Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2009, 08:57   #10
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
2028, Pflugzeit – Altdorf
Anna

Treść listu wiele wyjaśniła Annie. Jednakże chciała dowiedzieć się również co planowała Kancelaria i sam Kanlcerz. Wiedza taka mogła przydać się jej w późniejszych działaniach. Przez chwilę zastanawiała się nad dalszym planem działania. Po chwili miała już gotowy i jej zdaniem całkiem udany i porządny plan.

Najpierw postanowiła napisać krótki liścik do jedynego zaufanego przyjaciela jakiego miała w Altdorfie. List pozornie zawierał tylko informacje o tym, że wyjeżdża na jakiś czas do chorej ciotki do Middenheim. Zawierał również inne pozornie mało istotne informacje. Na koniec Anna dopisała zdanie, że ciocia Wilhelmina cierpi na bezsenność i że będzie musiała podejść do któregoś ze znanych altdorfiańskich alchemików bo Ci w Middenheim to chyba jakieś nieuki. Oczywiście list zawierał również banalną formułkę pożegnania. Anna posypała list drobnym piaskiem aby atrament dobrze wysechł. Odczekała kilkanaście minut, później sięgnęła po drugi specjalny kałamarz z nietypowym atramentem, którego normalnie nie było widać i napisała kilkanaście trójek różnych liczb. Nawet gdyby ktoś zdołał je zobaczyć nie miał by najmniejszych szans je odczytać. Natomiast Anna była pewna, że jej przyjaciel zdoła je odczytać bez problemów.

Później wezwała Thersę i przekazała jej:
– Pójdziesz z tym listem do karczmy „Beczka” w porcie. Podejdziesz do karczmarza, przekażesz mu list, powiesz, że ma on go przekazać Albrechtowi Seemehrowi – kapitanowi „Zielonej Meduzy”. Dasz mu te monety, żeby nie zapomniał. Thersa słuchała uważnie swojej nowej pani. Miała zamiar dokładnie i porządnie wykonać swoje zadanie i wypełnić wolę nowej chlebodawczyni.
– Zrozumiałaś?
– Wszystko jasne panienko, czy mam powtórzyć co nakazałaś mi zrobić?
– Nie ma potrzeby. A teraz słuchaj dalej. Później wrócisz szybko tu do mnie, ja przygotuję dla Ciebie nowe ubranie, nieco świecidełek. Pójdziesz do Kancelarii i posłuchasz co ma do powiedzenia podkanclerz Karol van Eickmar. Jeśli by Cię pytali po drodze o miano powiesz, że nazywasz się Anna Laheks. Dobrze zapamiętaj co powie jegomość podkanclerz. Na koniec dodasz, że nie jesteś zainteresowaną zadaniem i wyjdziesz. Później wrócisz w okolice południowej bramy, będę na Ciebie czekać w okolicach karczmy „Dębowy Liść”. Początkowo Thersa wydawała się nieco zdziwiona dalszą częścią zadania, ale później słuchała uważnie i dokładnie. Widocznie nie było dla niej nowiną załatwiać dla swoich mocodawców różnych dziwnych spraw.
– Spamiętasz wszystko? na koniec zapytała Anna.
– Jasne, panienko. Na wszelki wypadek powtórzę, co mi nakazałaś … odparła dość pewnie Thersa i zaczęła powtarzać słowo w słowo przykazane zadanie. Nie popełniła przy tym rażących błędów. Anna poprawiła ją tu i tam.
– Panienko, a nie będzie Ci potrzebna pomoc przy pakowaniu się?
– Therso. Twoja pomoc byłaby mi nieodzowna, ale dostarczenie tego listu oraz Twa wizyta w Kancelarii są dla mnie niezbędne. Bez tego nie dam sobie rady … Anna gładko i sprawnie rozwiała wątpliwości Thersy.

Chwilę później Thersa z listem w ubraniu o dość dobrej jakości z mieszkiem pełnym srebrnych i miedzianych monet ruszyła w stronę portu. Chwilę później również Anna opuściła mieszkanie. Musiała zrobić trochę zakupów przy których nie chciała by ją ktokolwiek obserwował. Pierwsze swe kroki skierowała w stronę straganów alchemików i tych ze składnikami do czarów. Zakupiła kilkanaście różnych flakoników. Oczywiście substancje zawarte w nich były całkowicie dozwolone. Na koniec ruszyła do „Demiurga” składu alchemicznego Wilfreda Młota – krasnoludzkiego alchemika, z którym była zaprzyjaźniona.

U niego zakupiła kilka różnych nieco mniej legalnych substancji i składników. Przy okazji rozpytała go o „Hirschenstein”, Kancelarię, Kanclerza. W sumie nic nowego się nie dowiedziała, poza tym, że Wilfred twierdził, że … sprawa cuchnie, Anno! Uważaj na siebie! Nie było to żadne novum dla niej. Sama to czuła. Przy okazji zagadnęła go o powóz lub lepiej karetę, najlepiej by pojazd był tani, ale w dobrym stanie, niekoniecznie z legalnego źródła.
– A i potrzebuję jakiegoś pacykarza, żeby namalował pewien herb, a wiele pytań mi nie zadał. Znasz jakowego?

Wilfred poskubał chwilę swoją brodę popatrzył na Annę badawczo.
– Powóz, lub kareta? To nie będzie to tanie moja droga! Ale postaram się coś załatwić. Co do pacykarza to nie ma problemów. Ja to mogę namalować. Swego czasu studiowałem to i owo pod okiem Anieli de Michelis w Marienburgu na Uniwersytecie, ale ostatecznie rzuciłem studia artystyczne i poszedłem na termin do alchemika. krasnolud uśmiechnął się pod wąsem na wspomnienie tamtych czasów.
– Za godzinę u mnie Anno. Przygotuj powiedzmy 150 koron? Tyle powinno wystarczyć. Postaram się coś utargować dla Ciebie, ale nie dam głowy czy się uda.

W czasie, gdy Anna załatwiała to i owo na mieście, Thersa dostarczyła już list, posiliła się przy okazji w karczmie piwem i wędzoną rybą i ruszyła w stronę Kancelarii. W tym samym czasie …

Po godzinie spędzonej na drobnych zakupach, wizycie w domu, Anna wróciła do Wilfreda. Zauważyła, że brama prowadząca na tyły jego pracowni jest zamknięta nieco inaczej niż poprzednio. W pracowni oprócz Wilfreda nie było nikogo innego, zapewne Wilfred zakupił od pośrednika nie pragnącego rozgłosu powóz.
– Mam coś dla Ciebie, Anno, to lando łódkowe. W sumie może przewieźć aż sześć osób. Mam nadzieję, że się nada dla Ciebie … zaczął mówić krasnolud.
– Nada się doskonale. A woźnica? Masz kogoś dość sprawnego w powożeniu ale dość głupiego by nie zapamiętał osoby, nie zadawał pytań? wpadła mu w słowo Anna.
– Znam jednego takiego. Poświeć mu w oczy złotem a pójdzie na koniec świata za Tobą, przy okazji nieźle gotuje, nie zadaje pytań, do dwóch nie zliczy i nie licz że cokolwiek spamięta na dłużej. Ale powozi – poezja … odparł krasnolud.

Wilfred zamknął pracownię i zaprowadził Annę na jej tyły – na wewnętrzne podwórko. Na środku stała piękna kareta, smoliście czarna, wydawała się pochodzić z samych piekieł.




Anna obejrzała dokładnie pojazd ze wszystkich stron. Nie był on całkiem nowy, ale na tyle mało zużyty, że mógł za taki uchodzić dla mało wprawnego oka. Przy okazji nie miał żadnych herbów inskrypcji i tym podobnych które by zdradzały jego pochodzenie. Anna nie pytała skąd pochodzi pojazd, Wilfred i tak by jej nie powiedział.
– Ile? zapytała na koniec oględzin rzeczowo Anna. Usłyszana cena była astronomiczna, ale wiedziała, że nie bardzo ma się jak targować z przyjacielem w takiej sprawie. Szybko wydobyła przygotowane pieniądze.
– Tu namalujesz taki herb … A i tu domalujesz nieco ozdób – dobrze jakby wyglądały na złote. wskazała Anna na burtę pojazdu, kilka innych elementów i pokazała przygotowany wcześniej herb.
– A i masz może nieco jakiegoś czarnego materiału? Nie chcę by ktoś od razu zwrócił uwagę na herby …
Wilfred skinął głową i wrócił do pracowni po niezbędne przybory. W tym samym czasie Thersa dotarła do kancelarii...
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline