Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2009, 10:11   #1
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[autorska, storytelling] Opowieści z Ludzkich Królestw

Mogę rzec, że to ja byłem duchem przewodnim wydarzeń jakie się wówczas rozegrały. Patrząc z perspektywy czasu i znając to zdarzeń, myślę że postąpiłbym inaczej; inaczej pokierował całą sprawą. Lawina jaką uruchomiły z pozoru błahe i nieistotne wypadki; lawina jaka rozpoczęła się od strącenia małego kamyczka w Toranii, miała, jak się później okazało niebagatelny wpływ na historię całych Królestw.
- omnius Edvin Callisto -

To ja, książę Valdes Heneiros, popchnąłem tych łotrów na właściwą drogę! Dzięki mnie stało się to wszystko. A jeśli ktoś ma inne zdanie to niechaj staje na ubitej ziemi z mieczem w dłoni przeciwko mnie!
- Valdes książę Heneiros -



Banda zbójecka, której przewodził Hoserro przestała istnieć kilka dni wcześniej. Po prostu los lub bogowie odwrócili się od herszta i członków hanzy i stało się to, co w końcu spotyka każdą grupę rozbójników, oprychów lub innego łajdactwa. Zostali pobici. Książę Valdes najwidoczniej stracił cierpliwość lub może udało mu się zakończyć jedną z małych wojenek, jakie toczył z sąsiadami i skierował swoich żołdaków przeciw bandytom. Mogło się to stać też dlatego, że od jakiegoś czasu ataki bandy stały się bardziej agresywne i krwawe. Dawniej napadali na jadącego traktem kupca, zabierali mu towar i ubranie po czym puszczali wolno. Ale ostatnio ludzie gadali, że po przyłączeniu się do hanzy jakiegoś cudzoziemskiego fanatyka, ataki nabrały brutalności, z dymem poszło kilka wiosek. Ocalali mówili o mężczyźnie z ogniem w oczach, który przed atakiem zwykł wygłaszać płomienne kazania. A potem dochodziło do rzezi, z której cało wychodzili tylko ci, którzy na drzwiach mieli krwawe znaki. No to się książe zdenerwował i bandę rozbił, rozbójników pojmał i teraz na rynku w Ventre będzie wieszanie. Zabawy co nie miara, z tej okazji przyjechała trupa kuglarzy, a książe ogłosił dodatkowy dzień targowy. Oj, będzie widowisko...



Revellis, Łupaszka, Thorgar

Siedzieli w ciasnym loszku już kilka dni. Wszyscy, którym udało się ujść z życiem z polowania urządzonego przez księcia. Brakowało samego herszta bandy – Hoserro, ale wiadomo, że taki jak on miał zagwarantowane lepsze atrakcje i zupełnie inny lokal. Nie było też tych siedmiu, którzy polegli w starciu z książęcymi żołdakami. Można powiedzieć, że mieli szczęście... Ciężko rannych dobito na polu bitwy, lżej ranni zostali opatrzeni i siedzieli w lochu. Brakowało tylko jednej osoby – Tristisa Lupaatusa... Gdzie on wtedy był? Chyba stał na czatach...

Drzwi do celi otworzyły się ze zgrzytem i do małego, śmierdzącego uryną i potem pomieszczenia weszło trzech mężczyzn. Dwóch z nich zjawiało się w lochu już wcześniej – przynosili przykutym do ścian więźniom wodę i chleb do jedzenia oraz co pewien czas zabierali któregoś z członków bandy na przesłuchanie, z którego wracał pokrwawiony i zmaltretowany. Trzeci z mężczyzn był tu po raz pierwszy. Odziany był odmiennie od pozostałych dwóch, miał na sobie krótki czarny kaftan i takie same pończochy. Na głowie nosił skórzany, również czarny czepiec.

- Oto nastał dla was ten dzień... – zaczął swoją przemowę. W rękach powoli obracał zwiniętą kartę pergaminu. Oczy wszystkich więźniów spoczywały właśnie na niej. Wszyscy wiedzieli co to jest. Jednak łudzili się, że jednak ich los się odmieni.

- Dzień kary za popełnione przez was zbrodnie... – jednak los okazał się okrutny. – Pewnie nie raz myśleliście sobie: pozostaniemy bezkarni, ten dureń nas nie dopadnie. A jednak stało się... Mamy was wszystkich, gawiedź już się zebrała, szubienica wzniesiona. Czekamy tylko na głównych aktorów... Ich lista jest tutaj.

Zaśmiał się ze swojego żartu, dwaj strażnicy również wybuchnęli śmiechem. Jednak nikt więcej nawet się nie uśmiechnął. Czarny rozwinął listę...

- Sznur czeka... – mruknął i zaczął wyczytywać imiona skazanych. Strażnicy podeszli do wyczytanych i wyprowadzili z celi.

Tristis Lupaatus

Tristis stał wśród rozentuzjazmowanego tłumu, który zgromadził się na rynku w Ventre. Zjechali się ludzie z wszystkich okolicznych wiosek i farm, bo i okazja była przednia. Przecież nie codziennie zdąża się wieszanie. I to do tego połączone z występami grupy kuglarzy samego maestro Noergi. Jakby tego było mało swoje stragany i kramy rozstawili miejscy kupcy i rzemieślnicy. Ogólnie świetna zabawa...

Tristis przepatrywał tłum w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Kogoś komu również udało się ujść książęcym żołnierzom. Nie zauważył nikogo. Najwidoczniej tylko on miał szczęście. Podczas gdy się tak rozglądał zauważył, że sam książę Valdes przygląda się egzekucji stojąc na najwyższym piętrze swojego kasztelu, w towarzystwie kilku osób. Mimowolnie ocenił odległość i siłę wiatru...

Właściwie sam nie wiedział po co przybył do miasta. Przecież logiczniej by było uciec jak najdalej, zapomnieć o tym wszystkim i rozpocząć nowe życie, gdzieś z dala od tej parszywej Toranii. Ale przyszedł, być może wiedziony ciekawością, a może w nadziei, że coś się wydarzy. Coś co spowoduje, że jego druhowie z bandy ujdą jednak z życiem.

- Ciekawe czy i teraz któryś z nich spróbuje sposobu na zapaskę – zagadnął Tristisa stojący obok mężczyzna. – Ostatnio robi się to popularne. No wiecie, panie, dziewoja biegnie z zapaską, na głowę zarzuca skazanemu i krzyczy: Mój ci on, mój! A prawo każe takiego uwolnić, ale tylko w szczególnych cirkumstancjach...

Tristis spojrzał na sąsiada i wtedy kątem oka dostrzegł jeszcze coś. Samotną postać mężczyzny stojącego w wykuszu na wieży świątyni Adanira, wznoszącej się po przeciwnej stronie rynku niż ta, gdzie stał podest z szubienicą. W momencie, w którym Tristis starał się mu uważnie przyjrzeć, mężczyzna zniknął. Ale jakoś tak dziwnie – nie wykonał żadnego ruchu w celu zejścia po schodach lub drabinie, po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Stał i patrzył jak z miejskiego loszku wychodzą pierwsi skazani. Wytężył wzrok i rozpoznał ich. Byli to młodziutki Alejo i łysy Guilermo. W eskorcie strażników weszli na podwyższenie na którym stała szubienica. Kat założył im powrozy na szyje. Do tej pory wiwatujący i rozkrzyczany tłum zamarł. Książę i towarzyszące mu osoby zawzięcie o czymś dyskutowały.

- W imieniu jaśnie nam panującego Valdesa księcia Heneiros, za zbrodnie morderstwa, grabieży, gwałtu, zniesławienia, podpalenia, przywłaszczenia mienia etc. etc. - Herold stojący obok kata odczytywał wyrok. – Skazuję was, Alejo synu Ramona oraz Guilermo synu Casparro na śmierć przez powieszenie...
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 08-07-2009 o 19:44.
xeper jest offline