcesoriami na przyzwoitym poziomie. Powyżej było widać wyraźnie zakreślony kaloryferek oraz gigantyczną klatka piersiową. Plecy okrywały dwie skrzyżowane ze sobą katany. Które kołysząc się wprawiały w ruch, swymi szarpnięciami paska, dwa puszyste arbuzy umieszczone z przodu postaci, mogąc wprawić w zazdrość swą obfitością samą Miss Marvel. Prezentując swą osobą ziszczenie marzeń każdego nastolatka, o typowej Amerykańskiej Super Girl.
-
Yo! Liebsien! Können Sie mir zwei Flaschen des Bären bitte geben?
Zwracając się w owej chwili do dziewczyny w przebraniu pokojówki, sięgała jedną ręką po portmonetkę. Po chwili uniosła wzrok, zza dziewczyny dostrzegając znajome twarze.
-
Hej! ‘punny, co tu robi… (?) - Postać zrobiła krok w tył, dopiero wtedy dostrzegając resztę zebranych, poza Punisher’em.
-
O Bob Sagat! Nie mówcie mi że znów wylądowałam w Lightning Rods?
Słońce, lub jakiekolwiek inne źródło światła padało zza jej pleców, dopiero gdy obejrzała się w stronę Magnusa, reszta zebranych dostrzegła jej maskę. Były to dwie czarne plamy na tle czerwonej maski, w których centrum znajdowały się oczy postaci. Gdy siwy mężczyzna powiedział, co miał do powiedzenia, dziewczyna przerwała myśl Black Tarrantulli, lub w każdym razie zaczęła nie przejmując się, czy on zdoła posklejać swe myśli do końca.
-
Hej, to ja stara poczciwa ‘pool, nie ma co histeryzować na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie. Ty mówisz Otherworld, a ja na to; ok. jak tam chcesz, jestem otwarta, szanuje cię i twoje zboczenia… ale - ‘pool przystała po prawicy Black Tarrantulli, trzęsąc dłońmi w powietrzu jakby prawiła kazanie w stylu Martin’a Luther’a King’a
-…bądźmy poważni, mam sprawy do załatwienia, dzieci do wyżywienia, ludzi do zabicia, czas to pieniądz, a ja straciłam właśnie… - liczy w myślach -
trochę z wyżej wymienionych. Świat potrzebuje takich jak ja, więc nie mów mi, że umarłam. Z drugiej strony, nie mogę umrzeć, mam układ z…- Kobiece wydanie
Deadpool’a wydawało się równie denerwująca co oryginał, przynajmniej dla tych którzy mieli tą nie-przyjemność spotkania go za życia. Na tą chwile wydawało się że nie miała zamiaru przestać mówić, póki ktoś nie zacznie gadać. A brzmienie jej charakterystycznego, chrapliwego głosu Demi Moore wrzynało się bezlitośnie w uszy wszystkich zebranych, utrwalając się w nich po resztę ich życia, albo i nie-życia.